Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2014, 19:02   #1
LuckyLuck
 
LuckyLuck's Avatar
 
Reputacja: 1 LuckyLuck wkrótce będzie znanyLuckyLuck wkrótce będzie znanyLuckyLuck wkrótce będzie znanyLuckyLuck wkrótce będzie znanyLuckyLuck wkrótce będzie znanyLuckyLuck wkrótce będzie znanyLuckyLuck wkrótce będzie znanyLuckyLuck wkrótce będzie znanyLuckyLuck wkrótce będzie znanyLuckyLuck wkrótce będzie znanyLuckyLuck wkrótce będzie znany
[II ed.] Danse Macabre



Otto Wrangler, burmistrz Felsen czekał już dwie godziny na głównym placu miasta. Żeby powitać dzisiejszego gościa musiał zrezygnować ze wszystkich obowiązków związanych ze stanowiskiem, w końcu nie co dzień zdarza się, żeby potencjalny dziedzic przyjeżdżał aby wywalczyć prawo do spadku. No dobrze, może już dwa razy był w tej sytuacji, ponieważ dekadę temu przyjechał tu Siegfried Krupp, oficer, który walczył pod Middenheim, syn marszałka Wissenlandu, oraz dwa dni później Rene van Zweiss, kupiec marienburski. Obaj z niezwykle podejrzaną kompanią.

-Rycerze...- powiedział potężny mężczyzna w zbroi kolczej i liberii z herbem Schwarzenów, czyli białą tarczą podzieloną pionowo z połową czerwonego orła po lewej i czerwonym kołem po prawej.

-Co ty możesz o nich wiedzieć?- zapytał człowiek wyglądający na rycerza Zakonu Płomiennego Serca, który miał niewielką siedzibę tu w Felsen- Jesteś zwykłym chłopem i nie masz prawa mówić o lepszych od siebie! Ba! Nie masz nawet PRAWA mówić do nich.
-Nie zapominaj komu składałeś przysięgę lenną, a to znaczy, że jestem twoim przełożonym i nie pozwolę żebyś obrażał mnie w miejscu publicznym!- przy ostatnich dwóch słowach potężny jegomość prawie krzyknął i od razu skierował prawą dłoń do rękojeści miecza będącego przy pasie. Twarz rycerza zbladła i wydawał się dużo mniejszy niż w rzeczywistości. Każdy wiedział żeby lepiej nie zadzierać z kapitanem Otto Shteinem, lecz jemu zdarzało się zapominać o takich rzeczach zbyt często.

-Spokojnie panowie- wkroczył Wrangler ze swoją wiecznie nic nie wyrażającą miną- nie chcecie się chyba dziś pozabijać. Nowy pan zostanie obrany i rozsądzi wasze spory.
-A skoro mowa o nowym panu...- odrzekł rycerz na dźwięk rogu, który miał zwiastować, że bretończyk jest już u bram Felsen. Obaj wojacy od razu się uspokoili i stanęli wyprostowani po obu stronach burmistrza na podwyższeniu, na którym heroldowie zwykle ogłaszali ważne wydarzenia w Imperium i nowe prawa. Poniżej stała rada miejska, zaś dalej mieszczanie wyrwani od swoich prac i chłopi, którzy przybyli aby coś sprzedać w mieście, ponieważ akurat wypadał dzień handlowy. Wśród tego tłumu stali także Rene van Zweiss i Siegfried Krupp, którzy z niecierpliwością oczekiwali przybycia swojego kuzyna i rywala za razem. Obaj pożądali majątku swojego wuja ponad wszystko inne i na pewno bardzo denerwowała ich ta sytuacja, ponieważ żaden z nich nie dostał jeszcze pozwolenia na odwiedzenie chorego grafa w zamku. Byli otoczeni przez swoich ludzi, lecz dawało się zauważyć wśród nich członków straży w liberiach Schwarzenów. Nie służyli jednak za dodatkową ochronę,lecz raczej ich pilnowali, gdyż już pierwszej nocy po przybyciu marienburgczyka, jeden z jego ludzi został dotkliwie pobity. Nie było żadnych dowodów na to kto to zrobił, lecz wszyscy i tak mieli swoje podejrzenia.

