Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2014, 13:01   #6
Ribesium
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
Ansley nie należała do osób mających lekki sen. Jak na tak młodą osobę spała zadziwiająco twardo i długo. W chatce z dala od ludzi, pod czujnym okiem babci, czuła się bezpiecznie i błogo, co ułatwiało odpoczynek. Noc była też jej ulubioną porą doby. Po dniu wypełnionym po brzegi obowiązkami marzyła tylko by rzucić się na łóżko, przykryć niedźwiedzią skórą po samą brodę i oddać się rozmyślaniom bądź sennym marzeniom. Początkowo sny były sporadyczne, kompletnie irracjonalne i nic niewnoszące w jej życie. Z biegiem czasu nauczyła się jednak je kontrolować. Zauważyła, że jeśli wystarczająco długo i uporczywie będzie o czymś myśleć przed zaśnięciem, to potem fantazja ta powróci, w pełnej gamie kolorów, zapachów i dźwięków. Najczęściej śniła o odległych krainach i miastach. Starała się wyobrazić je sobie ze wszystkimi szczegółami, takimi jak detale na budynkach, rodzaje roślinności, język, jakim posługują się mieszkańcy, a nawet zapach powietrza i jego temperatura. Teraz jednak, jej dwudziestoletnie jestestwo zaczęło wchodzić na nowe nieznane grunty wyobraźni. Nie miała pojęcia, skąd się to bierze. Zaczęło się rok temu, kiedy to starego i schorowanego kupca Caldwella zastąpił jego młody pomocnik – Anzelm. Ansley doznała niemalże szoku widząc, jak w drzwiach staje dwudziestoparoletni młodzieniec. Do tej pory miała kontakt jedynie z ludźmi w średnim bądź sędziwym już wieku, nieoczekiwane spotkanie wytrąciło ją zatem z równowagi do tego stopnia, że nie odezwała się ani słowem, jedynie spojrzeniem wyrażając zdziwienie pomieszane z zainteresowaniem. Następne wizyty kupca przebiegały już lepiej. Ansley pomału otwierała się przed nieznajomym, aż w końcu okazało się, że mają dość sporo wspólnych tematów do rozmów. Niedawno zauważyła wręcz, że czeka na każdy jego przyjazd. Nie inaczej było i tym razem. Długo nie mogła zasnąć, niczym dziecko czekające na prezent zostawiany pod świątecznym drzewkiem przez Świętego Mikołaja. Kiedy w końcu sen przyszedł, był nadzwyczaj miły. Śniło jej się, że spaceruje z Anzelmem po łące. Była wiosna, przyroda budziła się do życia, a płynący nieopodal strumień odbijał nieśmiałe promienie słońca. Nie wiedziała o czym rozmawiali – ich słowa zlewały się ze szmerem wody. Nagle Anzelm zaczął ją łaskotać. Ona, podkasawszy suknię do kolan, zaczęła uciekać, zanosząc się od śmiechu. Mężczyzna jednak okazał się szybszy. Dogonił ją, złapał wpół, uniósł, zakręcił nią parę razy w powietrzu i postawił na ziemi, twarzą do siebie. I wtedy…



Koniec wylegiwania się, pannico! – jak przez mgłę usłyszała poranne fukanie babci. Zamruczała z niezadowoleniem i wciągnęła okrycie na głowę. Cudowny sen odleciał w niebyt. Świetnie. Czy ona musi się tak tłuc po domu od bladego świtu? Coś klepnęło w pościel na wysokości jej brzucha. Z trudem otworzyła oczy.

A ty stąd zjeżdżaj darmozjadzie. Myszy gonić, a nie spać o takiej porze! – najwyraźniej babcia wstała dziś lewą nogą. Kochała ją bardzo, ale doprawy, czasami bywa wyjątkowo nieznośna i upierdliwa. Lucyfer chyba miał podobne odczucia, gdyż przepędzony z posłania prychnął pogardliwie, zeskoczył z łóżka, z wyraźną nonszalancją otarł się o nogę staruszki, po czym z gracją i lekkością odbił się od podłogi i wskoczył na parapet. Tam, z godnością zaczął wykonywać poranną toaletę. Ansley obserwowała te czynności tłumiąc siłą woli ziewnięcie.

A ty co na zaproszenie czekasz? Wstawaj i ubieraj się.Corliss nie dawała za wygraną – Dziś w południe przyjeżdża Anzelm, chcę byś mi z czymś wtedy pomogła. Ale zanim to nastąpi, musisz zająć się ogrodem. Kilka roślin już jest gotowych do zebrania – to powiedziawszy babcia opuściła w końcu pokój, klnąc pod nosem na czym świat stoi i mamrocząc coś o darmozjadach i nieudacznikach. Po paru chwilach uszom dziewczyny dobiegł dźwięk rąbanego drewna.

Ansley usiadła na łóżku. Normalnie zrobiłaby babci na złość. Dziś jednak był ten wyjątkowy dzień, na który czekała od kilku tygodni. Przeciągnęła się więc i ziewnęła, po czym postawiła obie stopy na zimnej posadzce. To ją nieco otrzeźwiło. Zarzuciła na plecy leżący opodal szal i podeszła do okna. Lucyfer przerwał lizanie łapy i przysięgłaby, że spojrzał na nią pytająco. Pogłaskała go za uchem.

To co łobuzie, idziemy do ogrodu, czy najpierw śniadanie? – przy słowie „śniadanie” Lucyfer zamruczał kilka razy.
Czyli śniadanie.

Szybko zmieniła koszulę nocną na jedną z ładniejszych i mniej zszarganych sukien. Na wierzch założyła fartuch, żeby się nie pobrudzić. Przywdziała pantofle i owinęła się szalem. Poranki były już chłodne. Palcami przeczesała włosy i zaplotła je w długi gęsty warkocz. W kuchni zagrzała na piecu nieco mleka. Część nalała Lucyferowi do drewnianej miski. Sobie dokroiła pszennego placka. Miała co prawda ochotę na jajecznicę, jednak kury ostatnio coś słabo się niosły. „Może brakuje im koguta” pomyślała figlarnie. Po posiłku wzięła spod ławy wiklinowy kosz i wraz z kotem wyszła przed chatkę. Słońce świeciło już nieco pewniej, za kilka godzin ziemia się nagrzeje. Babcia nadal mocowała się z drewnem. Ansley przecisnęła się między grządkami ziemniaków i kapusty i dotarła do ziołowej rabatki.
Szybko i zręcznie zaczęła skubać obciążone kwiatostanami gałązki. Bylica piołun, krwawnik pospolity i dziurawiec zwyczajny. Z piołunu zrobi goryczkowatą nalewkę na choroby żołądka. Resztę ziół ususzy na napary i herbatki. Ale najpierw musi ujarzmić jeszcze zalegającą w chatce wiecheć lawendy. Jej zapach uwielbiała najbardziej.



Co jakiś czas zerkała na babcię. Staruszka z niezmordowaną energią narąbała chyba drewna na całą zimę. Skąd w niej ta niczym niewytłumaczalna siła? Czy ona naprawdę ma swoje lata? W końcu Corliss, z naręczem drewna, udała się z powrotem do chatki. Ansley postanowiła wykorzystać ten moment. Weszła za nią i grzecznie przycupnęła na ławie pod piecem. Lucyfer natychmiast wskoczył jej na kolana.

W czym takim mam Ci dziś pomóc, babciu? – spytała przymilnie mając nadzieję, że humor staruszki nieco się poprawił. Odruchowo podrapała kota za uchem.
Starsza kobieta otarła kilka kropel potu z czoła. Dopiero co skończyła wnosić zrąbane wcześniej drewno do kuchni. Nim odpowiedziała, nalała sobie wody do drewnianego kubka, upijając kilka łyków.

-Potrzebuję paru rzeczy z miasta. Oczywiście dam Anzelmowi odpowiednie przykazy, jednak jest jedna rzecz, której mu nie sprzedadzą. Chciałabym, byś zabrała się z nim, załatwiła co trzeba i wróciła. - stwierdziła bez ogródek. Był to chyba pierwszy raz, kiedy babcia wysyłała dziewczynę do miasta. Ansley nigdy wcześniej nie słyszała o rzeczach, których Anzelm nie mógłby kupić osobiście.

Cóż to za rzecz? – spytała zdziwiona –I dlaczego myślisz, że skoro Anzelmowi jej nie sprzedadzą, to zechcą sprzedać mnie? No i najważniejsze – podróż do miasta to tydzień w jedną stronę. Musiałabym wziąć naszego konia, by mieć jak wrócić. Z tego co wiem, Anzelm jedzie jeszcze dalej nim wróci z powrotem do Galdur – dziewczyna wyrzucała z siebie pytania niemal jednym tchem, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo cieszy ją możliwość wyrwania się z domu.

Takie tam, kobiece sprawy… – zbyła pytanie o istotę rzeczy. – Sprzedawczyni to moja dawna znajoma, dam ci coś, co będzie znakiem, że mnie znasz. Jest uprzedzona do mężczyzn, więc temu młodzikowi w życiu by tego nie przekazała. – wyjaśniła staruszka, po raz kolejny mocząc usta w wodzie. –Szkapa i tak nie jest mi potrzebna, tobie przyda się trochę ruchu. Może jak sobie porządnie żyć obijesz w podróży, to zrozumiesz, że najlepiej siedzieć u siebie. – dodała z przekąsem, widząc błysk podniecenia w oczach swej wnuczki, który zapłonął na słowa o podróży.

Ansley aż korciło, by przycisnąć babcię bardziej. Najwyraźniej staruszka miała jakiś sekret i dziewczyna zamierzała go poznać. Z drugiej strony zaś, skoro posyła ją samą po sprawunki, to przecież i tak zobaczy, co też takiego zawiera przesyłka. Zachwycona własną inteligencją dziewczyna zmarkotniała jednak po kolejnej wypowiedzi Corliss. A więc i ona została rozgryziona. Przez chwilę zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem babcia nie czyta jej w myślach, bądź też nie wnika w jej sny. E nie, wtedy wspomniałaby coś o Anzelmie. Swoją drogą, czy ona naprawdę się nie boi, że jej wnuczka będzie sama przez tydzień tułać się po bezdrożach, narażona na ataki zwierząt, ludzi i nie-ludzi? I to w dodatku na koniu, który na pewno nie ma kondycji, gdyż większość życia spędził w stajni?

No dobrze, daj mi więc ów przedmiot. Postaram się nie dać zabić po drodze, choć dziwię się, że nie boisz się o mój samotny powrót. Może jednak zabiorę się dalej z Anzelmem i wrócimy o tydzień później, ale przynajmniej razem – zaryzykowała ciekawa, czy babcię ruszy sumienie.

Staruszka przygryzła na chwilę wargi zamyślona. To musiało jej umknąć, widać wiek powoli robił swoje – czasem zapominało się o rzeczach oczywistych.

No tak... no tak… – zamyśliła się na głos, cmokając głośno ustami. Był to jej nawyk, który Ansley znała bardzo dobrze. Kiedy Corliss borykała się w myślach z trudną decyzją, jej usta mimowolnie zaczynały wydawać ten, na dłuższą metę, irytujący dźwięk. Najczęściej dochodziło do tego kręcenie małym nożykiem do ziół, między palcami.

Wrócisz sama, ale weźmiesz ze sobą w podróż Lucyfera. – przemówiła po dłuższej chwili. – Ten zwierzak wie jak unikać kłopotów, więc w razie czego będzie ci przewodnikiem. – podjęła zaskakującą decyzję.

Ansley, która także zaczęła pić wodę, omal się nie zakrztusiła.

Babciu, a cóż mi kot pomoże w razie napaści?! Przecież to nie tygrys, nie rozszarpie nikogo. Może wezmę chociaż nóż… tak na wszelki wypadek – nie dawała za wygraną – No chyba, że jest coś czego nie wiem o Lucyferze – ot, tak się droczyła, mając cichą nadzieję, że babcia zasypie ją rewelacjami na temat bojowych właściwości kota, który podczas pełni zmienia się w krwiożerczą bestię, czy coś równie efektownego.

A ty od razu myślisz, że cię napadną i zgwałcą! – odparła poirytowana staruszka, uderzając dłonią w stół. – Nie miej o sobie już tak wysokiego mniemania, nawet niewiele rzeczy masz, które można by ci ukraść! Weźmiesz Lucyfera, a Anzelm na pewno ma jakiś krótki mieczyk, który będzie mógł ci użyczyć na drogę powrotną. I już mnie nie denerwuj! – dodała, gniewnie zarzucając szal na ramię, bowiem ten w czasie uderzenia postanowił się ześlizgnąć. –Lepiej spakuj sobie czystą suknię i bieliznę, byś na dzikuskę nie wyszła. – fuknęła jeszcze na koniec i zaczęła układać porąbane drewno pod ławą.

Wnuczka wiedziała, że nic już nie wskóra. Zepsuła babci humor i lepiej było się teraz do niej nie zbliżać. Sądząc po wysokości słońca, zbliżało się południe. Poszła więc potulnie do swego pokoju. Zgodnie z poleceniem zawinęła w szal suknię i dwa komplety bielizny na zmianę, a z kuchni zgarnęła butelkę z ziołową nalewką, trochę suszonego mięsa i kilka kawałków placka, które to wiktuały zawinęła w ścierkę. Po namyśle postanowiła też wziąć zielnik. Co prawda okoliczne rośliny znała na wylot, ale kto wie, podczas tak długiej drogi może trafi na jakiś nowy, ciekawy okaz. Położyła pakunek na zewnątrz przed drzwiami wejściowymi, a na wierzch, ku pamięci, położyła płaszcz, który miał ją chronić przed chłodem i służyć jako koc w nocy. W ostatniej chwili przypomniała sobie o mydle. Nożem odcięła połowę i zawinęła w szmatkę. Babcia na pewno się nie obrazi. W końcu kazała jej nie wyglądać na dzikuskę. Zgarnęła też trochę listków szałwii do gryzienia. Doskonale dezynfekują i pomagają na nieświeży oddech. Do pasa sznurkiem przywiązała sobie sakiewkę z połową swego skromnego dorobku. Pierwszą rzeczą, jaką kupi w mieście, będzie grzebień. Jej długie ciężkie włosy mają nieznośną tendencję do plątania się. No i może jeszcze klamrę do włosów. Lucyfer przysiadł koło tobołka, najwyraźniej również gotowy do drogi. Dziewczyna poszła jeszcze nakarmić i napoić przed drogą klacz, po czym z westchnięciem opadła na ławkę przed chatką. Twarz oparła na dłoniach, łokcie na kolanach. Czekała.

Po jakimś czasie z oddali dobiegł ją odgłos końskiego człapania i kół sunących po ziemi. Serce zaczęło jej bić szybciej. Miała ochotę wybiec na spotkanie, jednak siłą woli się powstrzymała. Dopiero babcia miałaby kolejne powody do dogryzania jej. Cierpliwie czekała, aż Anzelm podjedzie bliżej, zsiądzie z wozu i podejdzie do niej. Najwyraźniej babcia również, mimo lat, miała słuch doskonały, gdyż wyszła z chatki wycierając ręce w fartuch.

Pochwalony! – krzyknął na powitanie Anzelm. Ubrany był w bawełnianą koszulę i spodnie, a na to narzuconą miał sznurowaną płócienną tunikę. Babcia kiwnęła głową, jednak „na wieki wieków” nie przeszło jej przez gardło. Niezrażony tym młodzieniec podszedł bliżej i uśmiechnął się do Ansley. Odwzajemniła uśmiech. Biedak nie wiedział jeszcze, co go czeka.



Chłopak wszedł z babcią do chatki, gdzie rozmawiali przyciszonymi głosami. Przez chwilę zapadła cisza. Dziewczyna dałaby sobie rękę uciąć, iż kupiec stoi teraz zdumiony na wieść o tym, że ma ją ze sobą zabrać. Po chwili jednak rozmowa potoczyła się dalej. Niedługo oboje wyszli. Anzelm chował do kieszeni babcine zamówienie. Ona sama zaś podeszła do wnuczki z małym zawiniątkiem.

Masz, tylko nie zgub. I pod żadnym pozorem nie zaglądaj do środka. Wścibska jesteś, to będzie trudno, ale zrób to dla mnie. W Venjar popytaj o Lachelle. Kiedyś prowadziła wraz z mężem kuźnię. Gdy ją spotkasz, daj jej to zawiniątko, a ona już będzie wiedziała, co chcę w zamian. No. To uważaj na siebie Corliss pocałowała wnuczkę w czoło. Wypadło to dość niezdarnie. Staruszka nie była najlepsza w okazywaniu uczuć. W międzyczasie Anzelm przyprowadził ze stajni konia. Wrzucił pakunki dziewczyny na swój wóz, a jej samej pomógł się wdrapać na klacz. Dziewczyna konno jechała może ze trzy razy, nie była więc wybitnie wprawiona. Lucyfer bez specjalnego zaproszenia wskoczył na jej tobołki i otoczony ciepłym płaszczem bezceremonialnie zasnął. Ansley przez chwilę się wydawało, że kot uśmiecha się do niej nieco szelmowsko. Pomachała jeszcze babci na pożegnanie i oboje z kupcem ruszyli dalej traktem na północny-wschód.

 
Ribesium jest offline