Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2007, 21:44   #5
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Lindis nie mając za bardzo innego wyjścia przytaknęła skinieniem głowy, ale w duchu obiecała sobie, że będzie na tego dziwnego człowieka z pewnością bardzo uważać. W tej chwili chcąc czy nie chcąc była na niego skazana, bo zostać samemu w Mrocznej Puszczy, kiedy na dodatek całkiem zgubiło się drogę, to czyste szaleństwo. Usiadła więc na pieńku obok wygasłego ogniska i otworzyła swój podręczny bagaż w poszukiwaniu resztek swojego niegdyś obfitego prowiantu. Bran przysiadł niedaleko niej i również przeszukiwał swoją torbę. Wydawał się dużo pewniejszy siebie kiedy jego miecz znalazł się znowu na właściwym miejscu, przy pasie. Wyciągnął pajdę czerstwego chleba, trochę suszonego mięsa i bukłak, w którym jeszcze wczoraj było wino. Lindis lekko się zaczerwieniła widząc zawód na jego twarzy, gdy okazało się, że nie ma w nim już ani kropli trunku.
- Miałeś gorączkę, potrzebowałeś czegoś na rozgrzanie... - zaczęła się tłumaczyć, ale on tylko roześmiał się i wziął z jej rąk ser i jej manierkę do połowy napełnioną wodą. Fachowo i sprawnie zaczął rozdzielać prowiant na porcje, tak żeby z i tak już skromnej ilości jedzenia zostało coś jeszcze na później.
- Powiedz mi, wybawicielko Lindis, co taka młoda i śliczna dziewczyna robi w tej dziczy? - podjął temat nie przerywając zajęcia - Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że biegasz po Mrocznej Puszczy i ratujesz przystojnych młodzieńców z opresji?
Dziewczynie nie bardzo pasowało poruszanie tego drażliwego tematu, tym bardziej, że nie chciała zbyt wiele zdradzać nieznajomemu. Nie lubiła jednak kłamać, a krążenie wokół prawdy i naginanie jej przyprawiało ją zawsze o zmieszanie i rumieniec na twarzy.
- Nie, ja po prostu wędruję po świecie. Właściwie to... jestem tu przypadkiem. Nieco się zgubiłam... - choć każde słowo z tego co powiedziała było prawdą, to Lindis i tak zrobiła się różowa na policzkach. Bran podał jej porcję jedzenia i obrzucił ją szybkim, ale przenikliwym spojrzeniem. Była pewna, że zauważył zbyt drogi materiał jej podróżnego ubrania, jak na kogoś kto zajmuje się w życiu wędrowaniem. I prawie nie znoszone buty.
- Ach tak - rzucił tylko i uśmiechnął się znowu przeżuwając kawałek sera - A którędy szłaś, jeśli można wiedzieć? I jak długo zajęło Ci zorientowanie się, że jesteś nie tam, gdzie powinnaś? No nie patrz tak, pytam, bo to pomoże mi zorientować się gdzie jesteśmy i jak długo zajmie nam powrót na tereny bardziej przyjazne.
Lindis uznała, że to dobry argument i opowiedziała mu o wędrówce wzdłuż rzeki Quinlan i próbie ominięcia Lwiej Góry, która to zakończyła się zboczeniem ze Starego Szlaku i wylądowaniem w Mrocznej Puszczy. Bran tylko kiwał głową ze zrozumieniem i wydawał się rozmyślać nad kierunkiem drogi. Dziewczyna dziękowała wszelkim Dobrym Mocom za to, że nie pytał dlaczego tak uporczywie omijała główne trakty, chociaż rozsądek wskazywałby trzymać się ich, szczególnie w tak nieciekawej okolicy, jak ta.
Kiedy skończyli już jeść, Cernach bardzo szybko zwinął ich małe obozowisko i wciąż z uśmiechem na ustach zaprosił Lindis do dalszej wędrówki. Ku jej wielkiemu zdziwieniu wybrał nie wyraźną drogę prowadzącą przez środek Puszczy, ale ledwo widoczną ścieżynkę, momentami niknącą w bujnej roślinności lasu. Co dziwniejsze nie miał najmniejszych problemów z odnalezieniem jej, choć nie patrzał nawet pod nogi. Od czasu do czasu jedynie zwalniał kroku lub przystawał, mechanicznie kładąc dłoń na rękojeści miecza i rozglądając się z błyskiem w oczach. Młody mężczyzna intrygował ją coraz bardziej, równocześnie jednak coraz bardziej się go obawiała. Wreszcie zebrała się na odwagę i po godzinie dość szybkiego marszu zapytała go skąd wie dokąd prowadzi droga, skoro praktycznie nawet jej nie widać.
