Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2014, 00:30   #2
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Fauryn Ehernex
Ordilion , czwarty dzień jesieni, roku wielkiej gwiazdy.



Mężczyzna o imieniu Fauryn po raz kolejny uderzył piętami w bok swego wierzchowca. Jego kara szkapa zarżała, informując jeźdźca co myśli o tym poganianiu. Ehernex po części nie dziwił się jej, od trzech dni byli w drodze. Nocowali pod gołym niebem, robili jedyne krótkie przerwy by cos zjeść lub się wysrać. Wstawali skoro świt, wraz z resztą małego orszaku zwijali posłania i ruszali w dalszą podróż.
-Przeklęty Ordilion, lasów więcej niż kurew które miałem. –zaklnął jeden z braci Fauryna, spluwając gęsta ślina na trakt.
- Mają tyle drzew psie syny, a porządnej karczmy nie umieją postawić. –zawtórował mu drugi.

Słońce dopiero wchodziło, na pokryte ciemnymi chmurami jesiennie niebo. Burza od kilku dni wisiała w powietrzu, kiedy w końcu spadnie deszcz lepiej będzie mieć dach nad głową. Fauryn szczelniej otulił się płaszczem, gdy zimnym powiew uderzył w jego twarz. Złoto pobrzękiwało mu w sakiewce, jednak co po nim, kiedy od kilku dni nie byli nawet w żadnej wiosce.

Do stolicy tego zawszonego kraju, mieli jeszcze bite dwa tygodnie drogi. Szmaragd bo tak nazywali to miasto, znajdował się daleko w głębi Ordilionu. Jednak każdy, kto kiedyś tam był, chętnie powracał do królewskiego miasta. Było to miejsce pełne przepychu, dobrego wina i chętnych kobiet. Oczywiście jeżeli miało się dość złota. Korona dbała o to, by ich miasto prezentowało się dla kupców i posłów jak najlepiej. Biedota została zepchnięta na same obrzeża miasta, by swym smrodem i żebractwem nie psuć Khanowi III Szczodremu widoku. Taka była kolej rzeczy, nie miałeś złota nie miałeś nic do powiedzenia. Król mógł ruchach cie w dupę, a ty i tak musiałeś przyjmować to z uśmiechem na twarzy.

- No oczom nie wierzę! – ostatni z trójki braci, który jechał na czele pochodu, swym głosem wytrącił Fauryna z letargu. – Chłopaki, jakaś karczma przed nami! –krzyknął uradowany, najmłodszy wiekiem. – W końcu zeżremy coś porządnego! – dodał poganiając konia w tamtą stronę.
- Znając nasze kurewskie szczęście, opuszczona. –mruknął sceptycznie inny z jeźdźców. Mimo to, pognał swego konia za bratem. Kto wie, może uda im się napełnić żołądki porządną strawa i trochę uzupełnić zapasów.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline