Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2014, 04:29   #218
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację


Świątynia Morra, Sylvania
32 Vorgeheim
Północ


Noc była wyjątkowo zimna, zdecydowanie zimniejsza niż poprzednie spędzone u boku barona Christofa Rotenstada. Wicher zawodził żałośnie pośród kruszejących ruin, przyczajonych martwo i cicho pośród jałowych wzgórz Tempelhof.
Lyndis owinięła się szczelniej swoją piękną suknią, lecz nawet to nie było wstanie powstrzymać drgawek. Dygotała cały czas nie bardzo wiedząc czy to z zimna, czy też ze strachu.


Skulona za kamiennym nagrobkiem schowała twarz w swych delikatnych dłoniach pozwalając by pojedyncze ciepłe łzy spłynęły ku spaczonej przemocą sylvańskiej ziemi. Modliła się w duchu, aby to piekło już ustało, lecz nic nie zwiastowało końca jej cierpienia. Przerażona zamknęła oczy wracając myślami do dawnych dni. Tak bardzo pragnęła ciepła swego domu, że przez moment zapomniała gdzie się znajduje. Wszystko sprawiało wrażenie sceny wyciągniętej z jakiegoś surrealistycznego horroru, lecz ona nie była oczarowanym spektaklem widzem, a kukłą grającą jedną z głównych ról. Robiąc kilka szybkich i głębokich oddechów zmusiła się by wyjrzeć za kamienny nagrobek.

Zza grobowca wybiegł Eusebio torując sobie potężnym korbaczem drogę przez zastępy uzbrojonych po zęby szkieletów. Obwieszona długim łańcuchem żelazna kula skutecznie trzymała na dystans przeciwników, którzy wydawali się mieć więcej oleju w głowie niż potwory, które wcześniej napotkali. Obserwująca to wszystko dziewczyna szybko pojęła, że za nagłym przebłyskiem inteligencji ożywionych istot stoi nie kto inny niż Fritz Einthal, który stał kilka kroków od niej.
Borys ze swym krótkim ostrzem z początku sprawnie przedarł się przez pierwszą linię obrony niszcząc po drodze pierwszego upiora, ale chwilę później jego brawurowa szarża spotkała się z niemałym oporem ze strony ogarniętego nieludzką żądzą mordu przeciwnika. Drogę do Einthala zastąpił mu szkielet uzbrojony w miecz oburęczny, którym posługiwał się nadzwyczaj wprawnie. Niespodziewanie szybkie cięcie wykonane z półobrotu niemalże wytrąciło broń z ręki myśliwego, który pod wpływem silnego uderzenia skrzywił się z bólu czując jak okryta skórą rękojeść jego krótkiego miecza wgryzła się w dłoń parząc ją niemiłosiernie.

Świst strzały przelatującej tuż ponad głową Lyn zjeżył jej włosy i wyrwał ją z bitewnego amoku. Otto celował we Fritza, ale na jego nieszczęście pocisk przyjęła tarcza ożywieńca, który w tamtej chwili skracał dystans dzielący go od dzierżącego rapier Walbrechta. Poirytowany brakiem rezultatu niemowa raz jeszcze naciągnął długi myśliwski łuk, który zatrzeszczał głośno w proteście. Teraz to on był drapieżcą, a nieświadomy zagrożenia nekromanta był jego ofiarą. Łowca zrobił głęboki wdech zdając się na swój strzelecki instynkt, kiedy nagle spostrzegł skuloną pod nagrobkiem Lyndis wykrzykującą coś w jego stronę. Wśród zgiełku panującego na cmentarzu; ogłuszającego szczęku oręża i bitewnych okrzyków nie był w stanie wychwycić pojedynczych słów. Drżąca z przerażenia dziewczyna widząc brak efektu wskazywała palcem jego osobę, a może… coś co znajdowało się tuż za nim. Nim zdążył się obrócić poczuł przeszywający wybuch bólu w okolicy podbrzusza, któremu towarzyszył głośny syk powietrza wydartego z płuc samą siłą uderzenia. Obserwował w zwolnionym tempie jak pokryty rdzą miecz przeszywa go na wylot unosząc go na stopę lub dwie w powietrze, by następnie zostać zepchniętym z ostrza prosto na zbrukaną jego własną krwią cmentarną ziemię. Otto z wysiłkiem przewrócił się na plecy, by ujrzeć stojącego stojącego nad nim upiora, który wykorzystując zamieszenie przed świątynią Morra chyłkiem podkradł się do niego nie zwracając na siebie większej uwagi.
Ożywieniec spoglądał na leżącego u jego stóp mężczyznę z pozbawionym emocji wyrazem przeżartej przez robactwo twarzy. Był maszyną służącą do zabijania i niczego więcej. Miecz raz jeszcze błysnął w powietrzu z zamiarem dobicia śmiertelnie rannego mężczyzny, lecz Otto w nagłym przypływie sił sięgnął po sztylet ukryty głęboko w bucie i cisnął nim w miejsce, gdzie kiedyś znajdowała się krtań potwora. Broń wbiła się aż po rękojeść, lecz nawet ten atak nie powstrzymał rozpędzonego w natarciu potwora, który przed upadkiem zdążył zatopić swój miecz w sercu myśliwego.
Lyndis obserwowała tą krwawy spektakl dygocząc z przerażenia. Widziała jak ten sam upiór, który zabił Otto Kastnera z pozbawionym emocji wyrafinowaniem dopada także resztę jego rodziny. Ich kryjówkę zdradziły pełne rozpaczy krzyki dzieci, które musiały obserwować potworną scenę śmierci ich ojca. Matka zasłoniła je swym własnym ciałem, ale na nie wiele to się zdało, bo chwilę później spotkał je ten sam okrutny los.

