Valdred żałował powoli, że przywędrował do tego miejsca w nadziei na łatwy łup. Nawet nie zauważył jak już gryzł piach pchnięty przez strażników, którzy nie chcieli go wpuścić. Całe szczęście nie był jedynym postawionym w takiej sytuacji. Okazało się, że było jeszcze czworo innych niemogących wejść. Sam się nie spodziewał, że przyjdzie młodzikowi spędzić tyle czasu z tą grupą.
W jasnobrązowe oczy Ohrstena wpadła momentalnie jedyna kobieta znajdująca się w tej grupie. Mało tego, że była kobietą to dodatkowo znajdowała się w miejscu pełnym oprychów, rzezimieszków i innych wyjętych spod prawa obywateli tego jakże ironicznie powiedzianego świata, lecz najważniejsze było to, że była na prawdę urodziwa. Co prawda sam Valdred nie był święty, w końcu w nie jednym mieście czy wiosce ścigano go za złodziejstwo, ale zasady swoje miał i nie zamierzał pozwolić aby coś niegodziwego przytrafiło się pięknej pannie.
Całe szczęście nawet jeśli w tym "miasteczku" znajdował się ktokolwiek kto miał na pieńku z Valdredem to i tak by go nie poznał. Młodzik był na tyle roztropny, że zawsze jak planował zaleźć komuś za skórę to występował pod innym imieniem i wyglądał zupełnie inaczej. Jedynie poszarpane ucho mogło go zdemaskować oraz niewysoki wzrost. Ale dla złodzieja takiego jak on, niezbyt duży wzrost był wręcz zaletą.
***
- Zgodzę się z panną Margaret, pieniędzmi powinniśmy dysponować samodzielnie, ewentualnie zgodzić się na pożyczkę dla danego osobnika. A jeśli o handel chodzi to pozwólcie, że sam sprawdzę każdy oferowany nam towar, znam się na tym. - I wracając do rzeczy niezbędnych dla nas. Wiadomo, woda, jedzenie, oświetlenie. Ale ja osobiście potrzebowałbym czegoś do ewentualnej obrony. Takim sztylecikiem to ja raczej mogę sobie w zębie podłubać niż komuś lub czemuś krzywdę zrobić. A w wąskich tunelach, na które prawdopodobnie trafimy ciężko będzie zakraść się niezauważonym i dźgnąć w plecy. Linę w razie czego będę mógł użyczyć. Powinno jej być blisko dziesięć metrów.