Słowa Marka zburzyły ciszę. Powietrze zadrżało, jakby przy fali uderzeniowej po wybuchu bomby. Mężczyzna poczuł się, jakby naruszył jakieś tabu. Wstyd i zażenowanie opanowały go niczym skarcone dziecko.
Echo jego słów jeszcze długo wybrzmiewało w opuszczonym wagonie.
A przecież jego słowa były ciche i spokojne, a czuł się jakby właśnie wydał z siebie najgłośniejszy z możliwych wrzasków.
Ostrożnie i powoli ruszył w stronę drzwi. Nie chciał przestraszyć osoby, która go obserwowała.
Na nic się to jednak zdało ledwo zdążył zrobić trzy kroki, osoba skryta za filarem ruszyła biegiem przed siebie.
Nie chcąc stracić kontaktu być może z jedyną osobą poza nim w tym pociągu, Mark także zaczął biec.
Jego kroki dudniły, jakby przez wagon przebiegła kompania wojska, a nie jeden człowiek. Mark dostrzegł, że osobą która przed nim ucieka była kobieta.
Ubrana w długą, szeroką spódnicę w barwne pasy oraz obcisłą kurtkę z jasnej skóry. Jej długie blond włosy, falowały w rytmie szybkich kroków.
Pokonała ona już ponad połowę wagonu, gdy Cooper dopadł dopiero do drzwi dzielących przedziały. Otworzył je gwałtownym ruchem i wtedy w całym pociągu zgasło światło.
Zaskoczony Mark zatrzymał się. Nie widział zupełnie nic w ciemności jaka nastała.
Nagły krzyk sprawił, że przeszedł go dreszcz, a wszystkie mięśnie spięły do granic możliwości.
Krzyk a później odgłos głuchego dudnienia, jakby ktoś rzucił coś o ziemie. Cooper dostrzegł jakąś sylwetkę, która stała mniej więcej pośrodku wagonu. Dostrzegł ją tylko dlatego, że jej zarys był znacznie ciemniejszy niż panujący wokół mrok. Było w tej sylwetce coś zwierzęcego, a zarazem coś sprzecznego z naturą. Mark stał sparaliżowany wpatrując się w cień przed nim. Czuł, że to coś patrzy na niego i ta świadomość sprawiała, że poczuł zimny uścisk strachu na szyi.