Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2014, 01:46   #29
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Cormanthor…
Kto by z nich jeszcze dwa dni temu przypuszczał, że obiorą za cel właśnie to miejsce? Kto by z nich przypuszczał, że wyruszą w towarzystwie trzech innych, nowo poznanych osób, o których tak naprawdę niewiele wiedzieli?
Kto by z nich przypuszczał, że bogowie zamilkną?
Znaleźli się postawieni przed sytuacją, która zdawała się ich przerastać, a jednak postanowili spróbować jakoś działać w tej sprawie, nawet ci, nienależący do kleru. Musieli teraz tylko…. właśnie. Co musieli? Co mogli zrobić w obliczu tej tragedii dla Krain?
Na razie jednak musieli dostać się do Cormanthoru, a to nie miało być takie proste. Quelnatham podróżował do Silverymoon chyba najdłuższą z dróg, bo prowadzącą głównymi, utartymi szlakami, ale jednocześnie drogą najbezpieczniejszą z dostępnych. Najkrótsza prowadziła oczywiście przez Anauroch, ale nawet zapominając o zagrożeniach, jakie czaiły się pośród piasków należało pamiętać o samych warunkach pustyni. Dodatkowo niezaprzeczalnym bólem był brak miejsc, w których można by uzupełnić zapasy…
Nie wyczerpywały oczywiście te dwie opcje puli możliwości. Musieli zdecydować…
Ale to lepiej na świeży umysł...




...nie zdołali jednak od razu zasiąść do dyskusji…


Quelnatham Tassilar

- Bogowie zamilkli, ale z tego, co mówisz już wiesz o tym. Nie jesteśmy tylko pewni ilu i którzy.
Ilidath już rano skontaktował się magicznie z Quelnathamem prosząc go o przybycie do jego wieży w sprawie ostatnich zdarzeń. Quelnatham i tak miał przecież zamiar skontaktować się z tym magiem, więc udał się na to spotkanie.
- Lady Elué udała się skonsultować sprawę z resztą wybrańców. Nie wiemy na razie kiedy do nas powróci.
Ilidath podszedł do okna ze skrzyżowanymi rękoma za plecami, patrząc na rozpościerające się w dole miasto.
- Kapłani są zdruzgotani i zdezorientowani, ale nie ma się co im dziwić. Nie do wszystkich zwykłych mieszkańców te wieści dotarły, ale to tylko kwestia czasu. Mam tylko nadzieję, że nie wybuchnie jakaś panika… - odwrócił się do Quelnathama. - Przynajmniej Splot jest cały.
Wtedy niespodziewanie rozległo się pukanie do drzwi. Ilidath nieśpiesznie podszedł i otworzył je. Widząc jednak gościa stanął mu na drodze zakrywając go przed wzrokiem Quelnathama. Ten jednak był pewien, że przez chwilę widział rude włosy.
- Tak? O co chodzi? - zapytał suchym tonem Ilidath.
- Wiesz gdzie jest Quelnatham? - elfi mag usłyszał znajomy głos, który słyszał wielokrotnie ostatniego dnia.
Aeron.
- Czemu niby mam wiedzieć?
- Przyszedłeś po mnie z nim, pamiętasz? Musicie jakoś się znać czy coś… - cichy i wyczerpany głos półelfa nie pasował Quelnathamowi do wizerunku tego upartego dzieciaka.
- Odejdź już - mruknął Ilidath.
Aeron najwyraźniej miał dać za wygraną, gdy wtedy Ilidath przesunął się lekko dając mu spojrzenie do środka. Półelf od razu zauważył tego, którego poszukiwał. Spojrzał wściekle na Ilidatha i warknął:
- Palant.
Przepchnął gospodarza i pomimo protestów wszedł do środka od razu kierując się ku Quelnathamowi. Zatrzymał się przed nim ważąc najwyraźniej słowa. Spojrzał na złotego elfa zmęczonym spojrzeniem podkrążonych oczu.
- Quelnathamie… Musisz mnie wysłuchać...




...ale nie było co marnować czasu.

Erilien en Treves, Ocero, Sevotar

Pozostała trójka postanowiła przygotować się do drogi, zakupić to, czego im brakowało, a co na pewno będzie potrzebne nieważne którą z dróg wybiorą. Szczególnie Erilien miał problem, jako że większość swojego ekwipunku pozostawił z boskim rumakiem, a do tego nie miał teraz dostępu odkąd Corellon zamilkł. Inni także mieli swoje sprawunki, a i dobrze było pomyśleć o koniach, a przecież aktualnie żaden z nich nie był w posiadaniu takowego.
To, co rzuło się w oczy to nienaturalne wręcz dla paladyna zachowanie. Przez cały czas, odkąd tylko stracił kontakt z bogiem, nie miał nic w ustach. Nic nie jadł, chociaż wcześniej wciąż coś przeżuwał.
Sevotar szybko zauważył, że obaj boscy słudzy nie są zbyt skorzy do rozmów, choć to nie mogło dziwić. Minęło zbyt mało czasu, aby zdołali przejść z tym do porządku dziennego… o ile będą w stanie w ogóle, napomniał się bard. To w końcu jakby ktoś odebrał mu wszystkie zdolności oratorskie i muzyczne pozostawiając pustą skorupę.
Zakupowali właśnie prowiant na targu, gdy Ocero pierwszy zauważył nadciągające problemy. Placem szedł chwiejnie, obejmując się kurczowo młody mężczyzna, o chłopięcej urodzie, która przyciągała wzrok. Jego blond włosy były w nieładzie, a oczy zaczerwienione. Z szyi zwisał mu symbol Sune, co szybko określił kapłan Selune.
Zatrzymał się on w pewnym momencie i rozejrzał po placu. Zerwał z szyi symbol i uniósł go w górę.
- Nie ma ich! - krzyknął skupiając na sobie uwagę pobliskich osób. - Bogów nie ma! Odeszli! Zginęli! - krzyczał desperacko przechodząc pomiędzy zgromadzonymi, którzy patrzyli po sobie nie za bardzo wiedząc jak zareagować. Najwyraźniej jeszcze nie do wszystkich dotarło, co stało się poprzedniego wieczoru.
Zbliżył się do Eriliena, Sevotara i Ocero zauważając symbole, które dwaj z nich nosili. Podszedł bliżej z desperacją w oku.
- Jaki jest sens… Jaki jest teraz sens wszystkiego, bracia? - zwrócił się do Ocero i Eriliena, najwyraźniej tego drugiego też biorąc za kapłana. - Czy jesteśmy jeszcze po coś potrzebni? Kim jest kapłan bez boga? Pozostawiono nas…
Spojrzał na Eriliena i skierował do niego następne słowa:
- Czy czujesz tą pustkę? Czujesz ją?
Spuścił głowę i wyszeptał.
- Wszyscy zginęli...
Przykucnął i skulił się w sobie zaciskając dłonie wokół symbolu Sune, a łzy same płynęły mu po policzkach.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline