Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2014, 18:14   #4
Rodriguez
 
Rodriguez's Avatar
 
Reputacja: 1 Rodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputacjęRodriguez ma wspaniałą reputację
Radost


Gospoda „Lis i wilk” zajmowała honorowe miejsce na końcu małej uliczki, wtulona między inne budynki, jak gdyby właściciel celowo chciał ją ukryć przed wzrokiem przechodniów. I ktoś niewtajemniczony nawet nie dostrzegłby w tym przybytku oberży, gdyby nie nadgryziony zębem czasu, wytarty od niezliczonych ulew i wichur szyld. Przedstawiał on coś, co przy dobrych chęciach można by wziąć za krowę i niedźwiedzia, ścigających się nawzajem na planie kręgu.
Mijając próg, potrąciłeś barkiem jakiegoś mężczyznę, wychodzącego akurat na zewnątrz. Nie zdążyłeś mu się zbyt dobrze przyjrzeć, gdyż bez chwili zwłoki oddalił się w sobie tylko znanym kierunku. Jedyne, co zdążyłeś dostrzec, nim skrył głowę pod kapturem, to brak lewego oka, w miejscu którego została tylko poprzecinana bliznami, zrogowaciała skóra.
Wewnątrz było, o dziwo, zupełnie pusto, nawet jak na tak wczesną porę dnia. Żadnych tułaczy, wydrwigroszy, kurtyzan, hazardzistów, nie mówiąc już o gospodyni pucującej czyste kufle brudną szmatą. Nawet bury kocur, drzemiący zazwyczaj na zapiecku, przepadł bez śladu. Dałbyś przy tym głowę, że wchodząc do środka widziałeś dym ulatniający się z komina karczmy. Mimo to zajazd wydawał się zupełnie opuszczony. Jeśli jednak nawet tak było, to od stosunkowo niedawna. Na krzesłach i ławach nie zdążył nawet osiąść kurz, powietrze zaś wciąż przesiąknięte było wonią jadła, wymiocin i ludzkiego potu, jakże charakterystycznego dla tego typu przybytków.


Alessa


Alessie chwilowo nie dane było dotrzeć do miejsca przeznaczenia.
Port rzeczny i jego okolica cieszyły się złą sławą w całym Tretogorze. Za dnia spory handlowe toczyli tam kupcy i rzemieślnicy, nocą zaś paserzy, ludokrajcy i wszelkie indywidua, których nie chciałoby się spotkać w trakcie samotnego, nocnego spaceru. Choć, co tu ukrywać - w przylegających do portu uliczkach i w świetle dnia można było wpaść komuś pod nóż.
Tak też najwyraźniej stało się ze starszym mężczyzną, którego dostrzegła w jednym z mijanych zaułków. Siwy, postawny, odziany raczej skromnie. Pierścienie na palcach zdradzały jednak wysokie pochodzenie. A przynajmniej sugerować mogły, że nieszczęśnik kabzy sianem nie wypychał.
Nieznajomy leżał na ziemi, masując obolałą skroń. Obok niego dogorywały dwa świeże trupy – prawdopodobnie ochroniarze. Mężczyzna gorączkowo perorował coś swoim adwersarzom – czterem oprychom napawającym się przewagą nad bezbronną ofiarą. Oprócz nich w zaułku był jeszcze mniej więcej dziesięcioletni chłopak (odzienie wskazywałoby raczej na sługę niż szlachcica, czy nawet mieszczanina), zasłaniający starca, niczym ojca, własną piersią. W jego oczach nie było widać śladu strachu.
Rzezimieszki, ponaglane przez ich herszta – największego i najlepiej wyekwipowanego – nie były jednak zainteresowane żadnymi dywagacjami. Złośliwe uśmiechy na ich twarzach szybko zmieniły się w zacięte, zdeterminowane grymasy. Jeden z nich sięgnął po zębaty puginał i postąpił parę kroków ku starcowi i młokosowi. Nikt nie dostrzegał skrytej w cieniu Alessandry, przyglądającej się z uwagą całej sytuacji...
 
Rodriguez jest offline