- Nie muszę jej widzieć - uśmiechnął się tajemniczo pomagając jednocześnie Lindis wspiąć się pod dość strome wzgórze - Wystarczą mi znaki na drzewach. Póki idziemy zgodnie z nimi, jesteśmy na dobrej drodze - jego szeroki uśmiech wcale nie zadowalał dziewczyny, więc Bran podszedł do jednego z drzew i wskazał na pień mniej więcej na wysokości piersi dorosłego mężczyzny. Początkowo Lindis nie dostrzegła nic nadzwyczajnego w korze kilkusetletniego drzewa, ale po chwili to, co wydawało jej się wyżłobieniem spowodowanym nadgryzieniem zębem czasu, ułożyło się w dziwny znak przywodzący jej na myśl stare runy. Bran mrugnął do niej okiem.
- Kto zrobił te znaki? Skąd o nich wiesz?
Cernach wzruszył ramionami i obrzucił dziewczynę nieco ironicznym spojrzeniem:
- Jeśli jest się wędrowcem i nie chce się podróżować głównymi traktami to po prostu zna się takie skróty.
Lindis zacisnęła tylko usta i ruszyła przed siebie.
Wędrówka przez Mroczną Puszczę nie była łatwym i przyjemnym spacerkiem. Bran narzucił mordercze tępo, a strome górki i nieraz zbyt bujna roślinność nie pomagały wcale Lindis łatwiej się poruszać. Cernach pozwolił sobie tylko na jeden postój, w trakcie którego zjedli resztkę zapasów. Lindis była bardziej spragniona niż głodna, ale musieli oszczędzać i tak już bardzo uszczuplone zapasy wody. Dziewczyna nawet nie pytała dlaczego nie zaczerpną wody z jednego ze strumyków, które po drodze mijali. Mroczna Puszcza mówiła sama za siebie.
Wreszcie młoda wędrowniczka zaczęła poważnie niepokoić się szybko zbliżającym się zmrokiem. W zakamarkach lasu widziała już płonące grozą ślepia najdziwniejszych ze stworów, choć miała nadzieję, że to tylko wyobraźnia płata jej figle. Prosiła kilkakrotnie Brana o rozbicie obozu i nazbieranie jak największego zapasu drewna żeby przeżyć jeszcze jedną noc, ale on zbywał jej argumenty śmiechem. Na jego twarzy widać jednak było napięcie, częściej się rozglądał i pomimo zmęczenia przyspieszał raz po raz kroku. Tuż przed samym zmrokiem oczom obojgu ukazała się niezwykła budowla.
Lindis widząc z daleka światełko była pewna, że podążają wprost do paszczy jakiegoś zwierza, okazało się jednak, że była to latarenka. Mała, skrzypiąca od podmuchów wiatru latarenka zawieszona na drewnianym łuku stanowiącym wejście na teren ogrodzony niewielkim, koślawie zbitym płotem. Las znacznie się tu przerzedzał, prawie że niknął, a w powietrzu unosił się dziwny zapach zatęchłej wody, pleśni, moczarów i dymu. Ten ostatni pochodził z komina drewnianego, parterowego domu, zbudowanego równie niedbale co płot otaczający ów domek. Dziewczyna nie miała nawet siły dziwić się, ani pytać o cokolwiek. Na usta Brana wrócił dawny, niedbały uśmiech, ale w jego głosie można było wyczuć zmęczenie.
- Witaj w Dennym Bagnie, południowym krańcu Mrocznej Puszczy. Mieszka tu pewien szalony staruszek, mój dawny znajomy. W końcu trzeba być szalonym, żeby zamieszkać tuż przy Puszczy, na dodatek na zabójczych bagnach... - z tymi słowami na ustach Bran, ciągnąc ledwo żywą Lindis za rękę, ruszył w stronę chaty.
 
Milly jest offline