Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2014, 17:20   #13
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Dzielnica Czarnystaw, Neverwinter
6 Tarsakh, 1479 DR
Północ

- Pójdziemy nieco dłuższą drogą. Ta główna prowadząca do Zamku Never jest często patrolowana. Boczne aleje powinny zapewnić nam nieco więcej anonimowości - instruował resztę drużyny barczysty krasnolud, który trzymał w swych mocarnych dłoniach nieprzytomną półelfkę. Otaczający go towarzysze skinęli głową z aprobatą, po czym upewniwszy się, że nikt ich nie obserwuje opuścili w ciszy karczmę ,,Bezimienny Dom”.

Na zewnątrz wciąż odbijały się echem huczne zabawy podchmielonych marynarzy. Liczne portowe burdele i szemrane speluny gościły w swych wnętrzach całe tłumy wilków morskich, którzy zawinęli do miasta aby wydać swe ostatnie grosze na tanie dziwki i rum. Wśród wielu okrzyków pijaństwa słychać było odległy szczęk oręża, którego źródłem były liczne boczne uliczki prowadzące na tyły kontrolowanych przez portowe gangi przybytków. W oddali jarzyła się ognistym szkarłatem strzelista latarnia…




Wielkie przycumowane do portu statki w dużej mierze należące do strzegącej wybrzeża floty Neverwinter były w rzeczywistości głównym źródłem kłopotów w mieście.
Żeglarze i zbrojni stacjonujący na okrętach wojennych bardzo często służyli na morzu przez wiele tygodni, a czasem nawet miesięcy, bez postawienia nogi na suchym lądzie. Ciężka praca w fatalnych warunkach miała swój negatywny wpływ na ich zachowanie po zawinięciu do miasta.
Spośród wszystkich portów pośrednio kontrolowanych przez Dagulta, tylko ten w Neverwinter tolerował pijaństwo własnej floty. Większość innych miast zabraniała cumowania na swoim terenie nawet pod groźbą ostrzału artyleryjskiego i chociaż było to prawo względnie respektowane, to zdarzały się też przypadki ataków pojedynczych statków floty Neverwinter na własne miasta. Jednym z takich właśnie “niefortunnych” incydentów była napaść trzech okrętów konwojowych na portową osadę Highcliff znajdującą się nieopodal Neverwinter. Poza pospolitym ruszaniem miasteczko nie miało żadnej innej formy obrony i bardzo szybko uległo piratom, którzy po zabiciu majora przejęli władzę w mieście. Pomimo, że ich krwawe rządy nie trwały zbyt długo, to był to solidny cios dla całego regionu i przede wszystkim dla reputacji Lorda Protektora. Generalnie, główną przyczyną tych napadów był bunt na pokładzie czego następstwem była zmiana kapitana, a wtedy załoga oraz ich okręt nie wracała już do służby w marynarce i ze strażnika Neverwinter stawali się jego najbardziej zagorzałym wrogiem - piratami.
Wraz z biegiem lat i zwiększeniem w liczbie podobnych incydentów we flocie, Lord Neverember wprowadził zmiany, które w pewnym stopniu uchroniły inne miasta przed zuchwałymi napadami, ale kosztem bezpieczeństwa stolicy regionu. Teraz zamiast wysyłać bandy kaperskie jak najdalej od rodzimego portu trzyma się je na dwie zmiany - pierwsza połowa zabawia się w mieście niszcząc, plądrując i mając głęboko w tyłku i tak z trudem utrzymywany porządek, a druga połowa ciężko pracuje na morzu w oczekiwaniu na swoją zmianę i wypłatę.
Paradoksalnie marynarze, którzy poprzysięgli bronić miasta byli głównym powodem licznych rozrób i morderstw, które z niemalże codzienną frekwencją przetaczały się przez zniesławioną dzielnicę Czarnystaw. Miejscowe gangi przemytnicze bez trudu zinfiltrowały marynarkę wojenną Neverwinter i obsadzili jej szeregi swymi ludźmi. Nawet kadra oficerska nie uniknęła tego losu.

Straż Mintaryjska, która twardo strzeże bezpieczeństwa Enklawy, rzadko zapuszcza się w te rejony, a po ostatniej rozróbie w karczmie z pewnością zastanowią się dwa razy zanim zdecydują się postawić nogę w porcie.




Tuż przed karczmą Grega miała miejsce krwawa bójka między dwoma cuchnącymi rumem mętami. Chwiejąc się na nogach niczym chorągiewki na wietrze mierzyli się morderczym spojrzeniem, przy okazji obrzucając się mało wyrafinowanymi wyzwiskami.
- Tfoja matka, tusty wieprze, dawała dupy wielorybom! Tak cie spłodzili… - rzucił w stronę opasłego mężczyzny sędziwy żołnierz okrętowy ze szkarłatną opaską na oku.
- Taaa…? Zobaczymy skurwysynie jak długo będziesz skomlał gdy wychędożę ciebie mieczem! - odszczekał pijany żeglarz o brzuchu wielkim jak beczka piwa. Na potwierdzenie swych słów sięgnął po wiszący u boku kordelas i rzucił się na swego przeciwnika człapiąc grubymi nogami po popękanym bruku niczym kaczka.

Marynarze z bronią w dłoni starli się ze sobą w dosyć komicznie wyglądającym pojedynku. Stary żołdak biegnąc w stronę swego przeciwnika potknął się o własną nogę lądując twarzą płasko na ziemi tuż przed obskurnym grubasem, który w bardzo opóźnionym tempie zrobił zamach potężnym kordelasem. Ciężka broń przeciążyła go i wyleciała mu z ręki wpadając prosto w morską toń. On sam zaś, w swej nieporadności, wylądował otyłym cielskiem na sędziwym marynarzu przytwierdzając go do podłoża. Pozbawieni oręża mężczyźni tłuki się między sobą - pięści, zęby i nogi poszły w ruch, ale na niewiele to się zdało. Ich ciosom brakowało siły i precyzji, a sama walka z początku groźnie wyglądająca przemieniła się w czysty kabaret. Znane powiedzenie “pijany jak marynarz” najwyraźniej miało swe odbicie w rzeczywistości.


***


Niewzruszeni tym niemalże codziennym widokiem najemnicy ruszyli główną ulicą wzdłuż portu, a następnie skręcili w jedną z wielu bocznych alejek chcąc uniknąć spotkania ze Strażą Mintaryjską. Idąc w górę miasta dotarli do jednej z bardziej uczęszczanych uliczek, która słynęła z licznych kupieckich kramów i przędzarzy, ale przede wszystkim znana była dzięki wielkiej farbiarni, która znajdowała się na samym jej końcu. To właśnie dzięki tej jedynej w mieście fabryce ulica była żartobliwie nazywana Ścieżką Talony, gdyż smród który wydobywał się z wielkich kotłów wypełnionych bulgoczącymi barwnikami był wstanie powalić nawet najbardziej nieczuły nos.

Najemnicy zatopili się w głąb uliczki z twarzami skrytymi pod kapturem. Tłumów ludzi w tym miejscu co prawda nie było - z wyjątkiem kilku handlarzy i ich klientów, którzy prowadzili interesy po zapadnięciu zmroku. Trzymając dłonie na skrytej pod płaszczem rękojeści broni ruszyli przed siebie starając się zwracać jak najmniej uwagi.

W całym tym misternie skonstruowanym planie chodziło nie tyle o schowanie “rozrywkowego” krasnoluda przed niepożądanymi oczami, ale przede wszystkim o dobre alibi dla całej drużyny. Najemnicy liczyli na to, że jeśli uda im się dotrzeć do zamku pod osłoną nocy i przy okazji wydostać więźniów bez zwracania na siebie większej uwagi to z pewnością ujdzie im to sucho. Tym bardziej było to dla nich ważne, gdyż reprezentowali najemną kompanię Złamanej Czaszki, a wtargnięcie do Zamku Never i uwolnienie skazańców w najlepszym przypadku mogłoby skończyć się dla nich publiczną egzekucją.




Zamek Never, Neverwinter
6 Tarsakh, 1479 DR
Północ

Pomimo, że taszczyli ze sobą nieprzytomną kobietę udało im się w miarę szybko bez zwracania na siebie uwagi dotrzeć na skraj zamku. Była to potężna obwarowana twierdza położona na krawędzi wysokiego na blisko dwadzieścia metrów klifu. Jej strzeliste obsydianowe wieże sięgały chmur, a po grubych na kilka metrów murach przechadzali się strażnicy dokładnie lustrując każdy kąt zamku. Część zabudowy dalej była w ruinie, ale Lordowi Protektorowi udało się za publiczne pieniądze odbudować jej znaczną część. Była to siedziba Straży Mintaryjskiej i drugie w mieście tak liczne zgrupowanie wojsk - pierwszym była sama siedziba Neverembera szerzej znana jako Enklawa.

Główną warownię znajdującą się w samym centrum kompleksu przesłaniały gęste szare chmury.

Zafascynowani tym zapierającym dech w piersiach widokiem najemnicy stali przez kilka dłuższych chwil przyglądając się spowitej we mgle twierdzy. Ten cud architektury dawnych mieszkańców Neverwinter był tak samo wspaniały jak przerażający. Czując przeszywające dreszcze na skórze zeszli w dół piaszczystego klifu obchodząc zamek i dokładnie przyglądając się mu z każdej strony w poszukiwaniu ukrytego zsypu na śmieci. Nie trwało to długo, gdyż już po krótszej chwili ich nozdrzy uderzyła nieprzyjemna woń rozkładającego się wysypiska. Jakieś dziesięć metrów nad usypaną przy rwącym nurcie rzecznym stercie śmieci znajdował się wąski otwór wykuty w skale. Poszukiwacze przygód zatrzymali się słysząc słowa krasnoluda:
- No, to jesteśmy na miejscu. Czyń swoją powinność, fechmistrzu - zmęczony targaniem ciążącej mu na barkach dziewczyny Thubedorf splunął na ziemię z obrzydzeniem.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline