Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2014, 22:07   #17
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Rozdygotana od tego, co działo się za plecami postanowiła w końcu działać. Jednak sama nie była pewna, czy miała zabrać się za ucieczkę, czy ciągnięcie dalej kretyńskiego pomysłu pijanych najemców. Podskakując ze strachu od kolejnego szczęku ostrza za drzwiami, naciągnęła na głowę hełm i wyrwała się niespokojnym biegiem lecąc w górę. Już była prawie na końcu gdy jej ciśnienie nagle podskoczyło musząc ratować się w jakimś zagłębieniu, by nie zostać zauważoną przez kilku strażników, których zaciekawiły hałasy wydobywające się z pokoju, gdzie była reszta jej drużyny. Zacisnęła dłonie na ustach, by przez przypadek się nie zdradzić a z nerwów i braku tlenu prawie nie osunęła się na ziemię. Mimo wszystko przemknęła się i trafiła na kolejny korytarz podobny do poprzedniego, mającego sporo pokoi, ale mniej więcej w połowie rozwidlał się. Nagle, zanim służka zdążyła zrobić cokolwiek, z bocznego pomieszczenia wyszedł umundurowany mężczyzna zdradzający swym ubiorem wysoką rangę. Ruszył w stronę Etsy trzymając w dłoni świstek pergaminów.

- Zaczekaj żołnierzu! - krzyknął.

Dziewczyna niemal dostała zawału. Ale sytuacja rozwinęła się za bardzo, by móc tego uniknąć. Przełknęła gorzko ślinę i nabrała powietrza wypełniając płuca. Musiała w dokładnie tej chwili wspiąć się na wyżyny swego aktorstwa, by nie wypaść w roli w takim stanie. Wyprostowała się i obróciła prawie na baczność do człowieka. Kapitan zbliżył się do dziewczyny szybkim krokiem. Nie zauważył ukrytego pod ręką rozcięcia, ani też nie poznał się na przebraniu. Zamiast wykrzyczeć alert lub nabić ją na miecz wręczył jej do ręki zawinięty pergamin.

- Kapitanie? - odpowiedziała konkretnie na pojawienie się i zażądanie jej osoby.

- Dostarcz to Kaywen w koszarach. Łatwo ją rozpoznasz, to jedyna kobieta pracująca tam przy biurku. - odparł.

- Tak jest - odpowiedziała podobnym tonem i stała jakby w oczekiwaniu o jakieś dodatkowe polecenia.

Kapitan straży mintaryjskiej niedbałym ruchem ręki oddelegował dziewczynę, po czym wrócił do swojego pokoju. Gdy facet schował się za drzwiami cała rozdygotana wypuściła powietrze i z lekko ugiętymi nogami złapała się za serce. Parę wdechów musiało ją nieco ocucić ze stresu a wielkie od strachu oczy skupiły się na trzymanym pergaminie. Nie czekając ani chwili dłużej i nie kusząc losu Etsy dała dyla w dalszy korytarz i również nieomieszkała sprawdzić, co jest w liście. Ostrożnie rozerwała pergamin, by nie uszkodzić pieczęci. Bardzo dobrze wiedziała, do czego była zdolna mając takie coś we własnych zasobach, bowiem list był zapieczętowany oficjalną pieczęcią straży mintaryjskiej. Niestety, to co było w środku rozczarowało Etsy. Był to zwykły liścik miłosny, a ona stała się “chłopcem na posyłki”. Nic poza pieczęcią i charakterem pisma kapitana nie ratowało z kiepskiej sytuacji. Dalej nie była zdecydowana co ma z sobą zrobić a jedyne, co jej zostało to brnięcie na ślepo przez korytarze. Po paru długich minutach błądzenia labiryntami dziewczyna dotarła do drzwi, przy których widniała tabliczka z napisem “Więzienie”. Ucieszyłaby się, gdyby odnalazła wyjście z całej fortecy… Czas ponaglał z stres zjadał od środka. Mając Jasona za stojącymi przed nią drzwiami biła się z myślami przez parę kolejnych chwil. Padła decyzja o przystąpieniu do planu pijaków, w ramach wielkiego i jednorazowego wyjątku. Już i tak najemcy byli w środku. Było już kwestią chwili zanim wparują tu z siekierami i zaczną rąbać, co popadnie. Można było wszystko załatwić podstępem i nikt więcej by nie ucierpiał. Nabrała kilka głębokich wdechów i otworzyła drzwi wpuszczając światło do zaciemnionego korytarza.

Więzienie było długim i wysokim korytarzem z celami na parterze i pierwszym piętrze. W połowie drogi wpadał do niego identyczny korytarz. Wyliczyła pięciu strażników, którzy z regularnością patrolowali cele. Kraty wyładowane zbieraniną opryszków, pochodnie a na samym środku skupione w jednym miejscu dźwignie otwierające cele.



Dziewczyna podeszła do jednego ze strażników dobierając do tego jakiś ustronny punkt i zaczęła wymachując przy tym listem.

- Hej, cho no tu - odezwała się niezbyt głośno również lekko zbliżając się do strażnika - Kapitan sobie podwoił warty i nie ma ludzi do eskorty jakiś więźniów z dziedzińca. Ponoć dorwali paru psubratów, co w bitce z naszymi chłopakami byli. Weź paru chłopaków i poleźcie po nich, co? Ja mam już dość biegania cały dzień za nieswoimi listami.

- Kolejni…? - Odpowiedział jakby odruchowo, lecz po zbliżeniu się oczy strażnika zwęziły się niebezpiecznie - Zaraz. Nie widziałem cię tu wcześniej… Kto cię... tu... wpuścił?! - Zestresowana Etsy zapomniała zasłonić rozcięciu po toporze i licznych śladów krwi na mundurze. Strażnik spostrzegł to i sięgnął po broń - Alarm! Do zamku wdarł się intruz!

Biedna dziewczyna pisnęła pod nosem z przerażenia a od stania w miejscu jak słup oderwało ją tylko zagrożenie płynące z wyciąganego jeszcze miecza. Gdyby choć odrobinę dłużej panikowała z pewnością skończyła by z wbitym w trzewia mieczem. Natomiast korzystając z szybko pracującej mózgownicy zanim jeszcze strażnik skończył wykrzykiwać swoje kwestie dziewczyna znalazła się za blisko, by wykonać odpowiednie uderzenie. Zaczepiając o manatki strażnika przepchnęła się w amoku wizji niechybnej śmierci. Omijając zgrabnie pierwszego strażnika rzuciła się ślizgiem między nogi drugiego, który biegł na pomoc. Nie trzeba było czekać ani chwili dłużej, by więźniowie widząc okazję do ucieczki nie podnieśli wrzawy wskazując sobie między celami przebraną za strażnika Etsy. Z przerażeniem i jękiem w ustach bardzo szybko dopada dźwigni i opuściła cały rząd otwierając wszystkie cele. Na zewnątrz wybiegli złoczyńcy i potwory szarżując przez korytarz z zamiarem zadeptania wszystkiego, co stało im na drodze. Nadmierny stres pozwalał jeszcze na odrobinę sprawnego myślenia i ominięcie stada dzikusów… Górą. Podskakując i chwytając się nisko wiszącej stalowej rury odgradzającej parter od piętra. Wataha wydzierając się w paręnaście sekund stratowała wszystko nie zostawiając absolutnie niczego ze strażników. Nawet ciężko można było ich odnaleźć po pobojowisku. Cała chmara skierowała się kondygnacjami na górę, ale kilku ruszyło w dół. Z jeden z celi wyczłapał się mały chłopiec. Stanął jakby nigdy nic na środku korytarza i z zadartą głową przyglądał się półelfce bez słowa. Na jego kurtce dało się rozpoznać charakterystyczny symbol Wróbli, o których mówił Thubedorf.

- Znam twojego kumpla, też ma taki sam symbol. Idziesz ze mną, byle szybko - zarządziła cała w nerwach zeskakując na ziemie.

- Kumpla? - zapytał niepewnie - Kim jesteś? - na co dziewczyna złapała chłopaka za manatki i ciągnąc żwawo bez najmniejszego pytania skierowała się w dół tak samo jak odczepiona grupka wyzwolonych więźniów - Ej! Zostaw mnie! Nigdzie z tobą nie idę! - wydzierał się chłopak próbując się wyszarpnąć kobiecie.

- Ha! - zaśmiała się nerwowo - Kim ja jestem? Powiem ci, kim jestem - przerwała na chwilę przypatrując się, czy korytarz jest pusty by ciągnąć chłopaka dalej - Jestem idiotką, która dała się tu zaciągnąć. O mało nie zginęłam już tyle razy do ilu nawet nie potrafisz doliczyć. A jak będziesz się wydzierał to na pewno kogoś tu przyciągniesz!

- No dobra, chyba innego wyjścia nie mam. Pójdę za tobą - odparł chłopak po chwili zastanowienia się nad słowami dziewczyny.

- Łaskawca… - wymamrotała pod nosem przejmując się już tylko drogą powrotną. Oboje ruszyli zaciemnionym korytarzem w stronę zebranych w pokoju najemników, kiedy nagle stanął im na drodze potężny zielonoskóry wojownik, który nosił przy sobie broń i pancerz zdobyty na pokonanych wrogach. Zmierzył dwójkę intruzów morderczym spojrzeniem, a z jego ust wydarł się gniewny pomruk.

- Puść go, mintaryjska kurwo! - krzyknął Grimbak gromkim głosem spoglądając na Lu przylepionego ze strachu do półelfki.

Dziewczyna niemalże podskoczyła w miejscu ze strachu, zrobiła krok w tył, a jakieś słowo stanęło jej w gardle. Stojąc tępo z przerażenia zadrżała mocniej gdy zwalista bryła wykonała krok w przód. Minęła jeszcze chwila zanim dotarło do dziewczyny, że stojąc tak skończy rozchlastana przez ostrze w ciągłej nieświadomości swego napastnika, że jest tylko w przebraniu. Gdy już to sobie uświadomiła złapała za hełm i ściągnęła go jednym ruchem ukazując swoją twarz i przeszklone ze strachu oczy.

- Etsy?! - ryknął pełen zaskoczenia półork - Ale jak…?

- ...Nie wiem…? - odpowiedziała piskliwie i pod nosem ściskając nakrycie głowy jakby było ramieniem kogoś zapewniającego bezpieczeństwo. Po paru wdechach zdołała z siebie wydusić dwa następne słowa - Widziałeś Jasona?

- Pobiegł na górę - odparł Grimbak - Razem z całą resztą więźniów próbują się przedostać przez główną bramę. Nie trać na niego czasu, bo i tak na niewiele twoja pomoc się zda. Thubedorf wspominał coś o podziemnym wyjściu z twierdzy, musimy je odnaleźć.

- Krasnolud jest na dole, w pralni, razem z twoimi znajomkami - odpowiedziała rozdarta z uwagi na głupotę Jasona.

- Nie przejmuj się nim, to dobry chłopak. Da sobie radę - pocieszył ją zwalisty wojownik kładąc swą wielką łapę na jej drobnym ramieniu - A teraz zaprowadź mnie do Thubedorfa.


* * *

Stojący na korytarzu Randal zauważył zbliżającą się trójkę osób - strażnika, jakieś brudnego dziecko i zwalistego wojownika. Zbliżyli się oni do maga.

- To jeden z nas - Etsy wskazała Randala na co półork skinął głową.

- Znam go. Witaj Randalu, jak mniemam Thubedorf jest w środku? - zagrzmiał Grimbak donośnym głosem.

- Zgadza się - odparł Randal, wyciągając rękę na powitanie. - Słyszeliśmy, że jesteś na wakacjach i przyszliśmy cię odwiedzić. A Thubedorf jest w środku. Jak najbardziej. Z Verinem i tą małą. - zażartował na co Grimbak roześmiał się.

- Gdyby nie wy, to sczezłbym tu lada dzień. Podobno szubienice szykowali, tylko potrzebowali wytrzymalszej konstrukcji na mnie.

- Nie wierz w plotki. Mieli gotową - odparł Randal - Zmarnowana praca - dodał.

W tym momencie wyszedł na korytarz Thubedorf zwabiony znajomym głosem. Na widok półorka stanął w miejscu dłońmi przecierając oczy.

- Na brodę Moradina! Już myślałem żeś uciekł górą na dziedziniec jak ostatni kobold! - wykrzyczał uradowany.

- Pamiętałem jeszcze twój plan, krasnoludzie - odparł Grimbak. - Powinniśmy stąd uciekać. Zaraz zrobi się tu gorąco.

- Tak też uczynimy, ale jest tu mały problem - Thubedorf spojrzał wymownie na Randala. - Fechmistrz Verin wdarł się w konflikt z dzieciakiem należącym do półelfki. Jeśli nic nie zrobimy to się sami pozabijają.

- Niech to szlag… - syknął Randal - A ty nie mogłeś nic zrobić? - warknął na krasnoluda, który zarumienił się zbity nieco z tropu.

- Taaa… eee… konflikty rodzinne to nie moja specjalizacja - odparł wzruszając ramionami.

- Rodzinne, też coś - Randal pokręcił głową - Chyba się nie przestraszyłeś - dodał a następnie zostawił tamtych i wszedł do sali. Tuż za nim wszedł Thubedorf. Grimbak pozostał na korytarzu zabezpieczając tyły, razem ze służką nie mającą zamiaru oglądać masakry schowanej za drzwiami.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 23-07-2014 o 08:46.
Proxy jest offline