Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2014, 13:33   #106
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Za bramą: merill, Dziadek Zielarz, MG, kanna

Brama otworzyła się ze zgrzytem, kiedy siódemka osób wychodziło w głąb całkowicie ciemnych ruin. Stojący na umocnieniach żołnierze przyglądali się im ze znudzeniem. Jeden z wartowników podbiegł do Carlosa wciskając mu w rękę manierkę.
- Mówiłem, że mogę załatwić. - Rzucił z uśmiechem. Hegemończyk poklepał go po ramieniu i ruszył za pozostałymi.

Szli przez kilkanaście minut, mijając jednakowe wypalone kikuty dawnych budynków. Wojna sięgnęła i tutaj, ale wnioskując ze śladów bardzo dawno. Na horyzoncie wciąż grzmiały wystrzały i sporadyczne wybuchy. Bez wątpienia zbliżali się w ich stronę. Wkrótce zeszli z przelotówki, którą Igła nazwał zbyt niebezpieczną i ruszyli boczna, nieoznaczoną flagami trasą. Kręcili się po niej przez kolejne dobre kilkanaście minut, kiedy Igła stanął na środku ulicy rozglądając się nerwowo.
- Carlos, to była druga w lewo, czy trzecia do chuja? - Meks spojrzał na niego kręcąc głową z niedowierzaniem.
- A skąd mam wiedzieć, głupi pierdzielu?
- Zgubiliśmy się? - Zapytała Maria.
- Tak, kurwa. - Wyrzucił z siebie Igła. - Zgubiliśmy się.
- Ile razy zrobiłeś tą trasę?
- Zapytał słabym głosem Lynx. - Ile? Jak można się zgubić w znanym miejscu?!
- Pierwszy raz idę tędy nocą skurwielu!
- Wykrzyczał Igła, wyrzucając ręce do góry.
- Co robię? Co robię? - Wydyszał półmózg.
- Nie wiem, kurwa co robię! Zamknij się! Daj myśleć! - Odciął się lekarz. - Złazić z wozu! Rozdzielimy się! Wrócimy na trasę i się zwołamy, no!

Lynx był już wkurwiony nie na żarty: - Maria, nigdzie nie odchodź - powiedział stanowczym głosem - chcecie szukać drogi, to zapierdalaj Aniołku, a od nas się odwal, gamble dostaliście. My tu czekamy, zresztą ja i Ez zbyt wiele nie zdziałamy. W każdym razie módl się, żebyś znalazł drogą, bo jak nie to jeszcze mam na tyle siły by Cię rozwalić, choćbym miał potem zdechnąć!!! - krzyknął Lynx. Spojrzał potem jeszcze na Tarczownika, czy ten nic nie kombinuje. Coś tu śmierdziało…
- Uspokój się, do kurwy nędzy! - Krzyknął mężczyzna grożąc mu pięścią. - To nie moja wina! I ja też nie mam zamiaru pchać się gdzieś po nocy sam głębiej, w ruiny!
- Możemy gdzieś przenocować.
- Rzucił od niechcenia Carlos.
- Nie mam na to czasu - rzucił głucho Lynx - nasz lekarz powiedział, że liczy się każda godzina. - Skup się głupi skurwielu i opisz drogę do Misji, wiedzę w ciemności trochę lepiej niż Ty. Może nas poprowadzę?
- No! Teraz gadasz!
- Odburknął lekarz, wyciągając z torby latarkę. - Pieprzony złom. - Przez chwilę szarpał się z urządzeniem, aż w końcu zaskoczyło. - Musimy iść na południe, to będzie chyba tam. - Wskazał na kierunek. - Idź pierwszy z tą twoją pielęgniareczką. Debil! Pchaj wóz. Ja pójdę z tyłu z Carlosem. Chodźmy.

Snajper wyglądał już na naprawdę zmęczonego, noga bolała coraz bardziej i ogólnie był osłabiony, w dłoniach ściskał karabin Kształtu, który mozolnie czyścił przez cały wolny czas: - Przodem pójdziesz Ty z Carlosem, znacie teren, więc prowadźcie. Ja z Marią zabezpieczę tyły.

Igła spojrzał na niego ze złością, coś mrucząc pod nosem. Szybkim tempem ruszył na przód mijając po drodze Marię.
Maria B.Trudny, Czujność 0, Percepcja 12
Rzuty: 7, 8, 1!
wynik: Sukces!

