Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2014, 21:20   #217
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Z podkulonym ogonem podążała za grupą żywych. Drżała cała ze strachu jak i z zimna. Gorący pot, który pojawiał się na jej twarzy w stresujących chwilach teraz zamienił się niemalże w kostki lodu. Rękawami starała się zetrzeć to, co niepotrzebne, jednak z czasem już nie wiedziała, czy nadal miała do czynienia z lodem, czy może sama tak przemarzła.

Była zmarznięta, mocno zmęczona, piekielnie głodna i przeraźliwie wystraszona.

Przywarcie do siebie ramion nie dawało za wiele. Jedynie odrobinę otuchy, choć i tak nieznaczącej. Mając przy sobie paru uzbrojonych ludzi mogła opuścić gardę i dać sobie chwilę wytchnienia przynajmniej od niebezpieczeństwa. Mimo wszystko i tak nerwowo się rozglądała we wszystkie strony.

Ze studnią ani z cmentarzem nie miała zamiarów mieć żadnych kontaktów. Podświadomie się ociągała, by jak najdłużej nie zbliżać się do takowych miejsc. W ten nieszczęsny sposób znalazła się najdalej wejścia do świątyni, najdalej od grupy a najbliżej osoby, gdzie uświadomienie sobie kim jest zajęło jej sporo czasu. Nie mogła poukładać sobie w głowie rzeczy, które w sprzeczności ze sobą walczyły. Przecież… W jaki sposób sędziwy starszyzna wioski mógł być odpowiedzialny za taką masakrę? Jak… Czemu? Czemu na ludzi, których chronił teraz podnosił rękę? Do tego nie była w stanie dojść. Strach odebrał jej rozum.

Podkuliła się pod nagrobkiem przywierając mocno do płyty. Serce waliło tak mocno, że niemal doprowadziło ją to do zawału albo i nie wyskoczyło by samo z klatki piersiowej i nie uciekło o własnych siłach. Płuca i gardło zacisnęły się strasznie w konwulsjach. Nabrane powietrze zostało uwięzione w środku i nie mogło ani się wydostać ani zaczerpnąć świeżego tlenu. Dłonie przywarły do ust niemalże wtapiając się w jeden kawałek ciała nie zwracając uwagi, że nawet uniemożliwiają oddychanie. Z drugiej strony było to dobre, bo te dźwięki mógłby zdradzić jej niezwykle bliską pozycje. Oczy były zamglone i załzawione od paniki. Jej wzrok tak wyraźny, jakby miała nimi krzyczeć na całe gardło nie mogąc się zdecydować, czy z samego strachu, czy z potrzeby pomocy.

Dzielnie trzymała wszystko, choć i tak na ostatnim włosku, i tak było to za dużo. Było pewnym, że w końcu to się skończy. Tym momentem był strzał wykonany przez Walbrechta. Mimo wszelkich starań z jego strony kula nie doleciała do celu. Pomknęła jedynie w jego kierunku i uderzyła w nagrobek. Huk, uderzenie i rozprysk prawie na twarzy Lyn był czymś, czego znieść w ciszy już nie mogła. Puściła usta w krzyku a rękoma objęła obronnie głowę kładąc się z wrażenia przy ziemi. Nie wiedziała nawet, czy sama oberwała, czy tylko odpryski zakuły ją od boku a małe kawałeczki wplotły się we włosy i suknię.

Gdyby strach nie odebrał jej rozumu, doszłaby do wniosku, że w Sylvani nie można znaleźć nic innego jak właśnie śmierć i strach. Uświadomiłaby sobie, że gdziekolwiek się nie pojawiła spotykało ją coś złego. Teraz nie wiedziała co się w okół niej dzieje. Była w jednym miejscu, nie wiedziała nawet czy uciekać i gdzie. Była już bliska obłędu, który zatraci wszystko, co rozumne.
 
Proxy jest offline