Clarence spokojnie zajął miejsce na sali, lustrując wzrokiem nieznanego jankesa. Rzadko podczas odpraw znajdował się na sali ktoś spoza SAS, a do tego jeszcze cywil.
Mimo dość pospolitej jak na wyspiarza twarzy i kasztanowych włosów, które dawały mu wygląd "typowego angola", miał w sobie coś niepokojącego. Jego postawa była w jakiś sposób inaczej wyprostowana, zadbane buty błyszczały się jakby inaczej, mundur, mimo, że prany w tej samej pralni wydawał sie czysty w inny sposób, spodnie na kant jakoś tak inaczej "kanciaste". Na twarzy malowała się duma, jednak nieco inna od typowej brytolskiej dumy.
Po chwili odwrócił jednak wzrok od cywila i skierował go na dowódcę.
- Naprawdę? To dobrze. Już się bałem, że wojna sie skończyła i ktoś zapomniał nam powiedzieć.
I w tym momencie na jego twarzy zagościł klasyczny brytolski uśmiech, na chwilę rozpraszajac to niepokojące wrażenie odmienności komandosa.
__________________ Czasem o byle cień człowiek ma żal do człowieka.
A życie jak osioł ucieka... |