Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2014, 04:06   #27
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Zawiść

(Preludium do rozdziału pierwszego)


Wschodzące słońce łaskawie użyczało Faerunowi swego światła, które leniwie wylewało się na Krainy obmywając ich powierzchnię, napełniając sobą domostwa niechronione ciężkimi zasłonami. Jak co dzień ogłaszało się władcą nieba odbierając koronę Selune, której panowanie dopiero od niedawna zaczęło wzrastać, gdy czas dominacji słońca dotarł do apogeum, i dziecię bogini poczęło wyrywać skradzione chwile z jego ognistych objęć.

Światło umiłowanego Lathandera nieśmiało muskało mury wschodniej strony twierdzy i wlewało wciąż delikatną poświatę w jej domenę. Przy jednym z najwyżej położonych okien stał mężczyzna o ledwo kilku pasmach, siwiejących, brązowych włosów, ułożonych schludnie lecz bez nadmiernej pedanterii, a oświetlony był bladym blaskiem wschodzącego słońca. Opierał się o futrynę okna ważąc w dłoni srebrny wisior, przesuwając palcami po krawędziach wypukłego symbolu bóstwa, któremu poprzysiągł oddanie duszy i posłuszeństwo woli. W srebrze odbijały się promienie porannego słońca zdającego przeglądać się w tej gładkiej, prawie lustrzanej powierzchni. Wysoki mężczyzna spojrzał przez okno w dół, w stronę gruntu i skał rysujących się kilkanaście metrów niżej. Zacisnął dłoń w pięść oplatając palcami święty znak i wystawił rękę za okno. Beznamiętnie rozluźnił palce pozwalając, srebrnemu wisiorowi wysmyknąć się z uścisku i zawisnąć nad odmętami wysokości jedynie na cienkim łańcuszku, który jakby w desperacji owinął się wokół dłoni mężczyzny. To było takie proste, odrzucić wszystko, okazać swoje myśli i przejść do ofensywy. Takie proste, jednak zarazem ciągnące za sobą poważne implikacje takiej decyzji.

Łańcuszek zaczął ześlizgiwać się z palców mężczyzny, kiedy ten przechylił dłoń w dół obserwując powolne zsuwanie się insygnium w stronę widniejącego u dołu podłoża.
Mężczyzna rozważał.
Nie - zganił się w myślach chwytając w ostatniej chwili łańcuszek i wycofując do środka dłoń z wisiorem - nawet jeżeli to tylko symbol apostazji... jeszcze nie czas.

Niegdyś trawiące duszę uwielbienie boskiej istoty i tego, co sobą reprezentowała przeistoczyło się w coś, jak powiedziałoby wielu, bardziej przyziemnego. On jednak nie dbał o słowa innych, a i gardził nimi, kiedy na szali leżało to, czego nic nie zdoła przeważyć.

Nawet życia innych, wrogów jak i przyjaciół; tych, którzy mu ufają oraz tych, których opętała podejrzliwość. Nawet własne życie, które w razie wygranej i tak zostanie bezpowrotnie stracone… ale nagroda będzie tego warta.

Gwałtownie odwrócił się od okna.

Odnajdzie nieśmiertelny byt wobec którego składał śluby, a wtedy... wtedy nic go już nie powstrzyma.

Tylko jak oszukać boga?








