Wcześniej
Ściany, ściany krzyczą wprost do jego głowy. Eksplozja bólu z mocą stu milionów umierających gwiazd. Ja umieram. Ty umierasz. On, ona, ono umiera. WSZYSTKO UMIERA
- Nie, nie, nie, nie, nie, nie… Nie! – znał ten głos. To jego własny.
Serce waliło jak młot. Oddech miał płytki, ręce drżące. Ału czuł niemal każdą cząsteczkę tlenu, która wraz z krwią przedostawała się do mózgu. Zaraz eksploduje!
- Błagam, nie… - Jeż Pająk zbladł jeszcze bardziej, niż zwykle.
To był Orlowski. Gwałtownie doskoczył do źródła dźwięku. Pustka. Tylko on i odbicie w brudnym, popękanym lustrze. Ćpun w ostatniej chwili powstrzymał się przed uderzeniem pięścią w ten cyniczny ryj.
- Zamknij się, zamknij się!
Oni wszyscy i tak wiedzą. Co do jednego. Nie jesteś aż tak skomplikowanym typem, by ukryć całe gówno z twojej głowy.
JEBAĆ
Pająk ma pracę. Trzeba pracować. Dużo pracować. Ból nieważny, zapomnij o bólu. Zapomnij o strachu.
- Gdzie ten cholerny amoniak?!
Znowu ktoś tu był. Czemu nikt go nie słucha, czemu wszyscy się kręcą po jego królestwie? Wszystko przełożone, trzeba w porządek.
Teraz
Jepa otworzył przekrwione oczy, przeciągnął się i wyszczerzył nienaturalnie białe zęby w uśmiechu. Dzisiaj się wyspał – całe 2 godziny snu. Nawet 2 i pół. Chłopak wygramolił się spod sterty brudnych koców(strącając przy tym strzykawkę, która zgodnie z prawem rzeczy martwych wtoczyła się pod zarwaną kanadyjkę, gdzie zniknęła pod stertą śmieci), wciągnął spodnie i założył koszulkę, uprzednio przejeżdżając chudym palcem po jednym z oczu na klatce piersiowej. Pora na kolejny dzień.
Wczłapał lekkim kuśtykiem do salonu – jak nazywał pokój wspólny – ściskając w zębach powykrzywianego skręta z papierosowych petów. Zapałek swoich znaleźć nie mógł, zapalniczkę gdzieś posiadł, zajął więc swój ulubiony taboret i pochyliwszy się do przodu, siedział tak.
- Dobry – powiedział tonem, który z dobrym dniem niewiele miał wspólnego. Jak brak ognia może zepsuć humor z rana?
Oczywiście nie odzywał się, po prostu tak sobie siedział z tym petem w zębach i czekał na jakąkolwiek interakcję z przyjaciółmi.
Uśmiechnął się półgębkiem dopiero wtedy, gdy do pokoju wpadła Sikora, przyprowadzając gościa. Jepa machnął jej ręką w przyjaznym geście i powiedział:
- No cześć, dzieciaku.
Dopiero wtedy przyjrzał się z zainteresowaniem przedstawionej jako Cierep. Przekrzywiając głowę jak kot, jak to miał w zwyczaju.
- Witamy, witamy. Jeż Pająk, do usług – w tym momencie skłonił się teatralnie – Jepą zwany. Miło poznać w naszych progach… O wiele ładniejszych, niż lokum poprzednie.
Mówiąc to, posłał Gierojowi całusa, rechocząc przy tym.