Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2014, 01:15   #28
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Scena w gospodzie w której to sens wizji się rozstrzyga

Erilien, Ocero, Sevotar i Quelnatham

Ocero uśmiechnął się do kufla. “Chwała Bogom” pomyślał i podniósł rękę.
-Erilien! Tutaj! - Selunita zamachał jeszcze aby upewnić się, że długouch go zobaczy.
Nim Erilien dotarł do kapłana, zdążył zaczepić jedna z dziewek służebnych i zamówiś “drobną przekaskę”.
- Witajcie waleczny! Zechciejcie mi wybaczyć późne przybycie, trafiłem na przyjaciela i spędzilismy na rozmowie trochę czasu. - Zajął miejsce naprzeciw Ocero i z tęsknym spojrzeniem zwrócił twarz w stronę kuchni.
- Nie gniewam się. Cokolwiek robiłeś pewnie było bardziej owocne od moich poczynań.- Selunita przechylił kufel opróżniając do końca zawartość -Więc, czy dowiedziałeś się czegoś na temat możliwej przyszłości?
- Niestety, rozmowa choć ciekawa i przyjemna nie wydała owoców jakich byśmy chcięli. Być może pozostali wiecej szczescia mieli i odniesli sukces tam gdzie mnie się nie udało.
Na te słowa drzwi karczmy otworzyły się i stanęło w nich dwóch elfów. Pierwszy szedł Sevotar już uśmiechnięty na widok znajomych. Za nim Quelnatham ze słabo ukrywanym niesmakiem na twarzy.
- Witajcie - rzekł zmęczonym głosem złoty elf. - Mają tu jakieś porządne wino?
Ocero podniósł ręke przywołując obslugę.
- Jeszcze jeden kufel i najlepszy sfermentowany soczek dla moich kolegów. - na minę służki Ocero się delikatnie uśmiechnął - Wino.
Służka skinęła głową i odeszła realizować zamówienie, zaś druga podeszła do stolika, na którym postawiła zamówienie Eriliena. Była to kasza z sosem oraz porcja pieczeni… dla czterech osób.
- Przepraszam, ale wina mam dość na najbliższe stulecie, piwo poproszę! - Sevotar opadł na ławę obok reszty towarzyszy i przeciągnął się. Jego rzeczy leżały w pokoju na górze, ale mimo wszystko nie mógł się powstrzymać przed zabraniem skrzypiec ze sobą, zdjął więc futerał i położył obok siebie na stole.
- Ach, lady Alustriel - westchnął ciężko, przyglądając się i przekręcając na palcu srebrny pierścień, ozdobiony liścianymi wzorami - Nigdy nie przypuściłbym, że kogoś takiego jak ja spotka zaszczyt rozmowy z jedną z Sióstr…
- Tak - zgodził się Quelnatham - Elue Dualen to wspaniała osoba.
Zasiadł do stołu i skosztował wina, które zdążyła przynieść służebna dziewka. Skrzywił się jakby wypił ocet. Odstawił kielich i złożył ręce tak, że tylko ich opuszki stykały się ze sobą.
- Zapewne chcielibyście wiedzieć jak pani Alustriel i jej dwór zareagowali na opowieść Aerona. Śpieszę zatem przedłożyć wam sprawę. Pani Dualen zwołała kolejną nadzwyczajną radę. Uczestniliśmy - wskazał tu na Sevotara - w niezwykle ciekawych dyskusjach. Co prawda nie wszyscy dowierzali sile argumentów, jednak ostatecznie miasto podejmie przygotowania na wypadek wojny i zamętu.
Ocero siedział oparty na ręku, kiedy elf przestał mówić przez chwilę nic nie robił, po czym nakreslił kółko dłonią zachęcając do kontynuacji.
-... To wszystko? Dobrze, więc co mamy zamiar zrobić teraz?
Złoty elf uniósł pytająco brew.
- Nie rozumiem. Czego oczekiwałeś? Ja przybyłem tu by rozwikłać znaczenie wizji. Jestem jeszcze daleki od swojego celu. Będę szukał odpowiedzi w księgach. Wy? Jesteście wolnymi istotami, możecie czynić co chcecie.
- Pokręcę się po okolicy, będę czekał na rozwinięcie sytuacji - odpowiedział bard, opierając się łokciem o stół i kładąc policzek na dłoni - To nudne, tak, ale przynajmniej wiem, że sytuacja MOŻE się rozwinąć.
Selunita westchnął - Nie byłbym zbyt optymistyczny na twoim miejscu. Jedyną ciekawostkę jaką ja zasłyszałem na mieście to to, że na jednej ulicy jest krasnoludzka dziwka ze słabością do elfów. Podejrzewam, że wieszcze zapowiadający koniec czasów albo są bardzo rzadcy, albo nie brani na poważnie.
Słowa Ocero sprawiły, że Erilien zakrztusił się jedzonym właśnie posiłkiem. I jedynie szczescie sprawiło, że nie wyzionął ducha przy stole.
Sevotar zacmokał pod nosem.
- Hmm… Intrygujące. Gdzie to usłyszałeś? - bard zapytał z pełną powagą.
Ocero spojrzał na barda.
- Trzy przecznice stąd w stronę rzeki. Nie kojarze imienia… i nie wiedziałem, że jesteś z ciekawskich.
Elf aż prychnął ze śmiechu, popijając piwo.
- Proszę cię, jestem bardem! Muszę się interesować wszystkim, co wykracza poza ogólnie pojętą normę - Sevotar uśmiechnął się szeroko - No to pytałeś mnie o plany na najbliższe dni, masz już odpowiedź. Będę szukał rzeczy wykraczających poza ogólnie pojętą normę.
- No cóz, opowiedz mi potem jak było.
Czwórka ani się spostrzegła, jak na niebo zawitał wieczór rozgaszczając się wygodnie. Rozmawiali swobodnie, czasem naprawdę o niczym, czasem schodząc na poważniejsze tematy, których wszak im nie brakowało, a szczególnie przysporzył im Aeron.
Wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku….
Erilien właśnie kończył posiłek, może nawet trochę zasmucony tym, że uczta dobiega końca. Miał właśnie zamiar włożyć do ust jeden z ostatnich kawałków, gdy…
Zatrzymał rękę.
Sevotar i Quelnatham zobaczyli, że elf zastygł wpatrzony w stół.

