Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-05-2014, 01:18   #211
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Ulice Tempelhof, Sylvania
32 Vorgeheim
Północ


Wciąż wstrząśnięci nagłym atakiem upiorów wędrowcy zebrali się przed płonącymi zgliszczami Szemranego Kruka oddając ostatni hołd martwemu już bohaterowi z Volkenplatz. Nie chcąc pozostawać zbyt długo na otwartej przestrzeni, po krótkiej chwili dość nerwowej ciszy zatopili się w mrok wąskiej uliczki. Prowadziła ona w kierunku Twierdzy Tempelhof.
Szli w milczeniu, trzęsąc się nie z zimna, lecz ze strachu o własne życie. Sytuacji nie poprawiały potężne kule ognia, które rozświetlały na ułamki sekund nocne niebo, by zaraz spać na okoliczne chaty niszcząc je z dziecinną łatwością. Miasto powoli zmieniało się w jedno wielkie ognisko wypełnione agonalnymi krzykami umierających, które echem niosły się po ulicach stłumione przez odgłosy wciąż stawiających opór mieszkańców miasta.
Chcąc uniknąć bezpośredniej konfrontacji z przytłaczającymi liczebnie upiorami starali się poruszać wąskimi alejami z dala od większych ulic, gdzie toczyły się najbardziej zażarte walki. Po kilku nerwowych minutach, które wydawały się dłużyć w nieskończoność, dotarli niezauważeni do głównego placu miasta. Lyndis mijała to miejsce już wcześniej przy akompaniamencie stada hałaśliwych kruków, lecz teraz było ono odmienione nie do poznania. Okalające plac zrujnowane chaty trawiła nieokiełznana pożoga pochłaniająca budynek po budynku. W samym centrum agory znajdowała się nadgryziona zębem czasu studnia, która niczym moździerz pluła na wysokość kilkudziesięciu pięter kulami rozżarzonego ognia. To właśnie ona była źródłem ogarniającego Tempelhof pożaru, lecz nikt z zaprawionych w bojach najemników nie potrafił zebrać w sobie tyle odwagi by podejść i przyjrzeć się z bliska osobliwej anomalii. Żaden z nich nie chciał mieć do czynienia z czarną magią, nawet Eusebio.
Przyparci do rozgrzanych szalejącą pożogą ścian walących się budynków wędrowcy obeszli piekielną studnie i ruszyli ścieżką prowadzącą w kierunku Twierdzy Tempelhof. Po drodze, na niewielkim wzniesieniu spostrzegli starą zrujnowaną świątynię połyskującą intensywnym czerwonym blaskiem.


Zwabieni mieszanką strachu i ciekawości zbliżyli się do dawnej świątyni Morra na odległość kilkunastu kroków. Schowani za grobowcem i licznymi nagrobkami okalającymi starą budowlę wsłuchiwali się w nocną ciszę w nadziei, że zaraz coś się wyłoni z ciemności.
Siedzieli nieruchomo przez dłuższą chwilę zastanawiając się kogo wysłać na zwiad, lecz ich niemalże bezgłośną sprzeczkę przerwało charakterystyczne brzęczenie kolczugi dobiegające ze świątyni. W spowitym krwistą mgłą głównym wejściu zrujnowanej budowli pojawiła się mała przygarbiona sylwetka okryta karmazynowym płaszczem. Był to Fritz, którego Borys miał nieprzyjemność poznać nieco bliżej w Ponurym Lesie. Schowani za grobowcem najemnicy wraz z rodziną Kastnerów rozpoznali w nim znanego z wioski znachora dopiero po kilku dłuższych chwilach wnikliwych obserwacji.
Fritz wyszedł na otaczający świątynię Morra cmentarz dzierżąc smolistoczarny kostur zakończony upiorną dłonią. Tuż za nim pojawił się liczący siedmiu wojowników orszak ożywionych za pomocą czarnej magii szkieletów. Upiory rzucały ukradkowe spojrzenia w stronę nekromanty i poszczękiwały orężem o tarcze domagając się w ten sposób upuszczenia świeżej krwi, lecz Fritz wydawał się kompletnie ignorować ten niepotrzebny hałas. Stał pochylony na środku cmentarza rozglądając się wokół mocno zaintrygowany. Do uszu skulonej za nagrobkiem Lyndis dotarło głośne węszenie wydobywające się spod kaptura starca, który zbliżał się do niej nieuchronnie.
Fritz stanął tuż przed schowanymi za grobowcem uciekinierami. Nie mieli o tym zielonego pojęcia, ale sędziwy nekromanta wyczuwał ich obecność.
- Wiem, że tu jesteście. Czuję wasz strach, którym ociekacie niczym świnie błotem! Pokażcie swoją twarz! - powiedział władczym tonem opierając dłonie na kamiennym nagrobku, za którym schowała się Lyndis. Nie widział jej, ale słyszał rozkołatane do granic możliwości serce niewiasty znajdującej się gdzieś w pobliżu. Nie czekając za odpowiedzią odwrócił głowę w bok, by warknąć przez ramię w stronę zebranych za nim upiorów następujące słowa - Mamy niechcianych gości. Znajdźcie ich i nie miejcie żadnej litości.
Powtarzać drugi raz już nie musiał. Dzierżące okrągłe tarcze i długie miecze upiory rzuciły się w stronę najbliższych nagrobków.

 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 07-05-2014 o 13:57.
Warlock jest offline