Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2014, 17:07   #1
Luphinera
 
Luphinera's Avatar
 
Reputacja: 1 Luphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodzeLuphinera jest na bardzo dobrej drodze
[Inne, Armie Apokalipsy +18] Mroczne Serce


Epizod 0: Nowy wiatr


Świątynia Zastępów

Araela wylądowała przed bramą świątyni. Poły jej sukni z gracją opadły dookoła niej. Drzwi przed nią otworzyły się z lekkim trzaskiem. Na jej twarzy wyrysowana była powaga. Za nią pędził Saverael, jej najbardziej zaufany pretorianin.
-Pani…- zaczął, widać było jego zdenerwowanie.
Białowłosa jedynie w uniosła rękę do góry aby jej nie przeszkadzał i szybkim krokiem skierowała się do swoich pokojów. Usiadła przy swoim mahoniowym biurku. Mężczyzna stanął tuż przy drzwiach, przepisowe trzy metry od Egzarchy. Kobieta patrzyła na niego nieobecnym wzrokiem przez chwilę.
-Później porozmawiamy… Teraz przekaż najpilniejsze rozkazy. Musimy wysłać naszych jednych z bardziej oddanych ludzi, którzy dopiero co wrócili z misji w Karpatach i dopiero od wczoraj są znów z nami w mieście. Przekaż dla Sivenei, Siveneal’a, Ammisael’a, Iverion’a, Raziel’a oraz Tierael’a aby stawili się jak najszybciej w moim gabinecie, będę miała dla nich jeszcze parę słów do przekazania. – jej długie palce delikatnie stukały w blat biurka.
-Saveraelu. Przykro mi, że ona nie żyje… Ale zapewniam cię, że tą wojną wygramy my, pierwszą walkę nie bez powodu wygraliśmy. A teraz idź, muszę sprawdzić jeszcze coś zanim przyprowadzisz do mnie wymienioną szóstkę. A i powiedz Garieoli, że teraz jej kolej, odpocznij… Myślę, że jutro z samego rana zorganizujemy godny pogrzeb wszystkim tym, którzy stracili dzisiaj życie i powrócili do Patronów.
Mężczyzna zmarszczył lekko brwi, jednak nie sprzeciwił się decyzji Araeli. Skłonił się jej jedynie lekko.
-Oczywiście, jak sobie życzysz. – przemilczał śmierć swojej partnerki, jedynie lekki cień zmęczenia zarysował się na jego twarzy. – Najważniejsze, że nie straciliśmy Ciebie pani, nie wiem czy ktoś dałby radę zjednoczyć pod sobą resztki obrony w tym kraju.
Ofielitka spojrzała na niego i uśmiechnęła się smutno. On jedynie pożegnał się i ruszył na poszukiwanie wymienionych aniołów, a Garieola stanęła przed drzwiami do pokojów głowy świątyni i strzegła jej.

Araela w tym czasie zaczęła przeszukiwać w księgach i starych manuskryptach informacji o przebudzeniu dziwnej istoty… Kartkowała bez ustanku aż znalazła… a to co zaczęła czytać nie napawało ją radością…
-Musimy odnaleźć ją pierwsi… -wyszeptała i zacisnęła dłonie w pięści.


Saverael natomiast skierował swoje kroki w stronę głównej Sali, spojrzał na posag swojego patrona, po czym rozejrzał się wzrokiem po świątyni. Sam nie ma czasu ich szukać, zatem skierował się do pokoju Legatki oraz do Templariuszy. Najpierw skierował się do Legatki. Zapukał a gdy usłyszał zaproszenie wszedł do środka. Skłonił się nisko kolejnej białowłosej kobiecie.
-Kariteo, Egzarcha prosi aby zgłosili się do niej jak najszybciej Ammisael i Tierael.
-Zaraz im przekażę. –odpowiedziała nie patrząc na niego i sięgnęła po telefon.
-Dziękuję. –odpowiedział wychodząc i skierował się do pokoju Templariusza Zariela. Miał naprawdę coraz mniej czasu.
Gdy dotarł do jego pokoju zapukał, wszedł do środka i skinął lekko głową, znali się, choć nie zawsze za sobą przepadali.
-Witaj Zarielu. Nie mam zbyt wiele czasu, wiem, że ostatnio i ty poniosłeś sporo strat w ostatniej bitwie. Araela, nasza Egzarcha wzywa do siebie jak najszybciej Siveneę oraz Siveneala. Przekaż im tą informację i każ im się stawić przy jej gabinecie.
-Dobrze, zaraz się tym zajmę. Sevaraelu… - mężczyzna uniósł wzrok – przykro mi z powodu Shaeli..
On jedynie pokręcił głową.
-Mnie również, ale wykonywała swój obowiązek…
Oboje patrzyli na siebie przez chwilę.
-Mam jeszcze sporo do załatwienia. –odpowiedział pretorianin i wyszedł. Zaraz obok znajdował się pokój Lorany. Kolejne pukanie.
-Witaj. Egzarcha prosi aby jeden z Twoich akolitów, Iverion zgłosił się do niej jak najszybciej. Proszę, abyś przekazała tą informację.
-Oczywiście zaraz się tym zajmę. Nie będę cię zatrzymywała. – odpowiedziała kobieta i sięgnęła po telefon.
Mężczyzna opuścił pokój i skierował się do Archonta, ostatniej osoby, której powinien przekazać wiadomość… a potem poleci i zajmie się ciałem Shaeli… Kłykcie w zaciśniętej pięści mu zbielały, ale złość nie da mu teraz nic.. dopiero gry własnymi pięściami rozkwasi twarz temu ohydnemu upadłemu, który tak nie czysto zgładził jego ukochaną…
Znalazł Agahaela niedaleko Sali ćwiczeń.
-Witaj. Savarealu – przywitał go Archont. – cóż, takiego cię do mnie sprowadza?
-Nasza pani, Araela wzywa do siebie twojego archidiakona Raziela, przekaż mu aby jak najszybciej stawił się przed jej obliczem. Jest pewna sprawa, która nie może czekać.
-Oczywiście, już mu przekazuję. – odpowiedział, pożegnał się skinieniem głowy i wszedł na salę treningową. Pretorianin natomiast skierował się do ogrodu, rozłożył skrzydła i poleciał w stronę pola bitwy i ciała swojej ukochanej…


Sivenea i Siveneal

Zariel sięgnął po telefon, nie wiele mu zostało w nim numerów. Wybrał numer i czekał na sygnał. Po dwóch połączeniach udało mu się usłyszeć męski głos.
-Sivenaelu. Jak najszybciej wraz z swoją wychowanka macie stawić się u Egzarchy, to jak na razie jest was priorytet i cokolwiek wam rozkaże, macie wypełnić zadanie i nie zawieźć mnie. Czy się rozumiemy? To dobrze… Liczę na was. – po tych słowach zakończył rozmowę. Wpatrywał się jeszcze chwilę w telefon po czym skierował się do pisania raportu.
Sivenea w tym czasie była poza terenem świątyni, siedziała w biurze sprawdzając raporty. Miała kategoryczny zakaz mieszania się w walki. Z okna w swoim biurze widziała park. Jej uwagę przykuły kruki, które całą chmarą zlatywały się w sam jego środek...

Ammisael i Tierael

Karitea po tym jak zostawił ja pretorianin sięgnęła do telefonu, miała i tak dzwonić do nich z informacją o nowych zadaniach… ale polecenia głowy świątyni są ważniejsze od wszystkiego innego. Wybrała numer do pierwszego anioła.
-Witaj Ammisaelu. Mam dla Ciebie ważną wiadomość. Nasza pani Araela wzywa cię przed swoje oblicze. Nie wiem co nabroiłeś, ale masz się tam stawić natychmiast. Czy się zrozumieliśmy? –odczekała na odpowiedź po czym z uśmiechem satysfakcji zakończyła rozmowę i wybrała kolejnego anioła. Ten jej jakoś tak bardzo nie przeszkadzał, ale cóż… Nie sądziła, aby któryś z nich wykazał się ostatnio jakoś specjalnie.
-Tierael? Nie ważne, że miałeś mieć dzisiaj wolne. Araela, nasz Egzarcha wzywa cię przed swoje oblicze. Nie. Masz się natychmiast zjawić w świątyni rozumiemy się? –jej głos i ton nie znosił sprzeciwu, wolną ręką bawiła się przekładając pomiędzy palcami monetę.
-Masz mniej niż 15 minut, aby znaleźć się na miejscu. –zakończyła rozmowę i spojrzała w okno w stronę ogrodu.
-Zaczęło się… - uśmiechnęła się zadowolona i przeciągnęła w fotelu. –Jak sobie poradzisz z nimi, moja pani? – przeczesała palcami swoje włosy i wróciła do rozdawania zadań pozostałym zelotom.

Iverion

Lorana nie czekała długo z wybraniem numeru telefonu. Wiedziała, że anioł miał mieć dzisiaj spotkanie z córką, ale cóż, nic więcej nie mogła na to poradzić. Sygnał zabrzmiał w słuchawce, jeden, drugi i po chwili mogła słyszeć głos jednego z najstarszych jej akolitów.
-Iverionie, mam pilną wiadomość. Araela, nasz Egzarcha prosi Cię abyś jak najszybciej stawił się w jej gabinecie. Ma dla Ciebie zadanie, które nie może czekać. Tak, znajdziemy jakiś drugi termin abyś znów mógł spotkać się z córką, możesz ją przywieźć ze sobą, tutaj będzie bezpieczniejsza. Nie wiem, nie zostało mi przekazane jakie to zadanie. Do zobaczenia. – po czym rozłączyła się, wstała od biurka i podeszła do okna. Zastukała w parapet i spojrzała na niebo, które zaczęło zasnuwać się czarnymi chmurami…

Raziel

Agahael wszedł na salę treningową na której ćwiczył właśnie jego podwładny. Każdy wypad i zwód był dobrze dopracowany i wyliczony.
-Nieźle ci idzie. – powiedział i stanął przy stojaku z bronią. –chętnie wycisnął bym z ciebie siódme poty, jednak nasz Egzarcha ma co do Ciebie inne plany. Masz jak najszybciej stawić się u niej w gabinecie, ma dla Ciebie zadanie specjalne.– białowłosy anioł podrzucił w stronę archidiakona ręcznik.
-Idź się lepiej umyj, chyba nie chcesz się tak pokazać przed głową naszej świątyni, no chyba, że masz zamiar przyprawić o szybsze bicie serca parę anielic, które o dawna wodzą za tobą wzrokiem co? - jego uśmieszek i ton nie wskazywały na powagę sytuacji, na ramieniu miał jeszcze kilka zadrapań po ostatnich walkach, ale on był w dobrym stanie. Musiał odreagować utratę dwóch skrzydeł i dwóch dobrych przyjaciół którzy przewodzili tamtym aniołom… Dobrze, że nie będzie tutaj Raziela… Przynajmniej nie będzie musiał hamować swojego gniewu.

Park w mieście

Cornelia Aurelia Silviano skończyła właśnie zajęcia… Wybuchy i krzyki nie były tutaj tak donośne jak z drugiej strony miasta, jednak z nią przez całe zajęcia było coś nie tak. Odczuwała dziwny ból w skroniach. Trzymała torbę na ramieniu, a duży zeszyt przyciskała do piersi. Wkroczyła do parku, jednego z nielicznych bardzo zadbanych miejsc w tym mieście. Anioły oraz demony pałętające się już wszędzie jeszcze nie zaczęły go niszczyć, póki co zajmowały się innymi sprawami. Gdyby ich nie zobaczyła na własne oczy, nie byłaby wstanie w nich uwierzyć. A tak, jej cały maleńki świat i tak obrócono do góry nogami. Matka nie żyła, ojca nigdy nie miała, wróć, to nie tak, nigdy go wszak nie poznała. Skierowała swoje kroki w centrum parku, gdzie znajdowała się stara piękna fontanna.
Nagle jej pierś przeszył ból… Zatrzymała się i oparła o barierkę. Jak przez mgłę widziała zlatujące się dookoła niej kruki, które czarnymi ślepiami wpatrywały się w nią. Miała wrażenie, że na granicy wzroku widziała jak zbliża się ku niej mężczyzna, jednak nikogo poza ptakami nie było w parku. Ból stawał się nie do zniesienia a w głowie słyszała irytujący szept:
-„Już czas… Obudź się, nie możesz dłużej zwlekać…”
Dziewczyna złapała się za głowę, na jej skórze pojawiły się dziwne symbole, które blaskiem niczym tatuaż rozświetliły ją. Jej krzyk rozniósł się echem po parku, a kruki wzbiły się w niebo. Po czym upadła nieprzytomna prosto w rabatkę z niezapominajkami…


Baza upadłych

-Nie! Nie! Nie!- czarnowłosa kobieta cisnęła w stojących mężczyzn wazą.
-Jak mogliście zgubić jej ślad! Wszyscy go wyczuli a wy mi wmawiacie, że nie możecie jej znaleźć?! Jesteście do niczego!
-Pani… daj nam…
-Milczeć! Macie ją znaleźć! Nie chce was widzieć dopóki nie sprowadzicie jej przed moje oblicze!
Demony stały osłupiałe i wpatrywały się w swoją panią…
-Wynocha! – jej wrzask rozbił kolejną wazę, a demony czym prędzej opuściły jej gabinet. Czarnowłosa upadła anielica krążyła po pokoju wściekła.
-Do tej pory i aniołowie wiedzą o niej, a zwłaszcza ta wstrętna Araela! – widać było, że kobieta zaczyna się powoli uspokajać. Podeszła do półki z księgami. Dotknęła jednej z nich, ta wsunęła się do środka i regał odsunął się ukazując zejście do podziemi.
-W dokumentach na pewno znajdę coś co mi się przyda… a potem… Potem trzeba odwiedzić pewną Skazaną i pokazać, że współpraca z nami będzie jedyną słuszną decyzją w jej marnym życiu…

 
__________________
"Wszyscy mamy swoje anioły, naszych opiekunów. Nie wiemy jaki przybiorą kształt. Jednego dnia mogą być starcem, innego małą dziewczynką. Ale nie dajcie się zwieść pozorom- mogą być groźne jak smok. Jednak nie walczą za nas, przypominają nam tylko, że to nasze zadanie.Każdego kto tworzy własne światy."

Ostatnio edytowane przez Luphinera : 04-09-2014 o 18:23. Powód: /gracz w końcu wybrał imię ;p
Luphinera jest offline