Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2014, 00:16   #9
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Dalsza podróż
Pozbierawszy co lepsze pozostałości karawany, cudem ocalona zgraja ruszyła dalej. Mgła powoli się przerzedzała. Ocieplało się. Słońce świeciło wysoko. Pogoda, jak i natura wokół była spokojna. Chmury na niebie nie zwiastowały deszczu. Schodząc z łagodnych, zielonych wzgórz zmuszeni byli przerwać podróż, gdy okazało się, że to, co pod całunem mgły wyglądało wcześniej jak równinna polana w środku lasu, w rzeczywistości było torfowiskiem, nie wiadomo jak głębokim. Podmokłe tereny ze wszystkich stron otoczone były zalesionymi wzgórzami, jedynie na północnym wschodzie torfowiska przechodziły w zbieraninę niewielkich jezior.




Reiss szedł w ponurym milczeniu, wyciągając buty z błota. Te przylepiło się do jego drobnych klamer i oblepiło drogą skórę. Rozejrzał się po dolinie, kląc w myślach na wizję wspinaczki.

- Potopimy się w tym paskudztwie - mruknął Jochen. - Może spróbujemy iść nieco dłuższą drogą? Wzgórzami? Mimo tych drzew to nie powinno być aż tak trudne.

To na pewno nie był dzień Ivana. Najpierw został wyruchany przez zleceniodawcę, a teraz był zmuszony do przedzierania się przez to bagno. Smok kroczył równie ostrożnie jak jego właściciel, omijając każdą kałużę. Nie podobała się mu wizja okrążania torfowiska, gdyż zajęłoby im to z pewnością cały dzień. Po chwili jednak zmienił decyzję. Gdy do butów nalała mu się woda, odezwał się:
- Pieprzyć te bagna. Obejdziemy je w trymiga i przynajmniej pozostaniemy susi.

Roran wraz z Bhazerem wyforsował się naprzód, idąc tylko za Moritzem. Brnął przez bagna bez oglądania się na siebie albo na błoto, które się do niego przylepiało.
Obrócił się do towarzyszy, gdy usłyszał ich rozmowę:
- Co tam panienki? Znowu coś marudzicie?
Lecz po chwili namysłu rzekł:
- Możemy iść południowymi górami, dla mnie to jak drugi dom - uśmiechnął się.




Reiss zaklął, gdy grząski grunt po raz kolejny się pod nim zapadł, tym razem zmoczył nogę do kolana. Rozejrzał się demonstracyjnie i odezwał.
- Ja drogi Roranie się nie znam, ale te wzgórza na góry mi nie wyglądają. Jednak nie mi kłócić się z ekspertem…

- No to w końcu idziemy w góry, czy przez te śmieszne wzgórza? Z resztą nieważne, idźmy jak wam pasuje, byle szybciej, bo tak to nigdzie nie dojdziemy - zakończył filozoficznie Roran.

Moritz mełł w ustach przekleństwa. Był zły, że kompania nie chce nawet spróbować dowiedzieć się czegoś więcej o Eugenie i chaośnikach. W bajki o przygotowaniu się i powrocie zwyczajnie nie wierzył. A nawet gdyby, to mogłoby się okazać, że niczego już wtedy nie znajdą.

Szczęściem pasował mu nawet w miarę kierunek, który ostatecznie obrali, bo przybliżało go to do celu dostarczenia przesyłki, czyli Odbudowanej Prowincji Sollandu. Inna sprawa, to taka, czy na pewno chciał ją dostarczyć. Będzie musiał w sprzyjającym momencie ostrożnie zagadnąć Jochena. Bo przecież nie Mathiasa.

Tymczasem nawet mu się spodobał pomysł maga o zwiadzie. Będzie można trochę ochłonąć i pogodzić się z tym, że może nie być więcej okazji, by temu łotrowi Eugenowi wymierzyć sprawiedliwość za los, jaki zgotował tym biednym ludziom.

- Do przyjaciół Mathiasa idziemy, więc niech on zdecyduje, który kierunek omijania mokradeł wydaje się lepszy. Mogę pójść przodem. Zostaniecie tu na kawałku suchego, odpoczniecie, a jak zobaczycie polującego jastrzębia, to będzie znaczyło, że kierunek jest obiecujący i ruszycie za mną. A jak będzie parszywie, to wrócę i spróbujemy innego kierunku już razem. Jeśli natomiast nie wrócę za trzy godziny, to też spróbujecie innego kierunku - rzekł Moritz.

Reiss zdjął plecak z ulgą.
- Kierunek suchszy. - uśmiechnął się samymi ustami. - Nie znam tych rejonów, nie znam się też na planowaniu trasy. Nie ma sensu, abym podejmował decyzję w tej materii. Podobnie jak abyście wy decydowali o sprawach magii. Zdaje się w zupełności na ciebie, Moritzie. Tyle, co wiedziałem, przekazałem.

Zwiad Moritza
Sam na sam z dziką przyrodą. Chleb powszedni. Ten sam od dwudziestu lat. Już bez towarzyszącej nowicjuszom nerwowości Moritz zanurzył się w las, powoli kierując się w stronę szczytów Steigerwaldu. Teren zdawał się być łagodny. A może to wysługa lat? Pewnie gdyby karawany nie spotkał okrutny los, skierowałaby się właśnie w tę stronę. Zwiadowca znakował drzewa, posuwając się w stronę szumu wody, dobiegającego z łączącej oba jeziora rzeki, głębokości do pasa. Dotarł do miejsca, gdzie strumień wody delikatnie skręcał. Korony drzew ani na chwilę nie ustępowały, zasłaniając niebo tak szczelnie, jak tylko mogły. Dalsza droga prowadziła wysoko pod górę. Spokój natury zachęcał do jej podziwiania, jednak Moritz nie tracił ani na chwilę koncentracji.

W oddali, dobre siedemdziesiąt metrów przed sobą dostrzegł coś, co z pozoru wyglądało jak wielki głaz, dwa razy wyższy od człowieka. Wielkich kamieni był w tych terenach dostatek - i Moritz miał już zawracać - ale coś z tyłu głowy podpowiadało, że leżąca po drugiej stronie rzeki bryła coś mu przypomina... Zachowując szczególną ostrożność, zbliżył się jeszcze z kilka metrów, zdając sobie sprawę, że obiekt obserwacji to gigantyczna czaszka, podobna do człowieczej, lecz z bardziej wyeksponowaną szczęką.

Historia uczy i bawi

Zaczytany Mathias, od czasu do czasu wstając, żeby rozruszać nogi i uchwycić jakąś daleką myśl, natrafił na zakryty wysoką trawą kawałek kamienia, wyglądający jak nagrobek, w większości tkwiący pod ziemią. Sądząc po wiekowości figury, pochodził on z zamierzchłych czasów. Nawet trzysta lat, jak nie lepiej. Przycupnął zaciekawiony Ivan, powołując w ten sposób z Mathiasem Pierwsze Towarzystwo Archeologów Księstw Granicznych.

- Poczekaj niecierpliwcze. - Mathias uśmiechnął się łagodząc słowa. - Zaraz zniszczysz ten nagrobek do reszty.

Mag delikatnie zaczął badać dotykiem nagrobek. Napis był wyżłobiony, zostały po nim wgłębienia, po których można było odczytać napis na “dotyk”.

Reiss chwilę poruszał bezgłośnie palcami.
- Hans W… Ktoś z imperium, i to ktoś, kto na tyle się tu wsławił, żeby postawić mu nagrobek. Dawno, bardzo dawno temu… Ciekawe.

Ivan, odkrywając w sobie archeologiczną żyłkę, zaczął dokładnie przeszukiwać miejsce, w którym założyli obozowisko. Liczył nie tyle na skarby, co na ciekawą historyjkę o starodawnym cmentarzysku banitów z Imperium. Już oczyma wyobraźni widział siebie, siedzącego w tawernie przy największym stole, a wokół gromadkę niewiast, wsłuchujących się w jego opowieść.
-Pomożecie? Czy będziecie się tylko tak gapić?
-Oczywiście, że pomożemy - rzekł Towarzysz Archeolog.

Po kopaniu tu i tam domorośli historycy stwierdzili, że trafili na brzeg cmentarzyska, które kiedyś musiało tu stać. Kilka płyt, wszystkie z symbolami sigmaryckimi, imiona typowo imperialne, tu Siegfried, tam Helga… Nekropolia, ku niezadowoleniu Mathiasa i Ivana, jednak musi przebiegać gdzieś na torfowiskach i na terenie okolicznego jeziora… Na Sigmara! To musi być naprawdę stare!

- Ciekawe… Pierwsi osadnicy? Znasz Ivan historię tych ziem? Kto ich mógł pochować?
Ivan parsknął.
-Pierwsi to oni tu na pewno nie byli. A kto ich pochował? Nie mam pojęcia, ale raczej mnie to nie obchodzi.
Mag uśmiechnął się.
- To czemu z taką gorliwością sprawdzałeś te nagrobki?
-Dla historii mój kompanie! Wiesz, ile można zarobić na takich informacjach? Już widzę tabuny hien cmentarnych, które wkrótce nawiedzą te tereny. Kto wie, może nawet uda mi się coś znaleźć.
Reiss zaśmiał się.
- Pewnie! Zbutwiałe kości. Przy odrobinie szczęścia bryłę rdzy, która kiedyś była mieczem. Może Roran coś wie. Krasnoludy mogły ich tu pochować.
Ivan odpowiedział uśmiechem, po czym odezwał się.
-Człowiek z twoich sfer pewnie nigdy nie spotkał na swojej drodze hieny cmentarnej, co? Powiem ci coś o nich. Wystarczy takiemu powiedzieć, że kowal z wioski oddalonej o dwadzieścia kilometrów zakopał w ogródku psa, a ten popędzi tam tak szybko, że nawet gwardia kawaleryjska Imperium nie zdąży go dogonić.
- Pewnie dlatego, że gwardia zwykle jest tak pijana, że nie wie gdzie przód, a gdzie tył konia. Szukamy dalej, czy wracamy?
-Nie po to postanowiliśmy wybrać inną drogę, by znów brodzić w tym szambie.
- Też tak myślę.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 03-09-2014 o 14:08.
Lord Cluttermonkey jest offline