Nagle zebrani na placu ucichli. Do ich uszu dotarł śpiew w twardym, gardłowym języku khazalidzkim i po jakichś dwóch minutach oczom widzów ukazała się kompania krasnoludzkich tarczowników. Mało który ludzki władca mógł się pochwalić posiadaniem na swe rozkazy tych twardych żołnierzy, jednak chyba z markizem de Bayle było inaczej i ten nie poskąpił swojemu synowi wszystkiego co najlepsze. Przodem szedł dowódca odziany w zbroje płytową i hełm rzemiosła swojego ludu z wygrawerowanymi runami przez krasnoludzkich mistrzów. W prawej ręce trzymał jednoręczny topór wyglądający tak ostro, że mógłby ściąć drzewo jednym uderzeniem, zaś w lewej ręce okrągłą, żelazną tarczę ozdobioną wizerunkiem stojącego na tylnich łapach niedźwiedzia. On właśnie jako pierwszy wznosił pieśń, a reszta powtarzała równo za nim. To był wspaniały pokaz dyscypliny.

Kilka kroków za krasnoludami na potężnym rumaku jechał sam Denz de Bayle w zbroi płytowej, którą przykrywała liberia w barwach jego ojca, czyli czerwone romby na białym tle. Nie nosił hełmu, więc można było ujrzeć jego starannie ogoloną twarz i równo przycięte, blond włosy oraz błękitne oczy. Był bardzo przystojny, jak to na wzorowego rycerza przystało. Kobietom podobał się ten widok, jednak on nie zadowolił ich nawet spojrzeniem, były zbyt nisko urodzone aby na to zasłużyć.

Po prawicy rycerza jechała na czarnym koniu wielkiej urody kobieta ubrana w powłóczystą i zwiewną białą suknie. Jej oczy, tak jak spięte na modłę bretońskich wielkich dam, włosy były czarne, na szyi wisiała pięknie wykonana srebrna lilia, znak Pani Jeziora. To była Alessa, wieszczka towarzysząca Denzowi, od czasu kiedy wrócił z wojny z Chaosem. Za nimi jechali rycerze markiza de Baeyle'a, a jeszcze dalej za nimi piechota i łucznicy, razem wszystkiego prawie setka.




Kiedy krasnoludy znalazły się już przy podium, ich dowódca zatrzymał się, dał znać swoim ludziom i ci bez słowa natychmiast się rozstąpili na dwie kolumny, zwróceni twarzami do wewnątrz, tak żeby ich pan i wieszczka mogli przejechać. Kiedy to już zrobili, rycerz popatrzył na burmistrza, potem na towarzyszących mu rycerza i kapitana, po czym znów na burmistrza.

-Witamy cię panie w Felsen- Wrangler lekko się ukłonił ręce trzymając z tyłu- pozwól że ci się przedstawię. Burmistrz Otto Wrangler, a to są komtur Klaus von Zurich i...
-Chcę się widzieć z grafem- bezceremonialnie przerwał patrząc na biednego burmistrza, jakby go ten obraził.
-Niestety, to niemożliwe, graf nie pozwolił wpuszczać nikogo, aż wszyscy się nie zbierzecie i nie spędzicie nocy zapoznając się z miastem.

Rycerz przech chwilę się nie odzywał, jedynie spojrzał na Alessę i w końcu rzekł:

-Skoro wuj sobie tego życzy. Potrzebuję też kwater dla swoich ludzi, pani Alessy i dla siebie.
-Oczywiście, rycerzy ugoszczą najbogatsze rodziny w mieście, reszta ludzi zostanie zakwaterowana w koszarach i karczmach, Ty zaś panie i lady Alessa- ukłonił się obojgu- jesteście zaproszeni do mojego domu, gdzie wraz z panem va Weissem i Kruppem, przenocujecie do jutra.
-Chcesz mi powiedzieć wieśniaku, że będę spał w chłopskim domu, gdzie będzie jeszcze ten handlarzyna i szlachcic bez tytułu rycerskiego?

Bretończyk patrzył wściekle na burmistrza i być może coś chodziło mu po głowie, ponieważ Shtein już położył dłoń na rękojeści miecza, kiedy rycerz na prawym ramieniu, pomimo zbroi, poczuł dotyk drobnej i delikatnej dłoni. Alessa znów nie odezwała się ani słowem, ale to najwyraźniej działało uspokajająco na de Bayle'a, gdyż ten tylko kiwnął głową w stronę burmistrza.

-Więc panie, moi ludzie zajmą się twoim bagażem, a kapitan Shtein eskortuje was do kwater.
-Ma to zrobić ktoś z tytułem co najmniej rycerza.
-Wedle waszego życzenia. Zurich- zwrócił się do rycerza Płomiennego Serca- zajmij się panem.
-Z przyjemnością- odpowiedział i ruszył.
 
LuckyLuck jest offline