Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2014, 03:01   #3
Fantomeks
 
Fantomeks's Avatar
 
Reputacja: 1 Fantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnie
Aberdeen, 5 dni temu
Znowu to spojrzenie. Widział je 2-3 razy do roku i za każdym razem mówiło jedno: znowu zostawiasz rodzinę. Za każdym razem ten sam scenariusz. Jon mówi jej o planowanym wyjeździe za kilka tygodni. Ona przyjmuje to ze spokojem. 3-4 dni przed wyjazdem Cristen przestaje się odzywać. Ostatniego dnia reaguje na wszystko jak byk na płachtę. Jonathan nie rozumiał, czemu kobieta tak reaguje. Wyszła za antropologa, podróże się z tym zawodem łączą.
Mc’Avery wcisnął niedopałek papierosa do popielniczki i zamknął laptopa.
- Wiesz, że muszę jechać.
- Przecież się nie odzywam – wycedziła przez zaciśnięte zęby, w których trzymała cienkiego papierosa.
Ton, z jakim Cristen wypowiedziała te słowa, niemal zabolały Jona. Niemal.
- Nie musisz. Znam cię.
Kobieta usiadła mu na kolanach, splotła ręce na jego ramionach i oparła się czołem o czoło Jona.
- Potrzebujemy cię tutaj.
- Potrzebujemy pieniędzy. Jestem etnografem, to mój zawód.
- Wiem.
Jon pocałował żonę. Długo i namiętnie. Pocałunek przerwał dopiero płacz dochodzący z drugiego pokoju.
- Idę – powiedziała kobieta, wstając z kolan naukowca.
- Idź.
- Nie siedź za długo.
Gdy za kobietą zamknęły się drzwi, ten z portfela wyciągnął jej zdjęcia.
Brakowało mu tego uśmiechu. Jon spojrzał na zegarek. 23:49. Rozłożył się wygodnie, wyciągnął nogi i odpalił kolejnego papierosa.

Lough Corrib, teraz
19 godzin, 4 różne pociągi i prom później, autobus z Galway odstawił Jonathana na przystanku pośrodku niczego. Antropolog wolałby, by to okazał się tylko kolejny przystanek do celu. Ale był już na miejscu, wszak odrobił pracę domową. Długa droga naprawdę zmotywowała go do wyczytania chyba wszystkich informacji o miasteczku. I Bóg mu świadkiem: gdyby podróż trwała 15 minut dłużej, Mc’Avery zdążyłby się nauczyć nazwisk członków rady gminy do 30 lat wstecz…
Mimo niesamowitego zmęczenia, Jonathan zdecydował się rozpocząć wstępne rozeznanie, kierując się do serca tutejszego społeczeństwa – pubu. Spojrzał na szyld, który wyglądał tak stereotypowo, że wywieszający go powinien stracić prawa obywatelskie. Jonathan podsumował to tylko uniesieniem brwi.
- Poważnie?
Nie zastanawiając się dłużej, wszedł do środka, zastanawiając się, jakie to niespodzianki sprowadzi na niego to miejsce. Spodziewając się zobaczyć prawdziwych irlandzkich chłopców, rozczarował się nieco. Nic to. Niewerbalnie zamówił piwo i usiadł przy jednym ze stolików, dyskretnie przyglądając się mężczyźnie. Nim otrzymał popitek, stracił całe zainteresowanie dziadkiem.
Do kobiety uśmiechnął się przyjaźnie i z nieskrywanym szkockim akcentem, odpowiedział:
- Z Aberdeen. I dotarłem już do celu.
Nie bał się o niechęć irlandzko-szkocką. Bo kto mu da tutaj w mordę?
 
__________________
Róże są czerwone, bywają i białe
Chociaż jestem zabawny, nie umiem rymować.
Fantomeks jest offline