Czuł…. Nie, nie czuł. Tam, gdzie kiedyś była ta iskra… To ciepło, to poczucie bezpieczeństwa i przynależności… znikło.
Zupełnie jakby odcięte brutalnie, pozostawiając jedynie broczącą krwią ranę.
Znikła boska obecność…

Quelnatham i Sevotar spojrzeli na Ocero, aby zobaczyć, że kapłan pobladł.
Selunita zasłonił usta, aby chociaż odrobinę zakryć swoje przerażenie. Ocero zrobił szybki rachunek sumienia, czy mógł narazić się czymś swej bogini, aż tak, aby go porzuciła? Z jego punktu widzenia nie, postanowił więc sprawdzić inne możliwości. Selune nie mogła zginąć, prawda? Istota tak pradawna była ponad śmiercią. Ocero był sam… bywał samotny, czasem przebywał dłużej bez ludzi, ale też zawsze wiedział, że ktoś tam jest. Razem z nim na drodze, w nocy oświetlający jego drogę. Teraz tej osoby nie ma… i po raz pierwszy odkąd Selunita pamiętał.. czuł się naprawdę samotny. Spojrzenie na Corellonitę powiedziało mu dostatecznie dużo.
- Zaczęło się…
Erilien otworzył usta chcąc powiedzieć… cokolwiek. Jak jednak miał wyrazić słowami to uczucie? Jak opisać tą przerażajacą, bolesną pustkę? Czuł jakby jego dusza została rozdarta na części i umierała w agoni, porzucona, samotna, bez nadzieji i szansy na pocieszenie. Poczuł jak łzy spływają po jego policzkach. Nie próbowal ich nawet powstrzymywać, nie mial sił. Wszystko czym był, w co wierzył znikało a on nie umiał tego zatrzymać. Miejsce nadzieii zajęła teraz rozpacz, przygniatająca, niszczaca ostatnie resztki woli paladyna. Nawet kolory straciły swą barwę. Rozmowy w karczmie przypominały teraz bardziej skrzek sępów nad padliną niż radosne rozmowy którymi były jeszcze chwile temu. Elf zapadł sie w sobie, jego ramiona opadły, twarz zastygła w grymasie bezbrzeżnego smutku i cierpienia. W tej krótkiej chwili wszystko co dokonał lub dokona straciło znaczenie. A jedyne słowo które potrafił wykrztusić z siebie było cichym rozpaczliwym szeptem.
-...odszedł…
Quelnatham natychmiast pojął co się stało. Teraz i ci niedowiarkowie poczuli grozę tego co nadchodzi. Sklął się w duchu i wymruczał najgorsze, znane mu staroelfickie przekleństwo. Miał przecież mieć jeszcze czas! Nie patrząc na niedawnych współbiesiadników rzucił się do drzwi i wypadł na ulice Silverymoon.
Bard w przeciwieństwie do innych nie wyglądał jak rażony piorunem. Elf odstawił gwałtownie kufel, starając się szybko przekalkulować co się tutaj dzieje. A nie działo się dobrze. Ci powiązani z bogami nagle zastygli i w ich oczach było te same spojrzenie, co w oczach osoby porzuconej przez ukochanego bez powodu, bez żadnej racji. Jak w oczach dziecka, patrzącego na śmierć swojego rodzica. Nie tyle rozpacz, ile pustka i brak zrozumienia.
- Nie ma pustki. Coś musiało się stać, ale nie jest to koniec. Cokolwiek się stało, nie jesteście sami, nie zapominajcie o tym. Wiem, czym jest samotność, ale samotność ma to do siebie, że rzadko trwa długo - jego słowa wydawały się idealnie pasować do sytuacji, nawet jeśli wyraźnie było sklecone na poczekaniu. Ciepło wpłynęło do serc tych których patroni zamilkli, dodając przynajmniej na chwilę trochę otuchy.