Kobieta drgnęła, gdy Igła wyrwał zza paska pistolet z tłumikiem i przyskoczył do niej.
Igła B.Trudny (+2 zdany test czujności), Bijatyka 2, Zręczność 12
Rzuty: 16, 8, 11
wynik: Porażka


Mężczyzna skoczył do przodu, próbując pochwyć dziewczynę. Ta zręcznie przeskoczyła na bok, podkładając mu nogę. Igła runął jak długi.
- Na ziemię! Na ziemię skurwiele! Rzucić broń, a nikomu nic się nie stanie! - Krzyknął Carlos celując w Ezechiela. Pógłówek wskoczył pod wóz. Leżąca na nim kobieta, krzyknęła histerycznie podnosząc ręce.

Lynx strzela do Carlosa z karabinu.
Lynx Trudny, Kondycja 2, Budowa 13
Rzuty: 8, 18, 2 (rzucane na mojej stronie :P)
wynik: Sukces
-2 do ewentualnych testów strzałów itd.
Test na noktowizje (18-20 - Awaria): 8 - Brak awarii
Lynx (trudne warunki -1, Strzelec ranny -2, cel widoczny w ½ -4, kolimator +1, celny +1, strzał niecelowany -4 = -9), Karabiny 6, Zręczność 15
Rzuty: 20
wynik: Pudło - Broń niezacina się
Przypadkowe trafienie (20)
Ezechiel: 6
Kobieta: 14
Maria: 2

Lynx (trudne warunki -1, Strzelec ranny -2, cel widoczny w ½ -4, kolimator +1, celny +1, strzał niecelowany -4 = -9), Karabiny 6, Zręczność 15
Rzuty: 3
wynik: Trafienie
Efekt: Brzuch


Mężczyzna obrywa pociskiem w brzuch. Nabój przechodzi przez płytę balistyczną jego kamizelki zagłębiając się w bebechach.
Carlos Cholernie Trudny, Odporność na ból 3, Charakter 12
Rzuty: 14, 5, 3
wynik: Porażka


Mężczyzna upada na ziemię, krzycząc z bólu.

Leżący na ziemi Igła, wijąc się z bólu wcelowuje swój pistolet w stronę Lynxa.
- Rzuć broń! Rzuć broń, skurwielu!
Lynx tez celuje, ale nie strzela i mówię: - Nie wiem, jaki masz układ z Tildą, ale jej piesek za niedługo zacznie gryźć piach. Do tej pory pewnie zabijałeś ciężko chorych, a tu pech. Rzuć broń i zaprowadź nas do Misji to zachowasz życie. Trzęsiesz się jak gówno, a jak widziałeś nawet w tym stanie nieźle strzelam. Ten karabin przebił jego kamizelkę i płytę balistyczną, jeśli jesteś lekarzem, pewnie wiesz co zrobi z twoim zakutym łbem? - mówił to chłodno i powoli, wbijając wzrok zbrojny w noktowizję w oczy Anioła Miłosierdzia.

Mężczyzna powoli wstał, podnoszą wolną rękę w górę w geście poddania się, a to z pistoletem lekko opuszczając.
- Ch..chcesz to możemy iść na układ… Bądźże r..rozsądny… Zaprowadzę was do Misji, ale nie możecie się wygadać… Okej? Nie zabijaj...

Do uszu Lynxa dotarł jęk Carlosa. Mężczyzna próbował odpełznąć w głąb ruin. Strzelba wysiała na pasku naramiennym, a on sam krwawił obficie.
Lynx kątem oka rzucił na rannego Tarczownika, ale potem wrócił do Igły:- Rzuć broń i graty.
Maria pozbierała się w międzyczasie i odebrała Igle broń i jego torbę. Mężczyzna nie protestował, zważając na karabin Lynxa. - Teraz mi powiesz jak wyglądał twój układ z Tildą, o co chodzi z tą pierdoloną Bramą i tą blokadą?
- To wszystko jest pomysł Tildy!
- Igła wyciągnął ręce przed siebie w błagalnym geście. - Nie strzelaj tylko, powiem Ci wszystko! Ona mnie zmusiła! Ja bym sam… Nigdy w życiu, nigdy w życiu… - Zakrył dłońmi twarz, przysiadając na ziemi, obok wozu. - Gdy to gówno uderzyło w Pineville w stronę Misji zaczęli schodzić się uchodźcy, ogromna fala... Tylu ludzi… Większość dotarła do celu kilka dni temu. Ci, którzy zostali z tyłu, najczęściej byli zbyt słabi, bądź sentymentalni, żeby nadążyć… Nie strzelaj proszę, to był pomysł tej kurwy Tildy! - Lynx musiał przywrócić mężczyznę do porządku uderzeniem kolby. - No i ona wymyśliła.. żeby zamknąć Bramę przed tymi, którzy nie zdążyli. Wmówiła im, że wszystkie wejścia są zamkniętą i tą głupią kwarantannę. A oni to łyknęli. Żaden z nich nie pofatygował się nawet, żeby to sprawdzić… Zresztą, co się dziwić, co się dziwić. To nie byli żołnierze, jak wy. - Spojrzał na Lynxa z przerażeniem w oczach.
-Jesteś w ogóle lekarzem? Wiesz jak dojść do Misji?
- Nie jestem…
- Odparł smutno mężczyzna, ale zanim Lynx zdążył coś powiedzieć, dodał pospiesznie. - Ale wiem, jak dojść do Misji! Zaprowadzę was, tylko nie zabijaj!
- Opisz drogę, tylko dokładnie, jak po drodze nie będzie się zgadzał najmniejszy szczegół, kończysz z kulą we łbie, albo lepiej zatłukę Cię na śmierć, może być?
- weteran był zły i wkurwiony jak nigdy, a perspektywa kalectwa albo śmierci z powodu zatrucia jeszcze bardziej go nakręcała: - Ile zajmie nam droga?
- Godzinę najdalej… Jezus Maria, jak Ci powiem, to przecież mnie zastrzelisz.
- Wydusił mężczyzna, kiwając się w przód i w tył. - Ja was zaprowadzę, obiecuje…
- Lepiej żebyś mówił prawdę, jeszcze jedno, co robiłeś z chorymi, których zabijałeś i z ich gamblami?
- Ja nikogo nie zabiłem!
- Głos zadrżał mu, zdradzając kłamcę. - Ja… ja nie mogłem inaczej… Tilda by mnie wtedy...
- Co się z nimi działo? Kto ich zabijał? Grabiliście ich?
- Różnie…
- Igła przetarł dłonią twarz, milcząc przez dłuższą chwilę. - Szliśmy w ruiny i albo strzelaliśmy… albo zostawialiśmy w jakiś piwnicach. Ale zrozum, człowieku nie miałem wyboru!
- Kto zabierał gamble?
- Gamble?
- Twarz mężczyzny tonęła w pocie. Jego ręce trzęsły się jeszcze bardziej.
- Tych chorych? Czy już na Bramie zdążyła ich oskubać?
- Tak! Tak! Tilda je ma! Wszystko zabiera, pazerna sucz!
- Maria nie spuszczaj go z oka
- zakończył i przyglądał się jak kobieta celuje z pistoletu Igły w niego samego. Wayland podszedł do nieporadnie próbującego się odczołgać Carlosa i wyciągnął pistolet. Wycelował mężczyźnie w głowę: - Gadaj Meksie o co chodzi z Bramą? Kto wam kazał tu siedzieć? To samowolka? Z kim rozmawiała twój dowódca przez radiostację?

Mężczyzna odwrócił się i hardo spojrzał na Lynxa.
- Wypierdalaj! - Krzyknął kierując strzelbę w stojącego nad nim snajpera.
Lynx Bardzo trudny, Bijatyka 0, Zręczność 15
Rzuty: 13, 5, 17
wynik: Porażka


Strzelba wypala.
Carlos (trudne warunki -3, Strzelec ranny -6, strzał niecelowany -4 = -13), Karabiny 4, Zręczność 14
Rzuty: 11
wynik: Pudło


Chmura śrutu omija Lynxa, ledwo tylko zahaczając o jego kamizelkę.
Lynx Przeciętny, Niezłomność 1, Charakter 14
Rzuty: 8, 7, 19
wynik: Sukces


Lynx ledwo się opanował, ale cofnął palec ze spustu: - Gadaj skurwielu, albo zanim umrzesz pocierpisz. Jak zmądrzejesz, to może...
Lynx nie zdążył dokończyć, kiedy doszedł go krzyk Marii. Igła rzucił się na nią z nożem próbując odebrać pistolet.
- Strzelaj, debilu! Strzelaj! - Spod wozu żołnierza dobiegł odgłos i błysk wystrzałów.

Leżący pod wozem idiota nacisnął spust swojej PMki. Pociski poszatkowały drewnianą podłogę wozu, okrutnie kalecząc leżących na nim rannych. Ezechiel krzyknął zwijając się w kłębek. Mocno zacisnął ręce na swojej nodze, jednakże krew trysnęła mu przez palce. Poszła tętnica udowa, draśnięć na głowie i lewej ręce mężczyzna nawet nie zauważył. Kamizelka uchroniła brzuch i pierś.
Leżąca obok kobieta zmarła szybko, kule poszatkowały jej brzuch i lewą nogę, i przebiły czaszkę.

Maria zacisnęła zęby i wystrzeliła.
Maria (trudne warunki -3, strzał niecelowany -4, poręczny +1, cel biegnie -3 = -9), Pistolet 1, Zręczność 12
Rzuty: 3
wynik: Trafienie
Efekt: Głowa, penetracja


Pocisk trafia ryczącego ze złości medyka pomiędzy oczy, obalając już martwego na ziemię.

Lynx wystrzelił do debila.
Lynx (trudne warunki -1, Strzelec ranny -2, cel widoczny w leży -6, kolimator +1, celny +1, strzał niecelowany 0 = -7), Karabiny 6, Zręczność 15
Rzuty: 8
wynik: Trafienie
Efekt: Brzuch


Pocisk przeszywa brzuch półgłówka okrutnie go kalecząc. Mężczyzna wypuszcza z rąk broń.
Debil Cholernie Trudny, Odporność na ból 1, Charakter 6
Rzuty: 3, 6, 18
wynik: Porażka


Dzieciak traci przytomność, zalewając się krwią
.
Lynx widział, jak opłakana jest ta sytuacja, Ez paskudnie oberwał, Igła zdechł jak na to zasługiwał, a drogi do Misji nie znali. Debil był ciężko ranny, kobieta na wozie również. Celując z pistoletu do Carlosa zapytał się ostatni raz: - Znasz drogę do Misji? To twoja jedyna szansa, jak tam dotrzemy, to może się wyliżesz! Tak czy nie?
- Pierdole cię! Rozumiesz skurwielu?!
- Mężczyzna nie należał do tych, którzy szanowali by swoje życie. - Pierdole cię w dupę! Ciebie, twoją matkę i każdą dziwkę, która zlitowała się, żeby ci dać! WYKURWIAJ!

Lynx ściągnął spust pistoletu, a głowa Carlosa pękła wydając nieprzyjemny odgłos. Snajper nie tracił czasu. Podbiegł najpierw do Marii, która trzymała w rękach dymiący jeszcze pistolet, stała nad ciałem oszusta, wpatrując się to w broń, to w trupa, jakby do końca nie wierzyła w to co się stało. - Jesteś cała - Givens trzymając ją za ramiona, lekko potrząsnął, sprawdzając.
- Tak - odpowiedziała mechanicznie, patrząc na leżącego - zastrzelonego - mężczyznę. Zęby jej szczękały. Powoli docierało do niej, co się właśnie wydarzyło.
Odetchnęła głęboko kilka razy, starając się opanować.

Popatrzyła na Lynxa zakładającego stazę Ezachielowi.
- Na ile to wystarczy? Ty dasz radę iść?
Kiedy zaciągał pasek mocnego materiału na udzie Ezechiela powyżej rany, która rozszarpała jego udo, stary mężczyzna krzyknął z bólu, a potem zemdlał.
- Nie wiem - odparł głucho, krew z rozerwanej tętnicy zalewała mu dłonie - tętnica zerwała się dość wysoko, nie wiem na ile staza powstrzyma krwawienie - dużo mu nie zostało, może godzina, może trochę więcej.
Syknął z bólu dając zbyt gwałtowny krok, kiedy ściągał z wozu martwą kobietę, zabraną wcześniej z Bramy. - Nie wiem ile dam radę iść. - powiedział, wyciągając ciężko rannego Debila spod wozu.

- Poczekacie tu na mnie - zdecydowała Maria. - Pójdę do Misji i ściągnę pomoc. Tak będzie najszybciej.
- Nie wiem ile jest do Misji, zanim tam dotrzesz, a potem wrócisz, dla nas obu może już być za późno, poza tym, nie wiemy, czy dalej droga jest bezpieczna, za dużo niewiadomych Maria
- Lynx patrzył na nieprzytomnego Eza, jakby zastanawiał się nad czymś.
- Nie czas na dyskusje - ucięła krótko dziewczyna, a potem wyciągnęła mapę. Przekręciła ją raz, i drugi, żeby ustawić przodem do kierunku marszu.
- Dojdę stąd do przelotówki, bez żadnych problemów. Jestem trzy razy szybsza niż ty. O Ezachielu – głos jej zadrżał, kiedy spojrzała na mężczyznę - nie ma w ogóle co wspominać.

Lynx spojrzał na rozłożoną mapę, która wcale nie była takim pewnym źródłem informacji. - Mam lepszą propozycję - mówiąc to przewiązywał sobie nad kolanem kawałek rzemienia odcięty od torby niesionej przez Igłę - będziemy we dwójkę ciągnęli wózek z Ezem, powinno pójść w miarę sprawnie, a rozdzielanie się w tych przeklętych ciemnościach i w tych cholernych ruinach, jest głupotą, na którą Ci nie pozwolę - podniósł nieco głos, by podkreślić stanowczość wypowiedzi.
- A ja nie pozwolę, żebyś chodził - powiedziała spokojnie, jak do dziecka. - Ta trucizna rozprzestrzenia się z krwią, nie możesz podnosić sobie ciśnienia, a to się stanie, jak zaczniesz ciągnąć wóz.
- Poczekacie tu. Tak postanowiłam.
– w jej głosie była granitowa pewność.

Przy kolejnym sprzeciwie Lynx zacisnął zęby, że aż rana na policzku znowu o sobie przypomniała: - Droga do Misji zajmie Ci co najmniej trzydzieści do czterdziestu minut, drugie tyle z powrotem, to razem ponad godzinę, grubo ponad godzinę, dla Eza to o wiele za długo, nawet nie masz pewności co zastaniesz w Misji. - mówiąc to żołnierz wrzucał na wóz co przydatniejsze gamble ściągnięte z Carlosa i Igły - “Misja pewnie nie leczy za darmo” - pomyślał.
- Lynx. Posłuchaj mnie. Posłuchaj. - złapała go za ramię.- Marnujemy czas. Zabiorę ze sobą trochę gambli. Przekonam ich. Może mają pojazd. Trzeba zaryzykować. Poradzicie sobie. Za godzinę będę z powrotem. Nie pomożesz mi, ani nikomu, jak będziesz miał jedną nogę! Bądź rozsądny! Proszę, posłuchaj mnie choć raz.

- Właśnie próbuję być, to co powiem, pewnie wyda Ci się trudne ale muszę to powiedzieć. Mamy trzy rozwiązania: idziesz Ty sama, wracasz za najmniej ponad godzinę, Ez nie daje rady dotrzymać. Idziemy razem, docieramy tam prawie na styk, ja ryzykuję nogą a Ez i tak może nie dać rady. Jest też opcja trzecia, ale myślę, że się domyślasz - ostatnie rozwiązanie nie podobało się snajperowi, ale musiał to powiedzieć, starał się, żeby głos mu nie drżał - możemy tu zostawić Eza - jego głos zabrzmiał głucho, sam słyszał się jakby z oddali - może to boli, ale takie są nasze realne szanse Mario.
- Nie zostawia się rodziny
- potrzasnęła głową. - Zaopiekuj sie nim. ja wrócę. Obiecuję.

- Nie zostawia się żywych - wtrącił słabym głosem rewolwerowiec - Bez sensu wlec ze sobą ciało. - Jego dłoń spoczęła na rannej nodze, wzrok wbity był gdzieś w niebo. - Pomóż mi zejść, Lynx. - Mówiąc to próbował pomagając sobie dłońmi podciągnąć się.

Snajper popatrzył nieco zdziwiony na rannego. Rozmawiając myśleli, że rewolwerowiec jest nieprzytomny, ale ten najwyraźniej słyszał strzępki, a przynajmniej końcówkę ich rozmowy. Spojrzał w jedyne zdrowe oko Deakina i zrozumiał, że starzec postanowił dać im szansę, w jego oczach, pomimo ciężkich ran, widział determinację i zdecydowanie, nie odzywał się, z szacunku dla tego człowieka i jego decyzji. Podał mu swoje ramię i pomógł zejść z wózka, nogawica skórzanych spodni, robiła się coraz ciemniejsza od krwi, która pomimo stazy, nadal wyciekała z rany.

- Co robisz? - zdenerwowała się Maria, przytrzymując mężczyznę. - Nie powinieneś wstawać… Połóż się.
Uśmiechnął się lekko, przynajmniej chciał żeby tak to wyglądało, choć jego twarz wykrzywiła się raczej w marnie wyglądającym grymasie. Nie przerwał jednak działania, dalej próbował się podciągnąć.
- Lynx, pomożesz?
Wayland pomógł wstać rannemu rewolwerowcowi, kiedy ten wspierał się na jego ramieniu, rozglądając się, gdzie posadzić jednookiego mężczyznę, unikał wzroku Marii, która była zaskoczona i zdenerwowana.
- Dzięki - przymknął oko, przez chwilę nic nie mówił, potem zaczął nagle mówić jasno i płynnie. Jakby wcale nie był ranny, nie wykrwawiał się teraz obok nich. - Oceńmy szanse. W tym stanie nie mogę wam pomóc, nie mamy też pewności, że w ogóle zdołałbym tam dotrzeć. Nie ma sensu marnować sił. Nie wiadomo czy ktoś z misji przyszedłby z pomocą. - Zatoczył palcem koło w powietrzu. - Chcesz biec tam i wracać? Nie. Razem macie większe szanse.
- Nieprawda!
- zaprotestowała gwałtownie. - Tracimy tylko czas! Mamy gamble, da się je wymienić na pomoc. Zarówno ty, jak i Lynx potrzebujecie odpocząć. Sama przejdę najszybciej.

Lynx po raz pierwszy się odezwał: - On ma rację - jego głos był ochrypnięty i głuchy, ale kontynuował - to jego wybór i ja go szanuję.
- Jaki wybór?! Jaki wybór?!
- w głosie dziewczyny zaczęły przebijać histeryczne nuty. Spojrzała na Starca: - Myślisz, ze pozwolę ci się tutaj zabić? Nie ma mowy! Słyszysz?
- Maria, decyzja zapadła.
- Spojrzał na krewniaczkę. - Myśl logicznie. Nie jesteśmy już w Teksasie, nie jesteśmy w domu. Musisz myśleć o sobie, myśl o tym jak uratować siebie. Lynx cię obroni, razem dotrzecie do Misji. Jak myślisz, jak przyjmą tam człowieka, który wymordował rodzinę Morganów? Nathan był przyjacielem ojca Gianniego. - Odetchnął. - Decyzja jest oczywista.

Maria zrozumiała, że przegrała. Że nie ma niczego, co by mogła powiedzieć, lub zrobić, żeby zmienić decyzję mężczyzn.
Łzy zaczęły jej płynąć po twarzy. Podeszła do starca i wtuliła twarz w sztywny od brudu, kurzu i krwi rękaw jego kurtki. Ten podniósł, z trudem, rękę i dotknął jej głowy.

- Gdzie Cię posadzić Ezechielu? Może w jakimś budynku na uboczu? - snajper nie dyskutował z jego decyzją. Na Froncie widział wiele takich sytuacji, takie poświęcenie było czymś naturalnym wśród ludzi, którzy do boju szli “martwi”.
- Nie, tutaj będzie dobrze. Wystarczająco długo łaziłem po ruinach.
- Rozumiem
- Wayland ściągnął z wozu jakiś koc i stary śpiwór i zrobił Deakinowi prowizoryczne siedzisko.

Ezechiel odpiął swój zdobiony pas z kaburą, wyciągnął grawerowany rewolwer i przyglądał mu się przez moment. - Nie powinno się obarczać kogoś obcego odpowiedzialnością, czymś lub kimś o kogo samemu należało dbać. Nazwijmy to jednak sytuacją wyjątkową. - Wepchnął broń i kaburę w dłonie Lynxa. - Dostarcz Marię bezpiecznie do Misji. W Federacji mam przyjaciół, jeśli wspomnicie moje imię znajdziecie tam pomóc. Jeśli kiedyś tam dotrzecie. Przyjmij to jako zapłatę, albo gambel, który wam się przyda. Jest cenny.

Maria nie odzywa się, dygoce i w szoku wodzi szeroko otwartymi oczami od jednego mężczyzny do drugiego.

Lynx podniósł się, a otrzymany rewolwer ciążył mu w dłoni, niczym sztaba szarego ołowiu. Odezwał się z szacunkiem i pewną dozą podziwu: - Obiecuję Ezechielu, choćbym miał swoje życie oddać.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline