Pochmurne niebo, jak dobrze. Kiedyś miał dosyć ciągłej wilgoci, opadów i zachmurzeń, ale walki w Afryce nauczyły go, że lepszy deszcz kapiący na głowę niż słońce ją opalające. Zgasił papierosa i wszedł do budynku z resztą kumpli z oddziału. Ubrany w swój ulubiony sweter w kolorze khaki i spodnie mundurowe szedł na końcu peletonu. Tak samo jak w boju, żeby potem zachrzaniać do przodu, gdy ktoś oberwał.
Zastanawiał się, co czeka ich tym razem. Po rozwaleniu Niemców w Ardenach i masowych radzieckich ofensywach na froncie wschodnim roboty było coraz mniej. Regularne oddziały wypruwały sobie flaki, a czołgi, lotnictwo i artyleria robiły z Niemiec sito. Niemcy, jak słyszał, wystawiali do walk starców i dzieci, a ich oddział w tego typu walki się nie angażował. Więc sprawa musiała iść o większą stawkę. Szkopy musieli nadal coś kombinować, co dodatkowo denerwowało Duncana - nie chciał oberwać kulki przed końcem wojny, ale służba nie drużba - bić się trzeba do końca. Poza tym nadal chciał osobiście przestrzelić Adolfowi oba kolana i obić mu mordę. A może miał po prostu paranoję i misja polegała jedynie na wysadzeniu czegoś w powietrze lub odstrzeleniu jakiejś szychy?
- Sir. - skinął głową podpułkownikowi i zajął miejsce. Przeczesał dłonią brązowe włosy, a spojrzenie piwnych oczu powędrowało w kierunku cywila. - Ki diabeł? - szepnął do Tony'ego wskazując wzrokiem nowego osobnika.
Nie lubił tego typu ludzi - zawsze przynosili złe wieści, a jeśli przynosili dobre, to i tak wychodziło zupełnie inaczej.
Gdy dowódca przeszedł do rzeczy, Duncan zamienił się w słuch.
__________________ - Sir, jesteśmy otoczeni!
- Tak?! To wspaniale! Teraz możemy strzelać w każdym kierunku!
Ostatnio edytowane przez Bergan : 12-06-2014 o 08:22.
|