Ocero spojrzał na barda. Wyczuł magię w słowach elfa. Pomogło, ale nie wystarczająco.
- Nie wiesz co gadasz… to nie jest porzucenie przez nastoletnią miłostkę. To żadne chędorzone rozstanie ze starym płomieniem. Nasi bogowie ZAMILKLI! Nie masz pojęcia jaka to strata! Wyobraź sobie, że straciłeś głos i słuch, coś tak pewnego i koniecznego dla twego istnienia, że nie wyobrażasz sobie żyć bez nich. My teraz to przeżywamy, więc bez urazy, wepchnij te swoje słowa otuchy w jakieś ciepłe i wygodne miesjce…
W przeciwieństwie do człowieka Erilien nie potrafił tak szybko poradzić sobie z szokiem. On znacznie dlużej czuł boską moc przepełniającą jego ciało, duszę i umysł. Znacznie dłużej budował swoje życie na tej skale która teraz, bez żadnego ostrzeżenia, po prostu zniknęła.
-...odszedł...milczy...nie ma nic… pustka… - mamrotał nie zwracając uwagi na nic ani nikogo. Słowa barda nie potrafiły sięgnąć jego duszy, rozgrzać serca, ich iskierka była niczym w porównaniu z płomieniem boskiej miłości który zniknął bez śladu.
-...tylko ciemność…
- Nie mam zamiaru udawać, że wiem co czujecie - Sevotar zabrzmiał zadziwiająco jak na siebie spokojnie, a już na pewno nadzwyczajnie poważnie. Rzucił okiem na Eriliena, ale tylko na moment, żeby reagować, gdyby ten zrobił coś… Niemądrego - Ale wiem jak jest stracić całe swoje życie i wszystko, co świadczyło o jego sensie. Wiem doskonale. I przeżywajcie to, jasne, chcę wam pomóc. Jak potrafię.
Paladyn spojrzał w oczy Sevotara a w jego spojrzeniu czaiła się tylko pustka. zimna, samotna, okrutna pustka. Dawny blask pewności i spokoju zniknął całkowicie. A kiedy przemówił, głos miał pusty i cieżki niczym stumiony huk zamykającego się grobowca.
- Nie masz pojęcia. - Nie dodał nic ponadto jak zwykł był czynić wcześniej, jedynie wpatrywał się tym przeszywajacym pustym wzrokiem wprost w oczy Sevotara. Jakby chciał przewiercić jego czaszke na wylot, przebić się do jego duszy…
Ocero westchnął i położył ciężko dłoń na ramieniu Paladyna.
- Erilienie… nie wiem co powiedzieć, aby dodać ci otuchy. Nie wierzę, aby nasi bogowie zginęli, czy odwrócili się od nas… ciągle gdzieś są… musimy się tylko dowiedzieć gdzie. Potraktuj to jak test… i nie zawiedź.
-Tak. - Paladyn zwrócił swoją twarz w kierunku kapłana, powoli niczym nacierajacy lodowiec. - Masz… rację. - Wahał sie wypowiadając te słowa jakby własnie w swym wnetrzu toczył zażartą batalię o nieśmiertelną duszę a przeciwnikiem był nie kto inny jak on sam.
- Ja.. przepraszam… wstyd mi, że sam tego nie dostrzeglem. Corellon nie porzuca swych dzieci, jedynie my nie jesteśmy dość silni… Rozumiem twe słowa kapłanie Ocero i widzę ich madrość. Dziekuję Ci. - I był to pierwszy raz kiedy Erilien zwrócił się do kapłana w tak bezpośredni sposób, co zapewne o czymś swiadczyło. Tylko o czym?
- Nie masz za co… - kapłan rozejrzał się po karczmie - Świetnie, czaroklep nam się ulotnił. Znajdźmy go i dowiedzmy się czy ma jakiś plan działania… najwyraźniej lubi je.

