Oprzytomniałem dopiero po chwili. Jestem przez chwilę bezpieczny. Oparłszy ręce na kolanach, ciężko dyszę. Sprint był krótki, ale bardzo intensywny. Poczułem jak tosty, które jadłem w biurze, podchodzą mi do gardła. Zdławiłem to uczucie.
Powoli podnoszę głowę, aby zorientować się gdzie jestem. Do cholery jasnej, jak tu jest jasno. Po ucieczce w ciemności, czuję jakby wypalano mi oczy. I jeszcze to dotkliwe zimno. Pomyślałem, że mam do czynienia z kolejną, skrajną rekacją ciała. Ale nie. Tu faktycznie jest lodowato.
Lalka. Co tu robi? Nie pamiętam, żebym ją ze sobą brał. Przez tą całą sytuację, musiałem stracić głowę. Z resztą, jej obecność to jedno z mniejszych zmartwień. Następnie moją uwagę zwrócił plecak. Kolejna z rzeczy pozostawionych w pośpiechu. Sprawdźmy, co jest w środku...
Natychmiast się wyprostowałem. Nie zdążyłem bowiem sięgnąć pakunku, jak usłyszałem, że ktoś się zbliża. Spokojnie, to wyobraźnia płata mi figle. Wszystko da się logicznie wytłumaczyć. Nawet tę istotę wcześniej... stres podsuwa wiele mylnych bodźców. Przecież jak tu nikogo nie ma, tak samo tam musiało mi się przewidzieć. Jeszcze raz zmierzam ku plecakowi i otwieram go. |