Szaleństwo kapłanów
ROZDZIAŁ I


Quelnatham Tassilar, Sevotar


Nie poszło tak szybko, jak mogli sobie to zaplanować.
Quelnatham, Sevotar i Aeron wyruszyli około południa w kierunku pałacu lady Alustriel. Wcześniej ten ostatni, do którego to domu ci towarzysze z przypadku się udali, jakby próbował odkręcić wszystko i ogólnie wykazywał niechęć do udania się do władczyni Silverymoon. Spotkało się to jednak z oporem obu elfów, z których każdy na swój sposób wyrażał swój sprzeciw. Sevotar z poruszeniem sytuacją próbował przekonać półelfa, jak ważne jest, żeby podzielił on się swoją wizją także z innymi osobami, szczególnie że przecież już to zrobił. Quelnatham natomiast był bardziej poirytowany postawą niemożliwego mieszańca, chociaż maskował to za napomnieniami. Obaj jednak musieli przyznać, że dopiero teraz zauważyli coś, czego dnia poprzedniego nie spostrzegli. Aeronem najwyraźniej kierowała nie tyle upartość, co jakiś rodzaj obawy podsycany… czym? Tego nie wiedzieli.
Półelf widząc, że nic nie wskóra dał za wygraną.
Dotarli do pałacu z milczącym Aeronem u boku, żeby stanąć przed obliczem Alustriel. Kobieta nie spodziewała się zobaczyć ponownie Quelnathama, a już zupełnie Aerona, więc ich pojawienie się było dla niej nie lada niespodzianką. Po krótkim przedstawieniu trzeciego przybyłego przeszli do rzeczy. Alustriel Silverhand ucieszyła wieść, że wieszcz zdecydował się przemówić o swojej wizji, widząc jednak wyraz twarzy Aerona zapytała go czy aby na pewno tego chce. Zapytany milczał przez chwilę, ale w końcu skinął głową.
I zaczął mówić.
Alustriel słuchała w powadze i skupieniu, nie odzywając się ani słowem. Milczała jeszcze przez chwilę, po czym wstała i poleciła wysłać posłańców do kilku osób, w tym Ilidatha (co spowodowało, że Aeron się skrzywił) z zaproszeniem do pałacu na dziś. Poprosiła trójkę, aby zostali, jako że problem najwyraźniej wymagał przedyskutowania w większym gronie.
Zaproszeni zjawili się szybko, najpewniej odkładając na później swoje zajęcia.
Ilidath był zadowolony słysząc, że Aeron miał jeszcze raz opowiedzieć o wizji przy zgromadzonych i, o dziwo, półelf tym razem nie oponował, chociaż pewnie miał ochotę.
Opowieść wywołała poruszenie, chociaż było troszkę sceptycyzmu.
Quelnatham i Sevotar zauważyli, że Aeron wyraźnie nie czuł się dobrze w tym miejscu, jakby przybity tym, że znalazł się w centrum uwagi z powodu swojej wizji, na co nie mógł nic poradzić. I przygotowywał się na coś. Czy to nadeszło, czy nie- nie wiedzieli.
Ożywione dyskusje trwały długo, a elfy zatraciły w nich rachubę czasu. Kiedy okazało się, że i oni mogą włączyć się do dyskusji nie poniechali tego, więc czas leciał im innym rytmem. Dysputanci mieli różne opinie co do znaczenia tej wizji, ale zgadzali się co do jednego. Nie szkodziło powziąć środków bezpieczeństwa. Możliwe, że nic poważnego nie będzie miało miejsca, ale po co ryzykować?
Kiedy wyszli z pałacu było już późne popołudnie i powoli zbliżał się wieczór. Zmęczeni kierowali się do karczmy, o której wspomniał Ocero, a Aeron wlókł się za nimi, jakby wyprany z życia. W sumie elfie poczucie upływu czasu było inne od ludzkiego, a półelf najpewniej je dzielił ze swoim ludzkim rodzicem.
Widząc już karczmę mogli się zastanawiać czy ich towarzysze wciąż na nich czekają.



