Szczury. Wielkie szczury, włochate. A pies z nimi tańcował, że włochate, ale łażą na dwóch łapach i gadają kurna jak ludzie.
Torsten od dłuższego czasu, a właściwie od momentu, gdy odzyskał świadomość po uderzeniu w potylicę jakimś tępym narzędziem, nie mógł wyjść ze zdumienia.
To nie było naturalne. Szczury powinny być małe, piszczeć i spierdzielać przed ludźmi. A nie jak te tutaj. Uzbrojone po zęby i wredne. W dodatku miały muszkiety. Sigmarze Najświętszy. Muszkiety!
Gdyby Torsten miał głowę przykręconą na gwint, dawno by mu się już odkręciła od ciągłego obracania.
- No to już chyba wszystko widziałem w życiu. – mruknął przysłuchując się słowom szczura wystrojonego, jak stróż w Mitterfruhl.
Z niedowierzaniem sięgnął po swój ekwipunek. Dużo tego nie było, ale cenne. Dobrej jakości rapier, dwa pistolety z oporządzeniem i reszta klamotów. Konia nie było. Pewnie go zjadły szczurzesyny.
Na szczęście nic nie było uszkodzone, tylko trzeba było podsypać proch na panewki. Torsten poprawił szerokoskrzydły kapelusz, rękawice i długaśne cholewy przy butach, sięgające powyżej kolan. Wreszcie przypominał człowieka, a nie więźnia. Zwłaszcza z bronią za pasem. Gdyby jeszcze tylko mógł się umyć … ale nie wymagajmy zbyt wiele od zwykłych nagoogoniastych bydląt, żeby dostarczyły wodę skoro same też się nie myły.
Szczur elegant chciał, żeby mu przynieść jakąś książkę z domu. Sam widać nie mógł. Sprawa zatem była śmierdząca, jak jamy niewolników. Gdyby ktoś miał wątpliwości, że nie będzie łatwo, to na dzień dobry w starej ruderze, do której weszli, przywitał ich duch i to prawdziwy, o ile duchy w ogóle są prawdziwe.
- Pssssss.
Z głośnym świstem Torsten wypuścił powietrze z płuc. Spietrał się, ale trzymał fason.
- No nieźle. Ciekawe co jeszcze nas tu czeka. – zerknął z ukosa na współnieszczęśników.
- Poznajmy się, skoro los nas ze sobą zetknął. Jestem Torsten Hummel. – wyciągnął rękę do najbliższego człowiek starając się go ocenić.
Jakoś żaden z ich grupy nie wyglądał zabójcę gigantów. Niestety.
Z zaciekawieniem zajrzał przez otwarte drzwi do komnaty po prawej. Wszedł ostrożnie.
- Książek tu nie ma, ale są ładne sreberka. – podniósł nóż, widelec i łyżkę.
- Akurat nie mam sztućców. Ma któryś worek? Szkoda, żeby tyle dobra się marnowało. – zwrócił się do kompanów z błyskiem chciwości w błękitnych oczach.
Kostnica Kostnica Kostnica