Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2014, 03:05   #12
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Karczma ,,Bezimienny Dom”, Neverwinter
5 Tarsakh, 1479 DR
Zmierzch

Zarumieniona nieco na licu Etsy skierowała się w końcu do kuchni. Widząc dzieciaka grzebiącego przy jedzeniu bez większego nadzoru skrzywiła się, ale nie powiedziała nic na ten temat.
- Zrób sobie przerwę od nic nierobienia i chodź do głównej sali - zarządziła srogo. Po jej nerwowej reakcji zmrużyła wzrok - Zaraz, zaraz… - Powiedziała jakby do siebie ze złą miną. Podeszła do niej i szarpnęła za przykrojoną sukienkę - A Ty gdzie się wybierasz, że juchtasz pod pazuchę, co?! - odezwała się głośno. Przetrzepała nieco jej ubranie, by wyleciało wszystko, czego przemycić nie powinna - Do głównej sali! Ale już! W te pędy! - podniosła raz jeszcze głos w złości ciągnąć z początku ją za fraki.
- A idź stara wiedźmo! Sprawdź, czy Cię w wychodku nie ma, jak byłem słyszałem jak z głębi Twe imię bulgotało - warknęła Nel próbując wyrwać się z uścisku rudowłosej, przy którym to ruchu z jej fartucha zdołało uwolnić się kilka warzyw i kawałek sera.
- Przymknij się smarkaczu, nie mam siły na ciebie - wymamrotała olewnie Etsy. Przez chwilę mocowała się “grzecznie” z dziewką, ale widząc brak efektów chwyciła ją za włosy i pociągnęła za sobą w stronę drzwi.
Nel spojrzała się w stronę uciekającego jej jedzenia, nie kryjąc chęci powrotu po nie. Mocniej złapała fartuch, w którym była resztka zdobytych skarbów. Mimo że sam Greg nie przerażał jej ani trochę, to wiedziała, że jak teraz Etsy zaprowadzi go do niego, zapewne będzie zobligowany do zrobienia pokazu swojej siły przed służącą.
- Puść mnie! Cholera jasna! - spróbowała wyrwać się mocniej z jej uścisku. - Przecież zaraz to odłożę!
- Jak chciałam po dobroci toś się stawiał, a teraz to kamienie będziesz co najwyżej gryzł. Won do sali głównej! - podniosła głos raz jeszcze wskazując palcem kierunek.
- Z nas dwoje to tylko ty kretynko cały czas o sobie myślisz! - warknęła mała w ostatniej próbie ucieczki.
Służka podążyła wzrokiem za bachorem zostając jeszcze na krótką chwilę, by zobaczyć, co zostało z miejsca pracy. Do zupy również zajrzała... by ewentualnie wyłowić gotującego się zdechłego szczura, którego w końcu nie dojrzała w bulgoczącej prawie czystej wodzie bez większości rzeczy, które znaleźć się tam powinny. Westchnęła ciężko i zdjęła garnek z paleniska. I tak z tego już nic by nie było.
W sali głównej pojawiły się w końcu odpowiednie osoby. Pierwsza zadrażniona Nel, a po chwili jeszcze bardziej nabuzowana Etsy.
- To *ona* - przedstawiła dzieciaka krasnoludowi
Thubedorf przyjrzał się uważniej dziewczynce ciągnąc za swą długą kruczoczarną brodę.
- Ta sama, co tu wlazła ze strażą? - zapytał by się upewnić, albowiem w niczym nie przypominała dzieciaka, którego zobaczył wcześniej tej nocy. Jeśli to była tylko charakteryzacja, to nadzwyczaj dobra.
- Chłopak - odezwały się jednocześnie obie dziewczyny, po czym zmierzyły się wzrokiem z nieukrywaną wrogością.
Krasnolud w odpowiedzi wybuchnął gromkim śmiechem.
- A to dobre! Daj mu jakiś taboret pod tyłek czy coś. Zamierzam go trochę wynudzić swoją opowieścią.
- Ma ręce, sam sobie zorganizuje - odpowiedziała służka bez większego namysłu sama zajmując miejsce, które wcześniej obrała.
Nel prychnęła w odpowiedzi na tą wyraźną zaczepkę ze strony Etsy, i usiadła “po turecku” na podłodze nieopodal krasnala.
Thubedrof uśmiechnął się przenikliwie nie spuszczają oka z dziewczynki. Przez chwilę oceniał jej wątłą posturę zastanawiając się, czy nada się do wykonania prostego zadania, które chciał jej już wkrótce przedstawić. - Dajże piwo raz jeszcze, kobito. O suchym pysku nie sposób opowiadać - zwrócił się w stronę Etsy sędziwy krasnolud.
- No, słyszałaś pana, trochę więcej życia i zasuwaj po kufelek - gówniarz wyszczerzył się do kobiety bezczelnie.
Etsy w odpowiedzi uśmiechnęła się ponuro. Mściwie patrzyła przez dłuższą chwilę w to samo miejsce. Powoli sięgnęła za szmatę, którą jakiś czas temu okładała krasnoluda, a następnie zamachnęła się niespodziewanie i zdzieliła parę razy smarkacza z chlaśnięciem. Nel, jak tylko szmata dotknęła jej barku, krzyknęła z mieszaniną zdziwienia i bólu, po czym nieporadnie, próbowała odsunąć się z zasięgu mokrego narzędzia tortur.
- Piśnij jeszcze coś to wsadzę ci ten kubeł nieczystości na łeb! - z początku łagodny głos Etsy uniósł się w bojowym nastroju.
Dziewczynka w odpowiedzi, spojrzała jedynie na rudowłosą z nieskrywaną nienawiścią mamrocząc coś pod nosem i planując najodpowiedniejszą zemstę na wrednym babsztylu.

Thubedorf, który całkiem obojętnie przyglądał się temu całemu zamieszaniu, tylko wzruszył ramionami z westchnieniem. Wstał z zydla, minął bez słowa walczące ze sobą dziewczyny i ruszył w stronę wąskiego przejścia prowadzącego do kuchni, gdzie mieściły się beczki z piwem.
- Ciemne Piwo z Highmoon… Czarne Ale Luskańskie… Czarny Grog… - jeździł pulchnym palcem po złotych tabliczkach dekorujących beczki czytając na głos każdy z trunków, aż w końcu znalazł to po co tu przyszedł.
- Krasnoludzki Porter! - ryknął na całe gardło uradowany. Trzasnął kuflem o wieko beczki, odkręcił zaworek i pozwolił, by piwo o smolistym kolorze powoli wypełniło naczynie.

* Chlast! * ~ oberwał po łysym czerepie znienacka.

- A Ty gdzie się pchasz?! Pozwolił ci kto? Dla klientów wstęp wzbroniony! Siadaj i czekaj aż sama naleję.
Thubedorf dalej żłopał piwsko opierając się o beczkę. Zupełnie nic nie robił sobie z Etsy, która raz za razem okładała go mokrą szmatką. Dziewczyna była jak natrętna mucha, ale nic nie mogło przeszkodzić prawdziwemu krasnoludowi w delektowaniu się swoim ulubionym piwem. Po opróżnieniu do połowy kufla raz jeszcze odkręcił zawór i nalał do pełna, a następnie ruszył lekko chwiejnym krokiem w stronę szynkwasu.
- Nie wierzę… - zaczęła dziewczynka, zanim zdążyła ugryźć się w język. - Teraz rozumiem wszystko… ty po prostu to LUBISZ! Ledwo szmatę w rękę chwycisz, to rumieniec aż na twarzy kwitnie - skończyła szczerząc się szeroko od ucha do ucha, jakby chciała całemu światu pochwalić się swoją nadkruszoną jedynką. Po czym zauważyła dzikie spojrzenie rzucone jej przez Etsy, która nadal dzierżyła swój przerażający oręż w drobnej dłoni. Jednak wszystko zdawało się zbyt proste, i nawet jeśli za to miała oberwać, ciężko byłoby jej się powstrzymać. Padła przed nią na kolana - O wielka władczyni szmaty o berle ze szczotki, racz mi wybaczyć ten nietakt, jaki skierowałem do Ciebie w twym królestwie - nie mogąc dalej zachować powagi zaczęła chichotać w stronę podłogi, ledwo łapiąc oddech.
Etsy nie miała wcześniej do czynienia z takimi sytuacjami i kompletnie nie wiedziała jak sobie z nimi radzić ani jak na nie reagować. Wściekała się, gdy nie była w stanie na nic wpłynąć. Zacisnęła zęby i palce, i zamachnęła się po głowie by zadać ból. Mimo, że jej twarz ukazywała sprzeczne emocje, uderzenie zapiekło znacznie wyraźniej niż wcześniej. Sama była niemiło zaskoczona tym, co właśnie robiła. Zaczęła dyszeć z wrażenia starając się jeszcze zawczasu wycofać, by nie zrobić czegoś gorszego.

Thubedorf wrócił na swoje miejsce siadając przy szynkwasie jakby nic się nie wydarzyło. Cały czas trzymając za kufel pełen pieniącego się piwa rzucił w stronę zebranych przed nim dziewczyn następujące słowa - To jak? Chcecie posłuchać tego co mam wam do opowiedzenia, czy wolicie dalej okładać się morką szmatą? - Nie czekając za odpowiedzią wziął kolejny solidny łyk piwa.
- Ja chcę posłuchać, tylko mam nadzieję, że ruda się powstrzyma na chwilę od tych drobnych przyjemności - Dziewczynka wyprostowała się ocierając łzy śmiechu i bólu cieknące jej z oczu i przy okazji ocierając dłonią czerwone od uderzenia ucho.
Krasnolud zawtórował Nel gromkim śmiechem szczerząc w jej stronę wybite zęby.
- Ma gadkę, smarkacz... - powiedział spoglądając na pieniącą się ze wściekłości Etsy, po czym zwrócił się do Nel - Masz jeszcze gdzieś te stare szmaty, w których przybiegłaś tu? - zapytał.
Dziewczynka, już chciała odpowiedzieć, że może właśnie oboje zostali nimi obdzieleni po równo. Ale stwierdziła, że jak będzie cały czas dokuczać rudowłosej, ta za szybko uodporni się na jej przytyki.
- Nie, tylko ten namiot dostałam w zastaw, a tak to ruda zabrała moje rzeczy… - powiedziała, zerkając na Etsy kątem oka, jakby lekko obawiając się ataku z tamtej strony.
- Zaraz przyniosę… - odpowiedziała Etsy spokojniej bez humoru jak i pewności siebie.
- Nie trzeba - powstrzymał ją krasnolud, gdy ta zrobiła pierwszy krok w stronę schodów. Thubedorf pamiętał doskonale wyhaftowany symbol na kurcie tamtego dzieciaka w celi. Miał szczerą nadzieję, że Nel będzie zależeć na uwolnieniu chłopaka, bo w przeciwnym razie cały jego misterny plan diabli wezmą.
- Powiedz mi, dziecinko… - zwrócił się w stronę Nel poważnym tonem. Zupełnie nie było po nim widać, że wypił tej nocy kilkanaście piw - ...czy przypadkiem nie miałeś na tych swoich łachmanach wyrysowany taki głupkowaty symbol przedstawiający ptasie gniazdo?
Dziewczynka spojrzała na niego bystrym wzrokiem.
- Mmm, czemu pytasz? - zapytała poważniej.
- Ano, zwiedzałem sobie dziś garnizon Straży Mintaryjskiej i w jednym z lochów spotkałem dzieciaka z czymś bardzo podobnym wyhaftowanym na jego skórzanej kurcie - odpowiedział obserwując dokładnie reakcje dziewczyny.
Nel naprawdę starła się w tym momencie udawać brak zainteresowania.
- No i? Co z nim? Różne rzeczy dzieciaki rysują sobie po ubraniach…
Słysząc odpowiedź dziewczynki Thubedorf mocno zwątpił. Dotychczas był przekonany, że tamten dzieciak musiał mieć coś wspólnego z tą denerwującą smarkulą, ale najwyraźniej się mylił. W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami, po czym sięgnął po swój kufel piwa.
- Sądziłem tylko, że jesteście… wiesz… spokrewnieni, czy cuś? W każdym razie chłopca najpewniej czeka egzekucja - powiedział na chwilę przed opróżnieniem naczynia.
- Co?! Kiedy?! Za co?! Ten kretyn jedynie przeniósł jakiś świstek! - Dziewczyna zerwała się na równe nogi pozwalając resztce jedzenia schowanego w fartuchu rozsypać się po podłodze.
Szeroki uśmiech, który wykwitł na twarzy krasnoluda utwierdził w przekonaniu Nel, że Thubedorf cały czas oczekiwał takiej odpowiedzi. Brodacz rzucił gdzieś daleko w kąt swój drewniany kufel na widok czego Etsy obdarzyła go piorunującym spojrzeniem. Zadowolony z własnej błyskotliwości oparł się łokciem o szynkwas.
- Nie wiem jeszcze za co, ale jeśli nic nie zrobimy to chłopiec zginie prędzej czy później.
- Ja… ja przepraszam… - rzuciła w stronę Etsy. - Ja muszę już iść… Nie chciałam abyś miała kłopoty - Mruknęła wyraźnie zmartwiona wstając i zrzucając z głowy swoją głupią perukę, po czym ruszyła w stronę drzwi nim jednak zdążyła zrobić drugi krok powstrzymała ją potężna dłoń krasnoluda, która zacisnęła się na jej przedramieniu.
- Nigdzie nie pójdziesz - pogroził palcem przed jej twarzą. - Przynajmniej nie sama - dokończył spoglądając wymownie na Etsy.
Służka w tej rozmowie osunęła się nieco w tło. Osobiście wiedziała, jakie powiązania wyszły na jaw, ale nie chciała się w to mieszać. W sumie sama zajęła się analizowaniem swojego zachowania niż obserwacją rozmowy z początku. Ostatnie zdanie jednak bardzo wyraźnie usłyszała.
- Co…? - zapytała cicho pod nosem krzywiąc się nie rozumiejąc zamiarów brodacza. Jej twarz przypominała dziewczynce tą samą, jaka była na początku, gdy została zaprowadzona na poddasze.
Krasnolud w odpowiedzi ukrył twarz w dłoniach zastanawiając się przez chwilę nad doborem odpowiednich słów. Dyplomacja czy przemowy nie były jego działką, ale teraz nie miał innego wyjścia. W pojedynkę nie da rady Straży Mintaryjskiej, a szkoda byłoby zmarnować jedyną nadarzającą się okazję do wyzwolenia Grimbaka.
- Myślałem, że zależy Ci na Jasonie… - odezwał się w końcu, podnosząc się z krzesła.
Etsy cofnęła się w głębokim zwątpieniu. Zbierała się parokrotnie do odpowiedzi, ale bez skutecznie.
- Ja… Nie… Ja… Ja nie mogę - odrzuciła pomysł z poważną obawą wypisaną na twarzy.
- Dlaczego? - zapytał Thubedorf. - Przecież nikt cię tu nie więzi.
- Wejście do garnizonu po nocy? Przecież to samobójstwo! Nie chcę skończyć z bełtem w gardle… - dopowiedziała wyraźnie niezadowolona z tego pomysłu - Mam już wystarczająco problemów. A dzisiaj kończyć życia nie mam zamiaru… - zakończyła niepewnie.
- Nie wyglądasz na taką kobitkę, która chciałaby spędzić resztę swego życia w zatęchłej piwem karczmie - odparł krasnolud sięgając po swój wierny topór. Przyjrzał się broni z tęsknotą, po czym położył ją na stole tuż przed oczami Etsy. Pokryte runami ostrze połyskiwało księżycową łuną rozświetlając swym bladym światłem zaciemnione pomieszczenie.
Thubedorf przyjrzał się uważnie Etsy oceniając stojącą przed nim dziewczynę.
- Jeśli jesteś tu wbrew swojej woli to mogę pomóc Ci się stąd wyrwać - dodał rzucając wymowne spojrzenie na leżącą przed nią broń. Wiedział doskonale, że półelfka jest tu więziona.
Prawdę powiedziawszy najemnik nie chciał używać siły wobec Grega, którego znał już całkiem długo. Nie to, że darzył go jakąś sympatią, ale wolał unikać zbyt częstych konfliktów z prawem. W głowie powoli kiełkował zgoła inny plan - mógłby przecie wykupić Etsy z niewoli, a później wstawić się za nią przed Khergalem. Miesiąc spędzony na patrolowaniu ulic Neverwinter powinien jej wystarczać, by spłacić zaległy wobec krasnoluda dług.
Etsy miała na ten temat nieco inne zdanie. Dobrze wytresowany niewolnik nie będzie uciekał, a przy takowej propozycji odmówi i pozostanie na swoim miejscu. Szczególnie, gdy mimo wszystko jest przywiązany do swojego kawałka zbitych bali drewna. Dziewczyna wyglądała na jeszcze bardziej zrezygnowaną i niechętną.
- Radzę sobie… - odpowiedziała cicho.
- Śliczna, rusz te swoje dupsko z tej “złotej” klatki - mruknęła nowa “niewolnica” Grega - Kolorowo nie jest, ale na pewno lepiej. A jak nie to siedź, a my możemy już iść? - zapytała wyraźnie zaniepokojona Nel schylając się by w pośpiechu zebrać rozsypaną żywność.
- Zawsze możesz tu wrócić, jeśli tego pragniesz - dodał od siebie krasnolud patrząc porozumiewawczo na Nel, po czym zwrócił się do Etsy - Ino pamiętaj, że Kompania Złamanej Czaszki poszukuje ludzi, a Tobie przyglądałem się już od dłuższego czasu. Widziałem jak sobie radzisz z otaczającymi Cię pijaczynami. - powiedział szczerząc wybite zęby w uśmiechu. Najemnik naprawdę podziwiał dziewczynę. Nikt o zdrowych zmysłach nie podejrzewałby delikatną niewiastę o tak hardą osobowość.
- Charakter to ty masz godny rasowej krasnoludki, a to w tym biznesie jest najważniejsze. Walki nauczyć można się w każdym wieku, ale żeby być dobrym wojownikiem trzeba mieć do tego charakter, a z tym trzeba się już urodzić - krasnolud zastukał rytmicznie palcami o ladę powoli niecierpliwiąc się. Wiedział doskonale, że dziewczyna powoli poddaje się jego *urokowi*, ale wciąż nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. Nie było w tym nic dziwnego, gdyż Thubedorf spędził całe swe życie na wojennym szlaku, a jego ulubioną formą dyplomacji był szczęk oręża.
- I najwyraźniej długi jęzor, bo już mi uszy więdną, a wy nadal o pierdołach… - mruknęła pod nosem Nel. - Od biedy i szmata się nada … - kontynuowała ciche przytyki.

Nim Etsy zdążyła odpowiedzieć drzwi od karczmy otworzyły się z hukiem wpuszczając do środka dwóch wysokich mężczyzn. Wojowniczą naturę pierwszego z nich zdradzała smoliście czarna zbroja, która zakrywała go od stóp do głów oraz katana wisząca u jego boku. Drugi odziany był w długie szaty, ale pod nimi z pewnością krył się jakiś pancerz jeśliby wziąć pod uwagę dziwne wybrzuszenie w okolicach ramion i wokół pasa.
- Mamy zamknięte - odezwała się głośniej Etsy wpatrując się w stronę zbliżających się mężczyzn. Ruszyła również w ich kierunku by gestem ich wyprosić.
- Źle się czujesz, Etsy? - spytał Randal - Czy może skorzystałaś z zawartości piwniczki?
Etsy zatrzymała się w połowie drogi zaskoczona. Chciała coś powiedzieć, ale jej cichy głosik zagłuszył pijacki ryk krasnoluda.
- Verin? Randal?! - krzyknął w ich stronę wstając z zyda. Brodę miał całą spienioną od piwa, czego zresztą nie zauważył, podobnie jak reakcji najemników, którzy na pierwszy rzut oka nie rozpoznali krasnoluda.
Thubedorf ruszył chwiejnym krokiem na powitanie wojownikom, którzy na widok zbliżającego się awanturnika wymienili niepewne spojrzenia. Już nawet z tej odległości mogli wyczuć gryzącą nozdrza woń alkoholu, która niczym aura roztaczała się wokół krasnoluda. Nasuwało to pewne skojarzenia...
- Na brodę Moradina! Dawno żem was nie widział, skurwesyny - powiedział wyraźnie ucieszony ich widokiem.
- Nic żeście się nie zmienili! - dodał, gdy znalazł się bliżej. - A teraz gadajta jak wam ta robota idzie, bom się stęsknił.
Nim jednak mężczyźni zdążyli cokolwiek z siebie wykrztusić Thubedorf zaciągnął ich niemalże siłą w stronę szynkwasu odstępując im swojego miejsca. Sam zaś ruszył w stronę leżącej nieopodal sterty poniszczonych mebli chaotycznie rozrzucając je dookoła w poszukiwaniu czegoś co się nada do posadzenia swojego szanownego tyłka. Po krótkiej chwili znalazł dwa chwiejące się na złamanej nodze taborety. Zadowolony tym znaleziskiem wrócił do szynkwasu podając jeden z nich fechmistrzowi. Przez krótką chwilę nic nawet nie powiedział pogrążając się w zadumie. Zastanawiało go, kiedy karczmarze nauczą się, że dobrze ociosane pieńki drzew znacznie lepiej nadają się na siedziska w tego typu lokalach - nie tylko łatwiej rozwalić komuś łeb, ale przede wszystkim są znacznie trwalsze.
- Dalej kobito, co tak stoisz jak goblin na balu u królowej? Idźże po piwo, bo koledzy dawno nie pili, co zresztą widać po ich zmęczonych mordach - mówił nawet nie racząc obdarzyć dziewczynę spojrzeniem. - Dla nich Luskańskie, a dla mnie to co zwykle.
Służka po wysłuchaniu z pokorą słów krasnoluda zniknęła na parę chwil za drewnianymi drzwiczkami.
- Nieźle narozrabiałeś - stwierdził Randal, spojrzeniem omiatając to, co pozostało z wyposażenia karczmy. - Ktoś cię wkurzył?
Thubedorf tylko machnął ręką w odpowiedzi jakby nie miało to większego znaczenia.
- Ano żeśmy z Grimbakiem wypili troszkę… - odparł spoglądając z niecierpliwością na drzwi, którymi wyszła Etsy. - Wpadły koźlesyny ze Straży Mintaryjskiej. Chcieli przerwać nam zabawę, ale myśmy mieli nieco inne zdanie na ten temat. Skopaliśmy im tyłki w karczmie i razem z marynarzami pogoniliśmy ich do tego kurwidołku, którego nazywają garnizonem. Psiesyny wystrzelały połowę naszych na dziedzińcu, ale razem z Grimbakiem i takim jednym człeczyną co tu pracuje schroniliśmy się przed gradem bełtów wewnątrz ich fortecy. Ha! Tam to była dopiero przednia zabawa! - zaśmiał się krasnolud.
- Mówię Ci Randal, stary wilku, że dawno żem nie widział takiej jatki! Utorowaliśmy sobie drogę toporem, ale niestety po drodze załatwili Grimbaka jakimś podłym zaklęciem. Czaromioty zawszone… Po raz kolejny wyszła na jaw wyższość krasnoludów nad orkami.

Thubedorf, jak na porządnego przedstawiciela swojej długowiecznej rasy, nienawidził wszelkiej maści zielonoskórych, o czym ciągle przypominał swemu kompanowi. Była w tym wszystkim swojego rodzaju ironia, gdyż Grimbak był jego najbliższym i jedynym przyjacielem. Obaj wojownicy przez lata wspólnych podróży pokonali każde wyzwanie losu, przeszli przez niejedno piekło, a ich przyjaźń niewątpliwie była aż do śmierci. Krasnolud nie wyobrażał sobie życia bez towarzystwa półorka, dlatego był tak bardzo zdesperowany by go uwolnić. Wypite hektolitry alkoholu miały też swój wpływ na decyzje Thubedorfa.

- Grimbak siedzi zamknięty w lochach zamku Never. Chcę go odbić jeszcze tej nocy… - powiedział z nadzieją w głosie. Ufał, że najemnicy przynajmniej zainteresują się odbiciem kompana z rąk znienawidzonej Straży Mintaryjskiej. Było to oczywiście niezgodne z prawem, podobnie jak prawie wszystko czym trudnili się na co dzień.
- Chcesz go odbić? - uprzejmie spytał Randal. Rozejrzał się, jakby chciał znaleźć te tłumy wojowników, armię potrzebną do wykonania owego planu. - Ciekawe jak…
W głosie raczej trudno było dostrzec prawdziwe zainteresowanie tematem.
Krasnolud nie wydawał się zaskoczony pytaniem. Większość osób uważała go za wariata, ale to właśnie swym szalonym pomysłom zawdzięczał tyle sukcesu.
- Sam nie dam rady, rzecz jasna. Ale z waszą pomocą moje szanse wzrosną. Ten mały... - wskazał głową siedzącą po turecku dziewczynkę - ...zwinny jest i na tyle lekki, by móc go przerzucić przez mury. Jak już się znajdzie na blankach to pędem ruszy w stronę bramy i nam ją otworzy.
Krasnolud zamyślił się rozglądając się po otaczających go twarzach. Nie miał idealnego planu, ale to na dobry początek powinno wystarczyć.
- Półelfka pokręci tyłeczkiem przed strażnikami. Może uda jej się odwrócić uwagę, a *my* obezwładnimy psichsynów i dostaniemy się do środka - tak, padło tam wyraźnie słowo “my”.
- Mowy nie ma… - wymamrotała Etsy cicho pod nosem wracając z zamówionymi kuflami. Postawiła pod nosem każdemu to co chciał i popatrzyła się niepewnie na krasnoluda. - Nigdzie się stąd nie ruszam.
- Wtedy dostaniemy się chyłkiem do środka garnizonu. Jak będzie trzeba to wyrąbiemy sobie toporem i mieczem drogę przez las wrogów. Na niższych kondygnacjach twierdzy znajdują się lochy, a dalej zsypem na śmieci wyjdziemy na zewnątrz - Thubedorf zadawał się ignorować słowa dziewczyny. Był zbyt pochłonięty tkaniem planu, by wysłuchać protestów jakiejś karczemnej dziewki.
- Nie wiem, czy wiesz, ale ich tam jest paru. Dziękuję. - Randal wziął z ręki Etsy kufel. - Czterdziestu czy pięćdziesięciu na jednego - Upił łyk piwa. - Świetne.
Idei wędrowania kanałami ściekowymi czy innym paskudztwem postanowił zignorować.
- A żem był tam dziś, więc widziałem ilu ich tam jest - odparł z uśmiechem malującym się na jego czerwonej od alkoholu twarzy. - Nic co by powstrzymało najemników Złamanej Czaszki - dodał z dumą.
- Za dużo gadania, za mało roboty, w Rzecznym Kwartale gorsze tłumoki się prowadzają niż rozlaźli żołdacy - mruknęła mała, wyraźnie niezadowolona z tego postoju.
- Co ty powiesz - mruknął Randal.
- Dzieciak beze mnie się nie może stąd ruszyć. Więc zapomnijcie o jakimkolwiek przerzucaniu przez mury - odpowiedziała Etsy ze zmieszaniem w głosie.
- Ugryź się Cizia - warknęła na dziewczynę Nel. - “Dzieciak”... - Wyłuszczyła to słowo obrażonym tonem. - ...miał swoje życie zanim trafił do tego zadupia. Jak sama chcesz sobie w klatce siedzieć i grzecznie dostawać michę, to siedź na dupie i nie pyskuj.
Krasnolud wybuchnął zaraźliwym śmiechem słysząc słowa Nel.
- Dzieciak ma gadane! Twoje zdrowie, mały! - uniósł kufel spienionego piwa i wziął kolejny solidny łyk. Służka skrzywiła się urażona słowami Nel. Nic nie powiedziała, tylko cały czas przysłuchiwała się uważnie najemnikom.

- Plan jest prosty. Przerzucę Nel prosto na blanki, ta otworzy nam bramę. Następnie Etsy odwróci uwagę skurwysyństwa stojącego przed bramą, a my przedostaniemy się do środka. Można przy okazji obezwładnić strażników, co by dziewka nie miała później kłopotów.
- A czemu nie chcesz wejść do środka tą drogą, którą chcesz wyjść? - spytał Randal. - Po co komplikować sobie życie?
- Zsyp na śmieci prowadzi w stronę urwiska. Lądowanie jest miękkie. Trochę się przy tym ubrudzisz, ale i tak musisz przepłynąć rwącą rzekę, więc wrócisz już czysty - odparł Thubedorf.
- Jak wysoko jest ten wylot? - spytał Randal, któremu cały ten pomysł podobał się coraz mniej.
- Wystarczająco wysoko, że zdążyłem zauważyć jak lecę w dół - odpowiedział krasnolud całkiem poważnie. Musiało to dosyć długo trwać jeśli wziąć pod uwagę, że już teraz miał nieźle wypite.
Verin przysłuchiwał się w ciszy cały czas. Zaczął bawić się nożem do chleba znalezionym na stole.
- Tak generalnie ja mogę otworzyć bramę i nie będzie trzeba angażować w to małej - odezwał się dłubiąc w paznokciach ostrą końcówką noża. - Z łatwością wejdę na mur, ogłuszę strażnika i podniosę kratownicę.
- A skradać się tak dobrze jak ten dzieciak potrafisz? - wtrącił się Thubedorf wskazując głową Nel, która siedziała w ciszy przysłuchując się z uwagą rozmowie najemników. - Wystarczy, że Ciebie zobaczą, a na dziedzińcu rozlegnie się alarm zanim my tam wejdziemy. Sprawa jest zbyt delikatna, panowie. Jeśli się dostaniemy do garnizonu zanim się rozlegnie alarm to będziemy mieli jakieś pięć, a jak Moradin da, to nawet dziesięć minut na uwolnienie więźniów. Jest ich tam naprawdę sporo, a wśród nich są też bestie złapane przez Straż Mintaryjską. Zamieszanie da nam nieco czasu na ucieczkę. Więźniowie raczej instynktownie będą uciekać w stronę wyższych kondygnacji, a my w przeciwnym do nich kierunku.
- A nie prościej jednak wejść po zboczu? - spytał Randal, któremu nie uśmiechały się bójki z setkami strażników wewnątrz twierdzy. - W końcu dla Verina żadna ściana skalna nie stanowi przeszkody.
- A jak wyobrażasz sobie wciąganie reszty do środka? - burknął w odpowiedzi krasnolud.
- Potrzebowałbyś liny długiej na kilkadziesiąt metrów i musiałbyś ją o coś zaczepić. Jeśli Verin zdradzi swoją obecność to cały misternie uknuty plan pójdzie na marne.
- Liny to bym potrzebował by wciągnąć was. Ja się wdrapię na górę bez problemu. Nie widziałeś mnie w akcji jeszcze - Verin zrobił minę jakby chciał zaimponować krasnoludowi. - Zresztą wciąganie twojego grubego zadka na górę zajęłoby zbyt dużo czasu - zażartował z kamienną twarzą.
Krasnolud tylko pokręcił głową z poirytowaniem. - O tym właśnie mówię. Nie uśmiecha mi się wspinanie trzydzieści metrów po stromej ścianie skalnej, kiedy w każdej chwili ktoś może przeciąć linę.
- Więc wejdziemy od bramy, którą otworzę. Chyba poradzę sobie lepiej niż wrzucony na górę smarkacz, którego jeśli ktoś przyłapie to sobie nie poradzi.
- Że ty płakałeś jak panienka kiedy złapano Cię na “bzidkich zabawach” za dzieciaka, nie znaczy, że każdy musi, słoneczko. Cieszę się jedynie, że z tego wyrosłeś… - burknęła na niego Nel gotowa do “przerzucenia”.
- Jestem ciekaw „słoneczko”, jak głośno zaczniesz krzyczeć kiedy strażnik zechce Cię wychędożyć – odrzekł spokojnie w stronę oburzonej dziewczynki.
- Na tyle głośno, że ściągnę uwagę wszystkich dookoła cwaniaczku. Pewnie znasz już ten ból z doświadczenia, co? - Nel nie darowała by sobie gdyby to przegapiła.
- Ale widzisz kochanie, nie masz ściągać na siebie uwagi. Gdybyś zaczęła krzyczeć, to byłbym jedyną osobą która mogłaby Cię stamtąd wyciągnąć, a nie wiem czy bym to zrobił… - odparł Verin spoglądając na dziewczynkę chciwym wzrokiem. Zielone oczy zaświeciły mu się jak dwa szmaragdy. - W ogóle, nie wtrącaj się kiedy dorośli rozmawiają - burknął na koniec.
Thubedorf zaśmiał się. Niesforny dzieciak za każdym razem rozbawiał do łez sędziwego krasnoluda.
- To ino weź go ze sobą, Verin. - dodał najemnik cały czas zanosząc się gromkim śmiechem. - Jeszcze trafię przypadkiem w mur, to co wtedy będzie? Mała kuna jest tu od zadań dywersyjnych, nie ty, fechmistrzu.
- Wiesz Thubedorf, nie będę się z tobą spierał... - półelf ignorował dalsze zaczepki Nel. - ...to twój plan w końcu. Jeśli chcesz pozwolić się jej wykazać to proszę. I tak masz dużo szczęścia, że się znamy. Normalnie bez brzęczącej zachęty nie oderwałbym pośladków od krzesła. A tu proszę, mówisz i masz – uśmiechnął się Verin. - Ty mi lepiej powiedz jak masz zamiar obejść straż więzienną. Wiem, że do pilnowania więźniów bierze się te najgorsze męty, ale sam fakt. Chyba nie chcesz ich wszystkich pozabijać.
- Już żem raz wyciął kurestwo swym toporem, z przyjemnością zrobię to raz jeszcze - odparł Thubedorf z uśmiechem na twarzy. - Z Grimbakiem i Jasonem dostaliśmy się do środka, ale wtedy było mniej straży wewnątrz twierdzy - wszyscy sypali bełtami z murów.
- No widzisz mój brodaty przyjacielu, deszcz bełtów nie jest czymś, z czym chcielibyśmy się spotkać. Trzeba tam wejść inaczej. Jest dużo chęci, ale sposobu brak. Proponuję się napić, bo przy alkoholu się lepiej myśli - Verin wziął do ręki szklankę z winem podaną wcześniej przez Etsy i wziął niewielki łyk.
Krasnolud chciał trzasnąć swą wielką pięścią o ladę, ale kiedy fechmistrz wspomniał o alkoholu Thubedorf pokiwał tylko głową w zrozumieniu.
- Rzecz w tym… - zaczął kiedy sięgnął po swój trunek - ...że musimy się jak najszybciej dostać do wnętrza twierdzy. Otworzycie po cichu bramę, my obezwładnimy strażników i razem ruszymy pędem w stronę garnizonu. Jeśli rozlegnie się w tym czasie alarm to mamy jakieś pięć-dziesięć minut by otworzyć cele. Na pewno po drodze będzie opór, ale w wąskich korytarzach mamy bardziej wyrównane szanse niż na dziedzińcu, gdzie zabłąkany bełt może paść z każdej strony.
- Randal, może Ty coś zaproponujesz? - Verin pociągnął z kieliszka po raz kolejny.
- Ja już nie mam nic do powiedzenia. Moja propozycja została odrzucona - odparł mag. - Jeśli ktoś bardziej się boi zwykłej ściany, niż stada wojów, to trudno.
- Jeśli masz lepszy plan to droga wolna. Sam sobie wytoruję drogę toporem, kiedy Ty z Verinem będziecie się wspinać po stromej ścianie. Jestem krasnoludem, nie linoskoczkiem! - odparł Thubedorf wyraźnie oburzony.
- Więc wyjdzie jak zwykle… - westchnął fechmistrz. - Wchodzimy, tłuczemy kogo trzeba i wychodzimy?
- Rozumiałbym Ciebie, Verin, gdybyś był jakimś łotrzykiem, a nie wojownikiem. Zdecydowanie bardziej wolę polegać na sile własnych mięśni, niż przekradać się pod nosem dziesiątek strażników. W bitce to ja stawiam warunki - wtrącił się krasnolud prężąc potężne mięśnie na dowód swych słów.
- Czasem sprzątnąć kogoś cicho, jednym uderzeniem jest naprawdę dobrym rozwiązaniem - odrzekł Tiras patrząc na pulsujące żyły na napiętych mięśniach brodacza. - Zobaczymy jak będzie, żaden z nas nie jest w stanie przewidzieć co się tam stanie. Trzeba iść i sprawdzić. Plus jest taki, że wracać będziemy z jednym rębajłą więcej - ucieszył się jakby na samą myśl.
- Czyli Ty też obstawiasz się za planem Randala? - zmierzył go piorunującym spojrzeniem krasnolud. - A wy, dziewki…? - spojrzał wymownie w stronę Etsy i stojącej obok Nel.
- Niekoniecznie za planem Randala, ale szybka i prosta akcja sprawiłaby, że szybciej tu wrócimy wygrzać się przy palenisku z piwem w dłoni i słodką dupcią Etsy obok - zażartował przyglądając się półelfce.
- Wybacz panie piękny, ale spadać, to jeszcze jakoś ogarnę, ale jeżeli chodzi o wspinanie się, to chyba, że mnie poniesiesz.- Wyszczerzyła się do Randala Nel. - Jestem za pierwszym pomysłem.
- Wszyscy żeście pogłupieli od tego alkoholu - odparła obronnie starając się wywinąć w udziale tej rozmowy.
- Zawsze można powierzyć wybór losowi - dodał krasnolud wyjmując złotą monetę i kładąc ją na stół. - Chcę tylko uwolnić Grimbaka, wybór należy do ciebie, Randalu.
Miał już na tyle dość całej tej kłótni, że był gotów pójść na kompromis. Choćby miał wspinać się po linie, czego wolał uniknąć.
- No to ta buźka, co widnieje na awersie - odparł Randal. - Verinie, rzuć proszę.
Verin pomacał srebrny krążek, pogładził go. Chuchnął i przetarł kilka razy rękawem. Podrzucił monetę i wyczekał aż opadnie na stół, szybko zakrył monetę dłonią. Po odsłonięciu srebrnik stanął po stronie czarodzieja.
Widząc wynik rzutu krasnolud chwycił mocno za stojący przed nim kufel i osuszył naczynie do ostatniej kropli. A więc wspinaczka, pomyślał z niesmakiem, gdy przyglądał się srebrnej monecie. Przedramieniem otarł pokrytą piwną pianą brodę, po czym odstawił z hukiem kufel dnem do góry.
Etsy zabrała wszystkim kufle nie bacząc na ich opróżnienie. Przed zniknięciem za drzwiczkami rzuciła jeszcze do wszystkich.
- Nie ma picia za darmo. A z takimi pomysłami to się pozabijacie i nie będzie komu płacić. Zamykamy, wyłazić mi z sali - odparła bez pewności siebie i bardziej z obowiązku.
Nim drzwiczki przestały się ruszać służka wróciła dzierżąc w dłoniach klucz.
- To, żeście weszli na dziedziniec Never nie znaczy, że teraz sforsujecie w trójkę bramę. Wtedy była otwarta, bo uciekający strażnicy musieli się gdzieś schować i zamknąć jej nie zdążyli, nieprawdaż? - następnie ruszyła do drzwi głównych w celu ich zamknięcia, kontynuowała wywód. - Nie chcę wiedzieć ileście ich obtłukli, ale przez najbliższe parę dni warty będą pełne, jak nie podwójne. To jest pieprzona twierdza, nie wychodek - dorzuciła obracając się na chwilę w połowie drogi - Mogę powiedzieć Riss żeby sprzątnęła wasze pokoje - skierowała się do dwóch pozostałych mężczyzn - Cała masa innych możliwości, a wybieracie te najgłupsze - zakończyła mocując się z drzwiami wejściowymi.
- A więc jaką masz propozycję?! - oburzył się krasnolud, chociaż w głębi serca cieszył się, że dziewczyna wtrąciła swoje trzy grosze. Bardzo nie na rękę była mu wspinaczka po stromym klifie. - Krytykować plany innych łatwo!
- Pogoniliście oddział straży. Po drodze na pewno się pogubili. Wystarczy popytać kto coś od nich ma. Powinno wystarczyć, żeby przebrać dwie osoby. Resztę władować do beczek i można tam wejść bez żadnych podejrzeń - wzruszyła ramionami beznamiętnie wracając do gości przybytku po zamknięciu drzwi. - Ale przed tym należność uregulujecie. Kto go wie, czy kretyńskie pomysły nie usidlą was w garnizonie a wtedy nie będzie komu płacić. Ty krasnoludzie dwie złote monety za napitek a panowie po osiem srebrniaków - odrzekła niepewnie i oczekująco.
Thubedorf burknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi. Brzmiało to trochę jak "Skandal, tyle z porządnego obywatela zdzierać!". Dwie złote monety z głuchym brzękiem wylądowały na ladzie przed dziewczyną.
- Tak się odwdzięczacie krasnoludowi, który uratował wasz lokal przed Strażą Mintaryjską? Hańba! - najemnik był wyraźnie oburzony wygórowaną ceną.
- Może nie wiesz, ale nasze rachunki są zapłacone na tydzień z góry - powiedział Randal - a ten jeszcze nie minął. A co do beczek i przebieranek... To jakaś głupota.
- Piwo też macie opłacone z góry? - zapytał chciwie Thubedorf. - Ja w tym planie widzę jakiś sens, ale tylko jeśli dostosujemy go pod ten mój. Rąbniemy przez łeb tych strażników przy bramie lub jakichkolwiek innych, a następnie dostaniemy się frontem do środka w imię starej dobrej zasady "pod latarnią jest najciemniej" - najemnik wyraźnie chciał uniknąć wspinaczki po stromej ścianie. Tylko Grimbak wiedział, że ten potężny wojownik ma pewną nietypową jak na przedstawiciela brodatego ludu fobię - lęk wysokości. Nie był on co prawda jakiś skrajny, bowiem Thubedorf był w końcu krasnoludem i znaczną część życia spędził w podziemiach, gdzie ziały kilometrowe przepaści, ale mimo wszystko nie podobała mu się wizja wspinaczki po stromej ścianie skalnej.
- Owszem macie opłacone. Nocleg i śniadanie. Alkohol jest poza rachunkiem - tłumaczyła służka.
- Te, mała... Nie wiesz, o czym mówisz - poprawił ją Randal. - Mieszkamy tu już ładnych kilka tygodni, i aż za dobrze wiemy, za co płacimy. Posiłki i spanie. Panienka do łózka płatna ekstra, ale o tym chyba nie mówimy, prawda? - Obrzucił ją kpiącym spojrzeniem.
- A ja dobrze wiem, za co naliczyć opłatę, szczególnie jak mi nie wrócicie po tej nocy. Wybacz, ale to nie ja tutaj ustalam zasady. Alkohol macie doliczany od samego początku - tłumaczyła dalej widocznie nie chcąc zostać wciągnięta w problematyczną dyskusję.
- Pierdzielicie o najmniej ważnej teraz kwestii - wtrącił się krasnolud obrzucając wszystkich ponurym spojrzeniem. - Łapta za broń, mam dosyć siedzenia na dupie i fantazjowania o niczym. Tera jest czas aby działać! Zrobimy to po mojemu... - mówiąc to krasnolud chwycił Etsy za nadgarstek i siłą zaciągnął ją w stronę drzwi prowadzących na ulicę. Zatrzymał się jeszcze na chwilę przed wyjściem aby upewnić się czy reszta za nim podąży.
- Aaaaa! Puść mnie! - wycisnęła z siebie zaskoczona dziewczyna z wielkimi oczami - Zwariowałeś? Puszczaj! Nigdzie nie idę! - następnie zaczęła się siłować z brodaczem, co przypominało wyciąganie ze skały Ekskalibura przez zwykłego wieśniaka.
- Przestań się wiercić, kobito! - huknął na nią Thubedorf cały czas trzymając ją w żelaznym uścisku. Służka nie dawała za wygraną, nieustannie okładała swymi małymi piąstkami po łysej głowie krasnoluda - Wybacz mi, dziecinko, ale nie pozostawiasz mi wyboru.
Thubedorf pociągnął Etsy w dół tak, że ta upadła na kolana twarzą do najemnika i nim zdążyła się osłonić wielka jak szynka pięść krasnoluda rąbnęła ją w potylicę. Dziewczyna zwaliła się na dechy nieprzytomna.
- Na brodę Moradina! Masz temperament godny krasnoludki! - wykrzyczał Thubedorf spoglądając na leżącą u jego stóp Etsy, która z oczywistych powodów nie mogła mu odpowiedzieć. - Naraziła by nas na niepotrzebne niebezpieczeństwo.
- Wyśpi się, odpocznie, uspokoi - zawyrokował Randal. - Może zamkniesz ją w piwnicy, a ja pójdę po linę.
- Pójdzie z nami. Kto wie? Może się jeszcze do czegoś przyda - odparł Thubedorf przerzucając dziewkę przez ramie. - I na co Ci ta przeklęta lina?!
- A nie pamiętasz, co powiedziała moneta? - spytał Randal, kierując się w stronę schodów.
Krasnolud bardzo żałował, że zdecydował się na rzut monetą. Zwykle los był po jego stronie, ale tym razem szczęście mu nie dopisało.
- Dla jednej monety gotów jesteś zabić nas wszystkich? - zapytał w końcu.
- Tak - powiedział bez wahania Randal. - Raz już przeżyłeś skok z tamtego korytarza, czy skąd tam skakałeś. Teraz chcesz to powtórzyć, po uprzednim przejściu całej warowni. A ja po prostu ułatwiam ten proces. Na dodatek, gdy już Verin znajdzie się na górze, to pomoże wszystkim wejść.
- Potwierdzam - powiedział półelf ze wzrokiem wbitym w swe paznokcie.
- Wtedy byłem po dziesięciu piwach - odparł krasnolud kierując się w stronę wyjścia. - Ale niech wam będzie… - potężnym kopniakiem wywalił z zawiasów zamknięte drzwi prosto na ulicę. - Idziecie?

Nel spokojnie ruszyła za wszystkimi. Przed samym wyjściem obejrzała się za siebie na pobojowisko, w którego kącie jedynie rozmazana plama świadczyła o tym, że ktoś kiedyś… dawno temu… próbował ją wytrzeć. Cmoknęła w zadumie.
- Cóż rudzielcu, jak postanowisz tu wrócić, to ja tam nie wiem i nie chcę wiedzieć, co ty masz za upodobania - powiedziała bardziej do siebie niż do dziewczyny, która teraz spoczywała nieprzytomna na potężnych barkach krasnoluda. Z drugiej strony marzyła w duchu by zobaczyć Grega rzucającego się jak piskorz w poszukiwaniu swoich podopiecznych, po czym wyrywającego sobie z głowy włosy zdawszy sobie sprawę, że sam musi to wszystko posprzątać.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 01-06-2014 o 15:22.
Warlock jest offline