Erilien en Treves, Ocero


Potrzebował tego…
Aylleri znalazł go, wczesnym popołudniem, chociaż czy to mogło go dziwić? Mag w jakiś niesamowity sposób potrafił znaleźć każdego i jakby odpowiedział tym samym na potrzebę innego towarzystwa. Przywitał go więc z radością i od razu ruszyli oni coś zjeść (na co nalegał Erilien) i napić się dobrego wina.
Napychając sobie usta jedzeniem paladyn słuchał swojego przyjaciela ciesząc się jego obecnością. Aylleri opowiadał o tym, co ostatnio go spotkało, a Erilien odwdzięczał się tym samym… kiedy przełknął jedzenie. Paladyn Corellona korzystając z okazji podpytał swojego przyjaciela o to, co się w świecie dzieje, w myślach wciąż mają wizję Aerona, która nie dawała spokoju. Nie dowiedział się jednak niczego nowego, jako że wyglądało na to, iż świat zdaje się przeżywać relatywnie spokojniejszy okres. W Waterdeep nie mówiono o żadnych niepokojach, chociaż to mogło się zmienić. Z drugiej strony zapewne wieści o wieszczeniu nie przedostaną się do opinii publicznej, aby nie siać zamętu.
Jednak zdawało się, że coś czyhało, tylko nie wiedzieli co…
Czas mijał na przyjemnej rozmowie i dobrym trunku… oraz jadle, jako że Erilien dbał o to, żeby nie zabrakło go na tym spotkaniu. Aylleri jedynie uśmiechał się na to przyzwyczajony do tego nawyku przyjaciela.
Kiedy paladyn z magiem wreszcie wyszli na ulice okazało się, że jest już późne popołudnie i niedługo zacznie się wieczór. Wtedy też Erilien zdał sobie sprawę z tego, że miał się spotkać w karczmie ze swoimi niedawnymi kompanami, ale… czas w końcu dla elfa płynął trochę inaczej.
Pożegnał się z przyjacielem i udał się do ustalonego miejsca spotkania. Dotarwszy na miejsce nieśpiesznie wszedł do karczmy i rozejrzawszy się zobaczył sączącego piwo Ocero siedzącego na ławie przy jednym z ciężkich, drewnianych stołów. Erilien zastanawiał się ile czasu spędził tutaj kapłan Selune… i ile zdążył wypić.

***

Ocero przebudził się z niejasnym wrażeniem, że wydarzenia dnia poprzedniego były naprawdę szalonym snem. Porwanie i odbicie Nameny, wieszczenie Aerona… Oczywiście porwanie zdawało się być bardziej realne od tego, co powiedział ten półelfi, młody wieszcz. Płonący Splot? Ile trzeba było wypić albo co wziąć, aby mieć podobne wizje?
Wyglądało jednak na to, że wystarczyło być w ten sposób obdarowanym przez bogów.
W sumie, pomyślał w duchu kapłan Selune, bycie wieszczem najwyraźniej nie było łatwe, a przynajmniej nie było łatwe dla Aerona. Coś musiało go spotkać, że utworzył i otoczył się skorupą nieprzystępności i ciężkiego charakteru oraz tak bardzo nie chciał dzielić się swoimi wizjami, że zataił przed światem tak, możliwie, ważne widzenie.
Ocero nie miał zamiaru jednak próżnować.
Cokolwiek mogło się zdarzyć należało to potraktować poważnie, jakkolwiek niemożliwa nie wydawałaby się ta wizja. Kapłan Selune postanowił zasięgnąć języka u podróżnych, żeby zorientować się w tym, co działo się wokół. Możliwe, że odpowiedzi na tę zagadkę leżały blisko i można było je wywnioskować z tego, co się działo, nawet w najbliższej okolicy. Niestety, zawiódł się. Po długim czasie spędzonym pośród podróżnych dowiedział się, że ceny w Waterdeep skoczyły w górę, a w okolicach danego odcinka drogi na szlaku do Wrót Baldura zadomowił się troll. Podobne sensacje napływały do uszu Ocero, jak i szybko z nich ulatywały nie znajdując tam miejsca.
Zrezygnowany Ocero popołudniu ruszył w kierunku karczmy, w której umówił się ze swoimi nowymi towarzyszami. Idąc na miejsce zastanawiał się czy czekają już na niego, ale… oszukał się. Nie było ani Quelnathama i Sevotara ani Eriliena. Ocero zamówił coś do jedzenia i usadowił się na jednej z ław.
A czas mijał.
Żeby przerwać monotonię oczekiwania przysłuchiwał się rozmowom z nadzieją usłyszenia czegoś ważnego, zagaił nawet rozmowę czy dwie, ale nie dowiedział się niczego, co przykułoby jego uwagę. Musiał czekać…
Zbliżał się już powoli wieczór, kiedy znad kufla piwa, które sączył już dłuższy czas, zobaczył jak do karczmy wchodzi nikt inny, jak paladyn Erilien.
Wreszczcie, ale… gdzie tamta dwójka?
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 02-07-2015 o 18:51.
Zell jest offline