***

Quelnatham
Za wyższą potrzebą karczmę był opuścił

Na ulicy złoty elf zwolnił kroku. Może uda mu się załatwić gońca zanim ludzie zorientują się co się stało. Pierw jednak skierował swoje kroki do wieży Ilidatha. Zaklęta wiadomość dotrze szybciej niż każdy posłaniec, jeśli tylko Splot jeszcze trwa. Przerażony tą myślą spojrzał na miasto magicznym wzrokiem. Świeciło się delikatnie, ale to raczej za sprawą magii, jaka otaczała te ulice, niż jakiegoś dodatkowego efektu. Nic także nie wskazywało na to, żeby Splot został uszkodzony, a na pewno nie płonął. Wieszcz ochłonął nieco. Mógł jeszcze pokładać ufność w Sztuce. Wyciągnął cienki, miedziany drut i wyginając go w dłoniach zaintonował zaklęcia przesłania. Słowa płynęły przez Splot szybciej niż wiatr, w mgnieniu oka docierając do Melue Inariell, jednej z czarodziejek wraz z Quelnathamem strzegących Semberholme.
-Nadchodzą straszne czasy. Widzenia na całej Północy. Teraz bogowie zamilkli. Nadchodzi chaos i zniszczenie. Strzeżcie Domu. Wrócę jak szybko będę mógł.
Po dłuższej chwili dotarła odpowiedź.
Uzbroimy się w ostrożność i będziemy uważać, nie martw się o nas. Jeżeli będziesz w stanie spróbuj określić naturę tych problemów. Co oznaczają widzenia? Co się stało z bogami?
Złoty elf przytaknął nieobecnej rozmówczyni. Nie miał odpowiedzi na jej pytania, a zaklęcie już się skończyło. Uspokojony, jego dom wiedział już o niebezpieczeństwie, wrócił do karczmy. Zachował się jak uczniak! Nawet jeśli sprawa była tak ważna nie powinien w taki sposób opuszczać zgromadzenia. Illidath może chwilę poczekać, jeśli jeszcze nie dowiedział się o niepokojach kapłanów.

