Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2014, 22:32   #3
Narina
 
Reputacja: 1 Narina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skał
- Szlag by... - mruknęła do siebie kobieta. Ślęczała nad dokumentami od samego rana i nic jej nie wychodziło. Nie mogła się dziś skoncentrować na tyle, by biegle i szybko zrobić, co najważniejsze i wyjść poza te mury. Dusiła się ostatnio w tym miejscu. Jeszcze niedawno mogła szybować i biegać po górach. Oczywiście, walczyli. Nie było to pozytywne doświadczenie, ale nawet tam, pośród tej pożogi czuła się wolna.
Odsunęła od siebie te kilka segregatorów i wstała. Poprawiła czarną sukienkę i podeszła do okna. Otworzyła je. Chłód z dworu od razu zaczął wypełniać pomieszczenie. Sivenea przymknęła oczy. Jej skórę na ramionach pokryła momentalnie gęsia skórka. Kobieta uśmiechnęła się do siebie i wzięła głęboki wdech. Myślami szybowała gdzieś daleko. I pewnie trwałaby w takiej pozycji jeszcze dłuższą chwilę, a potem wróciłaby do pracy, gdyby nie fakt, że poczuła coś dziwnego. Gdzieś niedaleko w jej otoczeniu pojawiła się słaba aura. Aura kogoś podobnego do niej, ale niekoniecznie jeszcze świadomego swojej inności. I te kruki... Nie lubiła tych ptaków, tak samo jak wron - choć były czarne, to wyglądały posępnie. Z resztą Sivenea miała w pamięci opowiadanie "Rozdziobią nas kruki, wrony". Nie było to miłe wspomnienie. Przeszedł ją dreszcz, a aura, którą poczuła, nie dawała jej spokoju.
Nie zastanawiając się, złapała swoje rzeczy i żakiet. Wyszła z pomieszczenia pospiesznie. Rzuciła tylko do swojej sekretarki:
- Wychodzę, może się zdarzyć, że mnie nie będzie.
- Dobrze - odpowiedziała jej kobieta, która przywykła, że przeważnie w taki właśnie sposób jej szefowa postępowała. Nie było celu w tym, żeby pytać ją o cokolwiek.
Nie zamknęła nawet za sobą drzwi do biura. Przeciąg, jaki wywołała, spowodował, że wiatr przekartkował jeden z otwartych segregatorów. Sivenei to jednak nie interesowała. Prawie zbiegła po schodach. Stukot jej szpilek przecinał ciszę i świadczył, że kobieta naprawdę się spieszyła.
Wypadła na chodnik i swoje kroki skierowała machinalnie wręcz w stronę parku. Nie zastanawiała się nad tym, co może ją tam czekać. Na razie nie działo się nic, co kazałoby jej alarmować jej brata (nadal go tak nazywała i tak za takiego go uważała). Tłumaczyła to sobie ogromną potrzebą przespacerowania się. Zbliżała się do parku, by wejść w końcu do pierwszej alejki. Jej włosy delikatnie falowały w takt jej kroków, a szpilki nie wydawały praktycznie żadnego odgłosu. Butami rozgniatała wyłącznie drobny żwirek. Spoglądała w niebo. Kruki. Wymordowałaby wszystkie, gdyby mogła - mimo że były czarne. Aura była jakby silniejsza, szła więc chyba dobrze.
W pewnym momencie Siveneę minęła pewna kobieta. Pewnie nic by nie było w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że anielica zatrzymała się i skupiła na niej swoją uwagę. To jej się praktycznie nie zdarzało. Rudowłosa, szczupła kobieta miała w sobie coś przyciągającego: spojrzała na Siveneę różnokolorowymi oczami - złotym i niebieskim. Anielica zmarszczyła brwi i być może coś by powiedziała, gdyby nie to, że zaczął dzwonić jej telefon. Sivenea złapała więc za torebkę i jak spojrzała przed siebie... Niestety, rudowłosa kobieta zniknęła, a w powietrzu opadało delikatnie krucze pióro. Sivenea podniosła je.
Sygnał telefonu się wzmocnił. Dzwonił Jej Brat
- Tak Braciszku? - odezwała się, kiedy odebrała połączenie i wysłuchała swojego Protektora. Prywatnie byli w innych stosunkach niż przy świadkach, mogła więc sobie pozwolić na odrobinę luźniejsze stosunki. Wokół niej nadal było słychać krakanie, pewnie jej zwierzchnik słyszał to doskonale.
- Ale że już natychmiast? Bo jestem w parku i czuję jakąś dziwną aurę, podobną do naszej, ale słabszą... Skarbie, chciałam sprawdzić, co tam się dzieje, ale zrobię, co uważasz za stosowne.
Sivenea nie bała się powiedzieć swojego zdania mężczyźnie, jednak ostatnie zdanie i tak należało do niego. Zatrzymała się na ścieżce. W jednej dłoni trzymała telefon, w drugiej pióro. Czekała. Choć coś ciągnęło ją do parku...
Rozmowa z bratem była krótka i treściwa. Kobieta uśmiechnęła się, kiedy zakończyła połączenie. Ustawiła tylko kilka funkcji w telefonie: między innymi minutnik na 13 minut, zapętlony na bliżej nieokreśloną ilość razy. Smartfona wrzuciła do torebki. Spojrzała na pióro i się rozglądnęła po okolicy. W parku było nadzwyczaj pusto. Pomimo niezachęcającej pogody ktoś jednak powinien od czasu do czasu pojawić się na horyzoncie.
Zawiało mocniej, aż zakryła się połami żakietu. Coś zimno się robiło, choć lato w pełni. Sivenea, niewiele myśląc, ruszyła wgłąb parku. Zielone krzewy i drzewa dawały mnóstwo świeżego, zimnego powietrza i napawały swego rodzaju nadzieją. A anielica? Szła za aurą... I jeśli tylko telefon zacząłby jej przypominać, że minęło 13 minut, dałaby znać Sivenealowi, że u niej wszystko w porządku.
 

Ostatnio edytowane przez Narina : 05-09-2014 o 21:28.
Narina jest offline