Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2014, 16:36   #4
Python
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
"Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść."
Ryszard Kapuściński




Oddaleni od siebie, a jednocześnie będący tak blisko, dwaj mężczyźnie nie podejrzewali nawet jak wiele ich łączy. Los, czy też złośliwi bogowie skrzyżował ich drogi życia i popchnął do spotkania.
Drobnego, a wręcz iluzorycznego spotkania, które zmieniło ich osobowość i życie i postrzeganie świata. Oni sami nie zdawali sobie jeszcze z tego sprawy, jak ciężka ich czeka próba i na jak okropną drogę właśnie wkroczyli.


Ludowa mądrość mówi, że "dla chcącego nic trudne" i zarówno Cooper, jak i O'Brain udowodnili to. Poszukiwanie nieznanego mężczyzny w wielkim, współczesnym mieście zdawać, by się mogło zadaniem wręcz niewykonalnym. Oni jednak niczym mityczny Hercules podjęli się tego zadania wierząc, że przyniesie im ono odpowiedzi na które czekają.

Mark Cooper
Gabinet Lockhard, jak przystało na prawnika jego klasy emanował nienachalną elegancją i przepychem. Skórzane fotele, pikowane kanapy i gustowna biblioteczka zapełniona prawniczymi woluminami. Na ścianach dumnie wyeksponowane były dyplomy, nagrody i zdjęcia ze znamienitymi postaciami świata polityki i mediów.
Dopiero teraz Mark zadał sobie pytanie skąd taki człowiek jak O'Brain miał pieniądze na takiego prawnika.
Był przecież zwykłym gliniarzem i policyjna pensja na pewno nie starczyłaby na taką ekstrawagancję.
Być Lockhard sam zgłosił się do tej sprawy węsząc w niej możliwość zdobycia sławy i pokazania się w mediach.
Oczekując na spotkanie z prawnikiem Cooper odnotował w pamięci, że musi to sprawdzić.

Sekretarka powiedziała, że pan mecenas trochę spóźni, gdyż został pilnie wezwany do sądu. Wpuściła ona Coopera do gabinetu szefa i poprosiła, aby poczekał.
Cooper czuł się, jak przed ważnym egzaminem. Ręce mu się pociły, a język w gardle zrobił się niczym gruby, wyschnięty sznur. Bał się, choć sam nie wiedział czego.
Być może chodziło o to, że łamie własne zasady i przekracza granicę, która jeszcze kilka dni temu była dla niego niewyobrażalnie daleko.

Gdy w końcu zjawił się mecenas Lockhard, Cooper możliwie najłagodniej wyłuszczył mu całą sprawę.
Ten słuchał w milczeniu i z zadziwiającym spokojem. Jedynie surowe spojrzenie taksowało Marka przez cały czas. Siła tego spojrzenia była tak duża, że pod koniec swojej wypowiedzi Cooper zaczął się mimowolnie jąkać, choć do tej pory nigdy mu się to w życiu nie zdarzało.
- Jest pan podłą gnidą - odparł po chwili Lochhard - Podłą wszą, gdyż tylko tacy ludzie posuwają się do szantażu. Zdaje pan sobie sprawę, że mógłbym pana wyrzucić na zbity pysk. Mógłbym też wezwać policję, a następnie posadzić pana na kilka latek za kraty. Pan jednak nie chce pieniędzy i to mnie zastanawia. Powiem nawet więcej fascynuje.
Lockhard wstał i zbliżył się do okna.
- Ten O'Brain, to dziwny typ, mówię panu. Dam panu ten adres, ale musi mi pan powiedzieć, po co się chce z nim spotkać. Nie wygląda pan na dziennikarza, ani na kogoś kto chciałby napisać o tym gościu książkę. Co więc pana do niego ciągnie?


Thomas O'Brain
Przez kilka kolejnych dni Thomas praktycznie nie odchodził od komputera. Wiedział, że ryzykuje. Jego hasła mogły być, a nawet powinny być unieważnione. Każda kolejna godzina spędzona na przeszukiwaniu archiwum mogła sprawić, że ktoś w końcu dostrzeże. Oznaczało to nie tylko kres możliwości odnalezienia tego faceta, ale także kolejny problemy z prawem. A to nie było mu potrzebne do szczęścia.
Sprawa była dla niego jednak zbyt ważna, aby odpuścić. Kolejne kolumny, kolejne setki dany, raportów i mandatów. Oczy go już piekły, a ręka trzymają myszkę zaczynała drętwieć. O'Brain mimo to nie przerwał poszukiwań, choć z każdą upływająca godziną zaczynał tracić nadzieję na to, że mu się uda.
Niemal setki godzin wytężonej pracy przyniosły jednak skutek. Niewiele brakowało, a O'Brain przeoczyłby ten mandat. Jeden pojedynczy i praktycznie nic nie znaczący mandat za złe parkowanie. To było jedyne przestępstwo, a właściwie wykroczenie, którego w całym swoim życiu dopuścił się Mark Cooper.
O'Brain przyglądał się zdjęciu z prawo jazdy. To on. Nie miał wątpliwości. Miał jego adres i miał nadzieję, że ten nie zmienił się od czasu wystawienia mandatu. Za nim O'Brain ruszył na spotkanie, postanowił sprawdzić jeszcze wszystkie serwisy społecznościowe. W dzisiejszym świecie było to źródło informacji niemal tak samo dobre, jak policyjne kartoteki, a w niektórych sytuacjach nawet lepsze. Jednak ku zaskoczeniu O'Brain, Cooper nie figurował w żadnym z popularnych serwisów. Jedyną więc nadzieją był adres z prawo jazdy.

Wyjście na ulicę było dla O'Brain niczym koszmarny sen. Zdawało mu się, że wszyscy przechodnie się na niego gapią. Że śledzą jego ruchy, że przyglądają mu się podejrzliwie.
Udało mu się przestać pić, ale organizm dotkliwie odczuwał braki procentów, jakimi karmił go przez ostatnie miesiące. Żołądek go ssał, a dłonie delikatnie drżały. O'Brain musiał być jednak trzeźwy. Za wszelką cenę. I choć korciło go by wstąpić do baru, choćby na jedno piwo, to powstrzymał się.
Wbiegł na stację metra i usiadł na końcu ostatniego wagonu.
Poza nim siedziała tutaj tylko stara meksykanka oraz pewien łysy mężczyzna. Gość napastliwie przyglądał się O'Brainowi. Thomas był niemal pewny, że zaraz się on o coś przyczepi i wyjdzie z tego niezła awantura.

W oczach mężczyzny było coś, co budziło niemal instynktowny lęk O'Braina. Widywał już takie spojrzenia. Tak patrzyli ludzie, którzy dopuścili się okrutnych i bestialskich czynów. Ludzie, którzy przekroczyli wszelkie granice i nie bali się niczego.
Gdy pociąg stanął na docelowej stacji O'Braina, ten był niemal pewny, że łysy gość wysiądzie razem z nim. Ku jego zaskoczeniu tak się nie stało.
Drzwi wagonów zamknęły się, a Thomas z ulga ruszył w kierunku schodów na powierzchnię. Pociąg rozpędzał się i mijał właśnie Thomasa. I w tym właśnie momencie łysy gość doskoczył do szyby i przyklei się do niej niczym wściekły pies. O'Brain z przerażeniem cofnął się o krok, a przez chwilę zdawało mu się, że zamiast wykrzywionej w grymasie nienawiści twarzy skina widzi wyszczerzony pysk krwiożerczej bestii rodem z horrorów.

Trwało to dosłownie ułamek sekundy, ale i tak wystarczyło aby Thomas omal nie dostał ataku serca.
Metro odjechało, a wraz z nim potworna iluzja.

Dom Coopera znajdował się przy szerokiej alei, która wysadzana była rozłożystymi klonami. Zadbany trawnik i nieskazitelny podjazd wskazywał, że gospodarze to przykładna, amerykańska rodzina. W lepszych czasach O'Brain też miał taki dom i rodzinę. To była już tylko przeszłość i nie było sensu do tego wracać i popadać w niepotrzebną nostalgię.
O'Brain zadzwonił i czekał. Nikt nie odpowiadał. Zadzwonił, więc jeszcze raz. I znowu nic.
- Dzień dobry - usłyszał nagle za swoimi plecami - Państwa Cooper nie ma teraz w domu - poinformował z udawaną życzliwością gruby mężczyzna, który najwyraźniej był wścibskim sąsiadem.
- Mogę panu w czymś pomóc?
 
__________________
Pies po kastracji nie staje się suką.
"To mój holocaust - program zagłady bogów"
"Odważni nigdy nie giną, mając tylko wiarę i butelki z benzyną" Konstruktor

Ostatnio edytowane przez Python : 28-07-2014 o 19:04.
Python jest offline