Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2014, 19:44   #4
Falcon911
 
Falcon911's Avatar
 
Reputacja: 1 Falcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodzeFalcon911 jest na bardzo dobrej drodze
Z opowiadań starych mieszkańców Bisell, Fauryn wnioskował, że obalenie złego króla i włożenie na własne skronie złotej korony jest całkiem łatwe - przybyć do stolicy, przebić się wraz z wiernymi kompanami przez szwadron gwardii, króla obalić na ziemię i łaskawie darować mu życie, samemu siadając na tronie. Te bajki dawały mu nadzieję, że kiedyś może jakimś królem zostanie.
Gówno.
Teraz głowę miał zaprzątniętą masą problemów i żadnym z nich nie był wybór odpowiedniej szaty na audiencję zamorskiego posła. Zamiast tego martwił się, co włoży jutro do garnka, czy zmoknie jeszcze dzisiaj, czym zapłaci lordom, którzy obiecali mu poparcie w walce o tron i jak zapewni sobie większe wpływy w państwie. Miał już pewność, że Khan III Szczodry wie już o pretendencie do korony, pozostawało tylko pytanie, kiedy wyśle swoich zabójców. Dwa razy zastawiano na Fauryna i jego braci zasadzki, dwa razy też udawało im się uciec.

Mijał już dziesiąty rok, odkąd Fauryn dowiedział się, że ma królewską krew. I to nie jakieś popłuczyny, które dają mu uprawnienia równe portowej dziwce, ale rodowód na tyle silny, by można było ubiegać się o cały Ordilion. A to już było coś. Krążył więc po kraju, starając się dowieść swoich racji wśród możnych, jednak z różnym skutkiem. Najlepiej działała oczywiście wizja uszczknięcia części skarbca. Trzech przeszło na jego stronę ze względu chęci wywarcia zemsty za dawne zniewagi. Pozostałych ośmiu zwyczajnie przekupił obietnicą majątku, jaki im przekaże. Teraz nie był do końca pewny, czy ta obietnica dała mu ich lojalność, jednak pełny trzos przy pasie świadczył, że rokują przynajmniej jakieś nadzieje.
Braci nie musiał przekonywać - brat jako władca zapewniał nieustanne wyżywienie, dziwki, dach nad głową, dziwki, wino, dziwki i całe dnie nieróbstwa. I oczywiście dziwki. Drugą zaletą była sukcesja tronu, bowiem gdyby Fauryn nieoczekiwanie zmarł nie spłodziwszy potomka, to najstarszemu, Nevellowi, przypadałaby korona. Fauryn ufał braciom, jednak nie na tyle, by mieć pewność o ich odporności na wizję złotej korony.

Jechali już dość długo, grało im w kiszkach, pogoda wyraźnie się psuła. Fauryn w milczeniu znosił narzekania braci, planując kolejne wizyty wśród władyków, wójtów lub choćby sołtysów, mogących wystawić choć kilku zbrojnych w walce o koronę. I nagle Dassen, średni z braci, ujrzał gospodę. Cała trójka popędziła na złamanie karku w tamtą stronę. Fauryn klnąc na czym świat stoi popędził za nimi.
- Niech was szlag trafi, matoły! - syknął - Mówiłem, żeby najpierw sprawdzać takie miejsca.
Bał się kolejnego zamachu. Potrafił się bić, bracia także, ale na bełt wypuszczony zza węgła żadne umiejętności szermiercze na nic by się zdały.
 
Falcon911 jest offline