| Minęli trochę osób, wymieniając krótkie pozdrowienia. Nikomu z nich nie przedstawił Jess, aż nie stanęli przed samotnym, młodym, białym mężczyzną o krótkich, jasnych włosach. Brelic udał zaskoczonego, a moment później niezwykle rozdarowanego.
- Patrick, jak dobrze, że zdecydowałeś się przyjść! - mocno uściskał dłoń gościa. Na oko miał dwadzieścia lat, ze dwa metry wzrostu i sylwetkę szczupłą, ale umięśnioną. Sportowiec. - Kochanie, poznaj przyszłą gwiazdę Miami Heat – sądząc z tonu, to mógł być jeden z ważniejszych gości.
- Jeszcze nie wiadomo... - spróbował się bronić zagadany, ale Jack zbył go szybko.
- Oj, nie broń się. To jednak nie czas na rozmowy o takich sprawach, kochanie, oprowadzisz naszego gościa? Wydaje się taki samotny...
- Oczywiście Jack – Desire odsunęła się od Jacka i wsunęła rękę pod ramię blondyna:
- A więc jest pan koszykarzem – Popatrzyła na niego z widocznym w oczach zainteresowaniem – To takie niezwykłe. Nie znam zbyt wielu sportowców. Zwłaszcza takich przystojnych. - Powiedziała spoglądają mu w oczy i lekko rozchylając usta.
Wydawał się speszony, jeszcze nie mógł być gwiazdą. Wtedy obecność pięknych, półnagich kobiet nie działałby aż tak mocno.
- Ja...
- Patrick będzie numerem jeden w drafcie – Jack wszedł mu szybko w słowo. - Zajmiesz się nim przez chwilkę? Może beze mnie się bardziej odpręży i zobaczy, że nie mam złych zamiarów – gospodarz roześmiał się i zostawił ich samych, oddalając się w kierunku jakichś innych gości.
Zmierzyła dokładnie wzrokiem stojącego przy jej boku, wyraźnie słodko niewinnego dwudziestolatka:
- Naprawdę czegoś się obawiasz? – Zapytała kokieteryjnie – mam nadzieję, że nie mnie, jestem całkowicie niegroźna. Istnieję po to by dawać rozkosz. – Powiedziała konfidencjonalnie przysuwając się do niego i spoglądając w górę. Rzadko spotykała tak wysokich mężczyzn. To było nawet dość ekscytujące.
- Rozumiem, że masz na imię Patrick? Jak mam zwracać się do ciebie. Ja jestem Desire...
- Ttak – zadrżał czując jej bliskość. Przełknął ślinę i spojrzał gdzieś w bok, odrywając spojrzenie od bardzo dobrze przez niego widzianego dekoltu, tak głębokiego, że nawet nie łapał się na to określenie. - Patrick Lang. Jesteś z panem Breliciem? - spytał trochę pewniejszym głosem, jakby pierwszy szok mijał. Istotnie, nie był brzydki, chociaż wzrost nadawał mu trochę dziwnych proporcji. - Wydaje mi się, że pragnie mnie przeciągnąć do Miami...
- Czy to byłoby takie złe? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie, przynajmniej na razie ignorując kwestię jej przynależności do gospodarza tego domu. - To takie piękne miasto i daje wiele możliwości. Sama wiem o tym całkiem sporo, bo przyjechałam tutaj i zdobyłam wszystko o czym zawsze marzyłam.
- Naprawdę? - patrząc w inną stronę bardziej był w stanie pracować mózgiem. Ubrany był na wpół oficjalnie, w białą koszulę i spodnie w kant, spod których wystawały sportowe buty. Strój jeszcze podkreślał jego wysokość i sylwetkę. - A o czym marzyłaś? - jego wzrok wrócił do niej i przypomniał sobie z kim rozmawia. Dostrzegła jak się czerwieni, mimo ciemności i kolorowych świateł u góry. - Moi rodzice nie są zachwyceni pomysłem grania w Miami, mówią, że to źle na mnie wpłynie.
Uniosła rękę i dotknęła brody mężczyzny, obróciła jego twarz w swoją stronę:
- Patrz na mnie Patricku, lubię czuć na sobie zachwycone, pełne pożądania spojrzenia mężczyzn. Mówią mi jaka jestem piękna i godna uwagi.
Pogładziła go po policzku:
- Marzyłam o karierze i pieniądzach, o tym by dobrze się bawić, a także by pokazać rodzinie, że nie potrzebuję ich pieniędzy, by radzić sobie w życiu.
- Jjesteś ppiękna – wydukał, przez chwilę utrzymując spojrzenie na jej oczach, ale szybko przesuwając je w dól, na piersi i ostatecznie nogi. - Jak odebrała to twoja rodzina? Nie... nie chciałbym ich zawieść, dużo dla mnie zrobili... - mówił o rodzinie, ale sądząc z wypełniających się spodni myślał o czymś zupełnie innym.
- Czy zdobycie sławy, musi oznaczać rozczarowania? - Przysunęła się bliżej do niego i otarła ciałem o pobudzone krocze. Uwielbiała prowokować i rozbudzać pragnienia. Była w tym naprawdę dobra. - Może, jeśli pójdziesz drogą, którą wyznaczył ci Brelic, za kilka lat będzie cię stać, by wydać takie przyjęcie i zaprosić mnie jako swoją osobę do towarzystwa?
- Sądzą... - zaczął, ale jęknął, czując jak się o niego ociera - ...to znaczy uważają, że zejdę tu na złą drogę... - jakby nie mogąc się powstrzymać, położył jedną z dłoni na biodrze kobiety, ledwie ją muskając – Czy nnie powinnaś robić takich rrzeczy panu Brelicowi? - wydukał, wcale nie chcąc, żeby przestawała. Potrafiła doskonale rozpoznawać takie pragnienia.
- Pan Brelic chciał bym dotrzymała ci towarzystwa. Dokładnie to teraz robię – Odpowiedziała kładąc dłoń na jego tyłku i z prawdziwą przyjemnością wbijając w niego palce. Miał cholernie jędrne pośladki. Desire znowu zrobiła się mokra, wyobrażając sobie jak powoli obdziera go z niewinności.
Patrick, w lekkim szoku rozejrzał się dookoła, jakby pragnąc upewnić się, czy to nie jest ukartowane. Było już po dziesiątej i w ogrodzie Jacka pojawiło się sporo osób w różnym wieku. Kilka tańczyło już na parkiecie. Niewiele zwracało uwagę na nich, może prócz okazjonalnych spojrzeń rzucanych ciału Jess.
- On... nie ma nic przeciwko? - wodzony za nos koszykarz wydawał się ciągle zagubiony, w lekkim szoku, ale i oswajał się z tym, że ma obok siebie tak piękną i wyzywającą kobietę.
- Ten chłoptaś pochodzi z katolickiej rodziny w Teksasie – usłyszała nagle rozbawiony głos netrunnera – Ciągle ma w holo zdjęcie swojej byłej ze szkoły – śmiech H4 mógł być zaraźliwy, gdyby Desire nie nauczyła się w pełni kontrolować mimiki. Zazwyczaj.
- Możemy go o to zapytać, kiedy wróci. - Uśmiech, który pojawił się na jej twarzy , miał wiele wspólnego z tym co powiedział netrunner, ale jej towarzysz nie miał o tym pojęcia. Chwyciła jego dłoń i położyła ja na swojej piersi. - Wiem, że pragniesz mnie tutaj dotknąć. Może już czas by zostawić za sobą chłopięcą miłość i iść naprzód w ramiona kobiety?
Bez skrupułów wykorzystała informację, którą właśnie otrzymała.
- Skąd... - westchnął, czując w dłoni kobiecą pierś, oddzieloną bardzo cienką warstwą materiału. Walczył przez chwilę ze sobą, a potem nagle zabrał swoją dużą dłoń. Okazało się, że powodem był Jack, który pojawił się znikąd i wcisnął Patrickowi drinka w dłoń.
- Nie krępuj się, chłopcze. W Miami żyjemy bardzo otwarcie, prawda Desire? - uśmiechnął się do kobiety. - Chcesz schrupać tego chłopca?
Bezczelnie położył dłoń na jej pośladku, ściskając go.
- U nas można znaleźć wszystko czego się zapragnie. Trzeba tylko sięgnąć.
W odpowiedzi kobieta otarła się o Jacka zmysłowo nie spuszczając wzroku twarzy Patricka.
- Z rozkoszą pokażę twojemu przyjacielowi jak bardzo potrafimy być otwarci. - Powiedziała swoim zmysłowym głosem. - A także jakie wspaniałe może mieć możliwości jeśli zdecyduje się na Miami.
- Zrób to – powiedział podnieconym głosem do jej ucha i pomasował pośladek, zanim się od niej oderwał, szepcząc do jej ucha. - Jacht jest otwarty, ale wybór sposobu i miejsca zostawiam profesjonalistce. Wróć najpóźniej za godzinę, jeśli sam nie wpadnę was odwiedzić. |