Muzyczka Drobinki kurzu wirowały w powietrzu, tworząc olśniewająca choreografię materii. Przyglądałem się jej oniemiały. Fascynujący ruch, niby przypadkowy, a układający się w doskonale zaplanowaną konstelację. Czułem się niczym Stwórca, który spogląda na swoje pierwsze, jeszcze nie w pełni ukształtowane dzieło. Gdzieś w głębi duszy spodziewałem się ujrzeć lada chwila kształtowanie się planet i gwiazd.
Lecz nagle wszystko się zatrzymało, jakby ktoś zatrzymał czas wciskając “pauzę” na kosmicznym pilocie.
Poczułem wzbierającą we mnie złość i agresję. Wpatrywałem się w zawieszone w powietrzu drobinki i siłą woli próbowałem, ponownie wprawić je w ruch.
Nie byłem jednak w stanie przełamać panującej inercji.
Strach wkradł się w moją duszę, choć zupełnie nie potrafiłem powiedzieć co było jego przyczyną. Kompletnie irracjonalne uczucie zawładnęło mną i nadało nową barwę moim myślą. Lęk i poczucie zagrożenia rosły z każdą chwilą, a ja nie rozumiałem tego stanu. Mój oddech przyspieszył i poczułem uderzenie gorąca. Krew w żyłach pulsowała mi niczym wrząca lawa przed erupcją wulkanu.
I dopiero wtedy olśniło mnie. Drobinki materii, które mnie tak zafascynowały nie były tym, czym mi się zdawały. To nie był żadne kosmiczny taniec pramaterii w chwili stworzenia. Unoszące się w powietrzu drobinki były śmiertelnym zagrożeniem. Oślizgłe i wymykające się ludzkiej percepcji monstra, które wyglądały niczym opuchnięte,
kiełkujące ziemniaki. Pozbawione oczu i innych fizjonomicznych szczegółów i tak zadawały się wpatrywać się we mnie. Krwiożercze ślepowidzenie potworów, upatrywało we mnie ofiarę i żywiciela.
Serce przestało mi bić i krew odpłynęła ze wszystkich moich członków. Poczułem, że moje zmysły szykują się do ucieczki.
Głośny metaliczny trzask wypełnił przestrzeń. Gdzieś w pobliżu musiał upaść, jakiś ciężki, żelazny przedmiot. Fala dźwiękowa wprawiła ponownie wszystko w ruch. Drobinki kurzu powróciły do swoich sferycznych pląsów, a ja byłem uratowany. Kosmiczne bestie zatraciły się w tańcu i zapomniały o mnie.
I wtedy uświadomiłem sobie, że nie mam pojęcia gdzie jestem.