Lyn nie potrafiła ani chwili dłużej przyglądać się temu wszystkiemu. Czuła się potwornie bezradna, gdy jej towarzysze jeden po drugim byli mordowani przez istoty z piekła rodem. Musiała jakoś zadziałać, ale nie miała przy sobie żadnej broni.

“Do licha ciężkiego, jesteś z rodu Kratenborg! Myśl, Lyn, myśl!”

Upiory ominęły ją nie zwracając większej uwagi na kryjącą się za nagrobkiem bezbronną dziewczynę i teraz były mocno pochłonięte walką z resztą pozostałych przy życiu najemników. Pozostała tylko ona i Fritz, który był mocno pogrążony w cichym tkaniu kolejnego piekielnego zaklęcia. Nie bardzo rozumiejąc co czyni chwyciła za leżący nieopodal oderwany kawałek nagrobka, ścisnęła go pewnie w dłoni, po czym ruszyła na pochłoniętego głęboką medytacją nekromanty, który wydawał się nie zwracać uwagi na szybko zbliżającą się dziewczynę. Stojąc tuż przed nim zamachnęła się całym ciałem trafiając kamieniem prosto w ohydnie bladą twarz starca. Siła uderzenia złamała nos Einhalowi i odrzuciła go mocno w tył.
Nekromanta zakołysał się niebezpiecznie, ale w porę zdążył złapać równowagę podtrzymując się na zakończonym szponiastą dłonią kosturze. Lyndis włożyła w ten brawurowy cios sporo siły czerpiąc energię za wszystkie wyrządzone jej dotąd krzywdy. W efekcie rytuał, który starzeć odprawiał został przerwany.

- Tyyyy!... - zaskrzeczał Fritz głosem przywodzącym na myśl fałszywie grające stare skrzypce. - Zapłacisz mi za to, suko! Poczujesz ból, który nie śnił się nawet bogom! - Z tymi słowami rzucił się na dziewczynę łapiąc ją za szyję swymi długimi żylastymi palcami zakończonymi ostrymi paznokciami. Jego oczy zapłonęły żywym ogniem, a Lyndis poczuła jak z każą upływającą sekundą wysysa z niej energię życiową.

Dziewczyna próbowała się wyszarpnąć z morderczego uścisku, ale starzec okazał się niespodziewanie silny jak na tak wątłą posturę. Drapanie i okładanie pięściami Fritza po twarzy nie przynosiło żadnych skutków, a Lyn z każdą chwilą słabła coraz bardziej, aż w końcu przestała mieć siły by nawet podnieść rękę.
Wszystko nagle przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Wraz z wyssaną z niej energią dziewczyna straciła wolę życia i powoli odpływała w stronę połyskujących złotem bram Ogrodów Morra. Ogarnęły ją przytłaczające ciemności, słyszała już tylko bardzo odległy okrzyk, który wydawał się dobiegać z innego świata. Potem poczuła jak lega na usłanej trupami ziemi przez mgłę obserwując walkę fanatyka z otaczającymi go wrogami. Jej oczy zaszkliły się...

Eusebio toczył zacięty bój z dwoma przeciwnikami jednocześnie. Ogarnięty fanatycznym szałem zatoczył łuk korbaczem trafiając w czerep najbliższego kościotrupa. Jego łeb eksplodował na dziesiątki kawałków, lecz ten potężny cios zachwiał równowagą fanatyka. Moment słabości wykorzystał drugi przeciwnik, który wcisnął swój miecz między żebra najemnika, kiedy ten znajdował się w półobrocie. Broń wbiła się aż po rękojeść, lecz ogarnięty gniewem swego pana Eusebio nie poczuł wiele. W rozpędzie zdmuchnął także i tego przeciwnika, który pod siłą uderzenia rozsypał się na drobne kawałeczki. Dopiero kiedy opadła adrenalina pokutnik odczuł przeszywający go ból.

Stojący kilka kroków dalej Walbrecht zręcznie pokonał pierwszego przeciwnika wykonując fintę rapierem, by zaraz wyprowadzić kopniaka w jego podbrzusze. Powalony na ziemię ożywieniec poczuł na własnej skórze gniew szlachty Tempelhof.
Mając za sobą pierwszego przeciwnika arystokrata rzucił się z pomocą Borysowi, który miał coraz więcej kłopotów z dzierżącym oburęczny miecz wojownikiem.

Śmiertelnie ranny Eusobio oparł się o przewrócony kamienny obelisk smagany kompulsywnymi wstrząsami. Z każdym kaszlnięciem wypluwał z ust strugi krwi na pokrytą szkarłatem trawę.
- Wybacz mi… moje… grzechy… panie… - wykrztusił z siebie spoglądając w dół na swe drżące w przedśmiertnej agonii dłonie. Ileż istot wysłały one w zaświaty? Odpowiedź na to ponure pytanie znali tylko bogowie.
Pokutnik oglądał jak przez mgłę zmagania towarzyszy z otaczającymi ich wrogami wypowiadając ostatnią pożegnalna litanię do Sigmara.

~ Tobie składam dziś hołd, Sigmarze… ~

Arystokrata natarł szaleńczo na walczącego z myśliwym ożywieńca. Starał się za wszelką cenę odciągnąć jego uwagę od rannego towarzysza, lecz nawet rapierem nie był w stanie wiele zwojować przeciwko tak wprawnie posługującemu się wielkim mieczem wojownikowi wskrzeszonemu za pomocą czarnej magii. Przypominało to nieco pojedynek z niedźwiedziem - krótką włócznią trzeba było trzymać swojego wroga na dystans i na każdy cios przeciwnika odpowiadać dwoma kolejnymi.
Borys wykorzystując okazję rzucił się z obnażonym nożem wbijając go w czaszkę przeciwnika, która zatrzeszczała w proteście. Skończywszy ze swymi niedoszłymi oprawcą Walbrecht i Borys ruszyli z bojowym okrzykiem na Fritza ignorując stojących im na drodze przeciwników.

~ Przyjmij go, gdy ze swymi braćmi zasiądę przy tronie twym. Na ziemiach Imperium nasz dom, złączony z Tobą od wieków, moją wiarą oddam ci hołd… ~

Przedzierając się przez zastępy ożywieńców zostali kilka razy potraktowani żelazem, lecz nie zatrzymali się widząc Lyndis w opałach. Wystawione w defensywnie miecze odpychały natrętne ataki przeciwników, podczas gdy ich właściciele próbowali utorować sobie drogę do torturowanej czarną magią dziewczyny.

~ Prawą ścieżką Twej siły pokonam przeszkody i trud, daj nam znak, niechaj grzmi niebo jak i ląd… ~

Zaciskając zęby by zignorować nieludzki ból w miejscu gdzie swe krwawe piętno pozostawiły miecze strzegących Fritza upiorów, szlachcic wraz z myśliwym przedarli się przez ścianę otaczających ich przeciwników dopadając starca, który na ich oczach pozbawił życia młodą dziewczynę.

~ Przeznaczenie wzywa, nieśmiertelnej chwały głos! Dzisiaj heretyków krew przeleje nasza stal, ogień wiary pokrzepi serca nam, myśmy lud Sigmara! ~

Ogarnięci furią i nagłym zastrzykiem adrenaliny wbili jednocześnie swój oręż w serce pochłoniętego tkaniem zaklęcia Fritza Einhala. Starzec wyprostował się jakby rażony gromem. Jego oczy wybałuszyły się wstrząśnięte niespodziewanym wybuchem przeszywającego bólu, tak bardzo rzeczywistego. Nekromanta spojrzał w dół na wystające z jego piersi ostrza nie potrafiąc zrozumieć jak zwykli śmiertelnicy zdołali pokonać jednego z najpotężniejszych magów Starego Świata, który wiele razy wcześniej zdołał oszukać śmierć.

Teraz, będąc przeszyty ostrzami zgromadzona siła magiczna została uwolniona. Skorupa człowieka, jaką udało mu się sztucznie podtrzymywać przez te wszystkie lata legła w gruzach niczym domek z kart. Wytrącając jeden element wszystko zaczęło się sypać. Począwszy od jego skóry i twarzy.
Jedyni stojący mogli obserwować dziesiątki lat upływające w ułamkach sekundy na jego ciele. W mgnieniu oka skóra wysychała, marszczyła się i rogowaciała. Ciało traciło na objętości pozostawiając tylko kościste zarysy dawnej postaci. Sam Fritz jeszcze w agonii uniósł swój kostur na najbliższego mężczyznę chcąc pociągnąć za sobą przynajmniej jeszcze jedną ofiarę, lecz szarpnięcie wbitymi ostrzami spowodowało jedynie szybszy rozpad jego ciała. Jego skóra tracąc wcześniej swój koloryt przypominała teraz barwą pobliskie nagrobki, by w kolejnych ułamkach sekund zamienić się w smolistą czerń i niczym popiół rozsypać się pod własnym ciężarem i lekkim podmuchem wiatru. Po jego dawnej postaci został jedynie szkielet odziany w smolistą szatę. Kosmyki pozwijanych i wysuszonych włosów, starych jak pobliska świątynia, opadały z gołej czaszki. W jej środku złowrogie światło czystej czarnej magii ukazało się tym, którym Sigmar sprzyjał. Mogli na własne oczy zobaczyć jak powoli gaśnie umęczona dusza, a upiorny kostur rozpada się w tym samym momencie jakby ktoś magicznie pstryknął palcami, jeszcze przed tym jak nekromanta zdążył się zamachnąć.

Fritz Einhal zginął z ich ręki. Zdradziła go jego własna pycha.


Pobliskie dźwięki wzmożyły ich czujność. Upiory, które otoczyły teraz już przypartych plecami do siebie wojowników zbliżały się niebezpiecznie z mieczami zadartymi do przodu. Jeden z nich uniósł kościstą rękę do góry wyprowadzając niechybne uderzenie, jednak w momencie kulminacyjnym ciężar miecza przeważył go, a jego ramie przekręciło się nienaturalnie. Łączenia kości utrzymywane przez czarną magię słabły, a żywi nie czekali ani chwili dłużej nie mając zamiaru wystawiać się na kolejną próbę. Szybka riposta wykrzywiła posturę jednego z nich. Kolejne uderzenia wykręciły pozostałości chrząstek i połamały słabsze spróchniałe kości. Kilka chwil później na ziemi legły już rozczłonkowane nieklejące się do siebie fragmenty. Ku ironii teraz było to proste jak połamanie niewielkiego krzesła. Jednakowoż upiory zdążyły odegrać już swą rolę. Zabrały ze sobą parę istnień same związując swój koniec wraz ze śmiercią swego pana.

~ Sigmar wiedzie mnie przez honoru trakt... Krew heretyków bryzga na świętego Imperium grunt… Gdzie Sigmarycki krzyż triumfuje tam też Sigmar zapanuje… ~

Z każdym wypowiadanym zdaniem umysł fanatyka pogłębiał się w coraz większych ciemnościach. Przestał już widzieć na oczy czując zbliżającą się światłość jego boga.

~ Zawsze wznoś ku niebu swój miecz… ~

Pokutnik zsunął się z krawędzi obelisku opierając się całym ciałem o stojący obok nagrobek. Nie czuł już hańby, ni bólu. Wiedział, że w tych ostatnich chwilach okrytego cierpieniem życia Sigmar przemawiał jego ustami wspierając wciąż walczących towarzyszy. Nie miał już żadnych wątpliwości, że bóg istnieje i otacza go swą opieką. Utulony do wiecznego snu zamknął oczy gasząc ostatnie iskry życia.

~ Jam Eusebio “Pokutnik” ~

~ Twój najwierniejszy sługa ~

~ Amen ~
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 18-05-2014 o 17:15.
Warlock jest offline