***

Z powrotem w karczmie

Chwilę po wypowiedzeniu tych słów rzeczony czaroklep pokazał się w drzwiach i wrócił do stołu. Nie siadając zwrócił się do swych towarzyszy z głosem pełnym szczerego ubolewania:
- Zechciejcie mi wybaczyć za tak… niestosowne opuszczenie was. Emocje wzięły nade mną górę. Splot jednak jeszcze nie płonie, przynajmniej nie w Silverymoon, i Sztuka pozostaje skuteczna. - widząc cierpienie na twarzach duchownych zapytał przyjmując możliwie łagodny ton. -Jak się czujecie?
- Przetrwamy tą próbę. - Odezwał się paladyn choć już bez dawnego zapału w głośie. Tym razem chciał przekonać przede wszystkim samego siebie.
- Znośnie… zwarzając co zostało nam odebrane… - Kapłan uniósł dłoń zamawiając jeszcze jeden kufel piwa - Muszę się napić… więc, co robimy teraz?
Sevotar skrzywił się lekko, pod przeszywającym spojrzeniem Eriliena, ale zdecydowanie nie z powodu zakłopotania czy poczucia niższości w obliczu takich problemów. O nie, Erilien dojrzał w jego oczach podobną pustkę - nie tak rozpaczliwą, ale zdecydowanie równie istotną dla samego spiczastouszego barda. Nie miał jednak ochoty niczego mówić, więc spojrzał tylko na Quela.
Mina złotego elfa mówiła za niego. Był gotów stawić czoła nieznanemu. Nie było widać śladu niepewności na jego twarzy.
- Odwiedzę ponownie Ilidatha Onmerena. Prawdopodobnie wie już co się stało, ale jest blisko dworu pani Alustriel. Obiecałem pomoc Silverymoon w zbadaniu wizji, ale w obecnej sytuacji muszę wrócić do Cormanthoru. Jeśli moja osoba nie będzie konieczna natychmiast pojadę na południe.
-To ten las gdzie zagęszczenie demonów jest większe, niż zagęszczenie drzew prawda? I ty chcesz tam iść, kiedy prawdopodobnie wszyscy bogowie Faerunu zamilkli? Nie wydaje mi się to… rozsądne.
- A może właśnie jest najrozsądniejsze? - Trudno było ocenić czy paladyn pytanie kierował do Ocero czy tez do siebie samego. - Czyż nie bedzie to jdno z miejsc w którym powinnismy zacząć szukac odpowiedzi? Miejsce gdzie mogą być odpowiedzialni za… - Pomimo iż wydawał się być już w dobrym, jak na okoliczności, stanie to jednak dalej nie potrafił wypowiedzieć na głos tego co się stało.
- Być może... - odpowiedział Quelnatham - Jeśli rzeczywiście bogowie zniknęli, przynajmniej z zakresu percepcji wiernych, trudno uwierzyć mi, że sprawiła to jakakolwiek siła z tego świata. Owszem, słyszeliśmy o bogobójstwie, ale nigdy masowym.
-Nie twierdzę, że jestem ekspertem w dziedzinie niższych planów… ale jeżeli Demony i/lub Diabły byłyby w stanie cokolwiek zrobić bogom… czemu dopiero teraz? Myślałem, że są bardziej zajęci rzucaniem się sobie do gardeł.
- To jałowa dyskusja. Nieliczni mają dobrą wiedzę o sferach. Niestety, ja do nich nie należę. Teraz kiedy bogowie milczą mamy jeszcze mniejsze możliwości by się dowiedzieć. Przede wszystkim nie wiemy jeszcze które Moce zamilkły. Być może w niebiosach toczą się walki, o których nie mieliśmy pojęcia.
- No dobrze. Ale ty pytasz pierwszego demona, którego spotkamy.
- Cormanthor mówicie… - Sevotar mruknął pod nosem - Cóż. Będzie ciekawie, tyle mogę wam obiecać.
Bard uśmiechnął się lekko, bardziej podekscytowany perspektywą podróży, niż poruszony tym co się działo. Jednak nie było to lekceważenie, lecz wyćwiczony przez długie, elfie lata optymizm.
 
Googolplex jest offline