Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2014, 19:54   #5
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
W ciemnym, ciasnym pokoiku panował przejmujący ziąb. Wiatr hulał, gwiżdżąc szyderczo pomiędzy szparami okiennic, a każdy oddech zmieniał się w obłoczek pary. Sole niechętnie otworzyła jedno oko, spoglądając z nienawiścią na pokryte drobnymi różyczkami lodu mętne szybki. Znowu zapomniała zabezpieczyć je przed położeniem się spać, albo same się otworzyły, trudno stwierdzić. Okiennice miały już swoje lata, a czas i tocząca się niedawno wojna odcisnęły na nich swoje piętno, zresztą nie tylko one szwankowały. Cały dom wymagał gruntownego remontu, a najlepiej zburzenia do fundamentów i postawienia od nowa. Jedynie przesypanie solą zgliszczy można by sobie darować...

Przed przybyciem do Middenheim, Arellano nigdy nie zaznała prawdziwej zimy. Z początku fascynował ją widok padającego z nieba białego puchu, osiadającego grubą warstwą na popalonych domach i rozbitych murach. Ukrywał łaskawie wszelkie zniszczenia, nadając miastu bajkowego wyglądu. Teraz jednak miała go po dziurki w nosie, tak samo jak mrozu, braku słońca i wiecznie poważnych ludzi. Ci ostatni byli szczególnie męczący. Może obawiali się, że na tym chłodzie przy najdrobniejszym grymasie popęka im skóra? Trudno było stwierdzić.

Z zamyślenia wyrwało ją dopiero ciche pukanie, uśmiechnęła się wbrew podłemu nastrojowi. Lubiła Gertrudę, nawet bardzo, a obcowanie z nią nie było specjalnie męczące, gdy już człowiek przyzwyczaił się do jej małych dziwactw...jak choćby szorowanie podłogi trzy razy dziennie, bez względu na stopień zabrudzenia. Zawsze wstawała grubo przed świtem, dbała o dom i szanowała czyjąś prywatność. Z początku Sole nie ufała jej dobroci. Przyzwyczajona do kłamstw, spisków i intryg, traktowała ją protekcjonalnie i przed każdym wyjściem zakładała pułapki na swoich kufrach. Dni jednak mijały, a cienkie niczym włos nitki zawsze pozostawały nienaruszone. To w końcu przekonało dziewczynę, że starowinka jest w porządku, przynajmniej ona jedna zawsze na nią czekała.

Zrzucenie pierzyny okazało się ciężkim wyzwaniem, ale po kilku próbach Sole wstała i szczękając zębami wciągnęła na grzbiet lodowato zimne ubranie. Powłócząc nogami podeszła do drzwi, by po chwili, z tacą w rękach, usadowić się na krześle.
- Mierda… - zaklęła pod nosem, biorąc pierwszy kęs burej polewki - Znowu wystygło.
Głód jednak zwyciężył. Przełknąwszy śniadanie, zebrała naczynia i narzucając płaszcz, wyszła z pokoju. Miała dziś spotkanie, a Neumann nie należał do cierpliwych osób.

Schodząc na dół starała się, by każdemu jej krokowi towarzyszyło skrzypienie desek. Wolała uprzedzić staruszkę, że się zbliża. Parę razy o tym zapomniała i kobiecina o mało nie dostała zawału, słysząc jej głos tuż za swoimi plecami. Znalazła ją tam, gdzie zazwyczaj przebywała - w kuchni. Nuciła pod nosem jakąś skoczną melodyjkę, której dziewczyna nie znała.W dłoniach dzierżyła sagan z wrzątkiem, po raz kolejny dając dowód tego, że w starych kościach drzemie więcej siły, niżby się wydawało.
-Dzień dobry, matko - przywołała na twarz pogodny uśmiech. - Jak się dziś czujecie?


-Ach witaj, witaj moje dziecko. Kości stare to i muszą trzeszczeć, ale dziś Ulryk litościwy bo już mnie tak w krzyżu nie łupie - lekki grymas bólu można było dostrzec na twarzy Gerti -A tobie jak minęła noc? Mam nadzieję, że nie było zbyt zimno..bo choć cały dzień grzałam, to jednak stare te mury są...a i drewno powoli się kończy - spojrzała smutno, jakby przepraszająco.

Estalijka pokręciła głową.
-Nie martwcie się - odparła, stawiając naczynia na kulawym stoliku przy oknie. - Nie jestem aż tak delikatna na jaką wyglądam. Cieszę się, że dziś zdrowie dopisuje. O opał się nie martwcie, postaram się coś zaradzić. Wytrzymamy jeszcze parę dni, prawda? - ponownie się uśmiechnęła i ignorując skowyt protestu, dochodzący z chudej sakiewki, kontynuowała - Potrzeba wam czegoś? Może zajdę do medyka po maść? I tak dziś muszę wyjść, więc problemu nie będzie. Mówcie śmiało matko, przecież wiecie, że darzę was szacunkiem i wdzięcznością za przyjęcie pod swój dach. Przynajmniej w ten sposób to zrekompensuję.

- Nie kłopocz się tym..choć fakt, drewno za dwa, może trzy dni się skończy..więc tu nie będę narzekać, jakby trochę by się znalazło do opalania. Maść...drogie te rzeczy córko, naprawdę wdzięczna jestem za to co robisz..a i tak tego więcej, niż mogę się spłacić - łezka jej w oku się zakręciła.

Tym razem podłoga nie wydała najmniejszego jęku, gdy Sole podeszła do pieca.
- Przyjęliście mnie pod swój dach i traktujecie jak własne dziecko - powiedziała poważnie, kładąc rękę na pokręconym podagrą ramieniu - Trzeba sobie pomagać, a skoro mogę to zrobić czemu miałabym stać z boku i udawać że nic nie widzę? Dość już wycierpieliśmy przez ostatnie lata, jeśli damy się ponieść zawiści i znieczulicy to marnie skończymy - nie patrząc na protesty, złapała za ciężki gar i przeniosła go do sieni, gdzie czekała wyszczerbiona balia.
- Byliście dziś na mieście? - rzuciła pogodnie - ktoś o mnie pytał?

-Niech Ulryk ci błogosławi moje dziecko...Nie byłam jeszcze prawie poza domem. Jajka, pieczywo kupiłam.. kuraka też chciałam ale drogo..oj drogo..Trzeba będzie coś innego dziś na kolację przygotować, ale nie kłopocz się tym moja droga.. - uśmiechnęła się.

Odgłosowi przelewanej wody towarzyszyło ciche prychnięcie. Po chwili garnek powrócił do kuchni, a dziewczyna bez słowa sięgnęła do pasa, obracając się twarzą do okna. Nie chciała, by Gerti zobaczyła co nosi pod płaszczem. Po co niepokoić ją bez potrzeby? W mdłym świetle świecy błysnęło srebro.
- Jest zima, a na chłód najlepszy jest talerz rosołu - wcisnęła monetę w sękatą dłoń - Kup co uważasz za stosowne.

Babunia wzięła szylinga i chuchnęła na szczęście.
-Ulryk naprawdę mi cię zesłał. Mój mąż… ach, opowiem ci o tym wieczorem… przy kolacji. A teraz mykaj, bo zapewne masz sporo na głowie, nie będzie ci stara baba czasu zajmować. Dziękuję raz jeszcze za wszystko co robisz - rzuciła czule, a Arellano musiała się powstrzymać, by nie parsknąć śmiechem.

Oto dawała piękny przykład jak źli i okrutni są kultyści, nie ma co. Dobrze, że Aleister tego nie widział.
- Nos vemos esta noche- kiwnęła głową i opatuliwszy się szczelnie płaszczem ruszyła ku wyjściu. Lodowaty wicher na chwilę pozbawił ją oddechu, gdy tylko otworzyła drzwi. Pogrążone w półmroku pochmurnego poranka ulice nie zachęcały do spacerów. Sole zacisnęła zęby i pochyliwszy głowę, zrobiła pierwszy, najtrudniejszy krok.



***

Karczma “Ciepły kąt”, chyba jedyne w miarę schludne miejsce w Ostwaldzie. Już na samym wejściu, do nozdrzy Estalijki doleciał zapach pieczonego chleba, gotowanego zająca w jakiejś potrawce myśliwskiej, a stoły były czyste i w całości. Za ladą stał niziołek Frison Stillberry, który rozmawiał żywo z pracodawcą Sole, Neumannem. Wydawać się mogło, że niekoronowany król podziemia najlepsze lata ma już dawno za sobą. Jego włosy posiwiały doszczętnie i tylko pojedyncze nitki zdradzały, jakiego koloru były niegdyś, twarz pokrywała sieć głębokich zmarszczek, ruchy były oszczędne i wyważone. Z pozoru nie wyglądał na groźnego, wystarczyło jednak spojrzeć w stalowoszare oczy Thorstena, by zrozumieć, że z tym człowiekiem nie ma żartów. Ciała tych, którzy go zlekceważyli, wypełniały rynsztoki i kanały pod całym Middenheim. Gdy tylko zobaczyli podchodzącą kobietę, obaj umilkli. Neumann się uśmiechał, niziołek był zdenerwowany. Delikatne krople potu spływały mu po czole. Bez słowa herszt złodziei dał znak by Arellano podążyła za nim do stolika, a gospodarz przyniósł wino i strawę.
- Jest robota do wykonania.. - starzec zaczął konkretnie, przyglądając się badawczo swojemu “pracownikowi” - Andreas Stallart, brat Johanna Stallarta. Trzeba pomówić z nim i przekonać go by jego brat zostawił naszego kochanego Stillberego w spokoju. - zakończył kładąc sakiewkę na stole.



- Znowu Frison wpadł na pomysł, który okazał się nie być tak genialny i prosty, jak zakładał? Ranald mu nie sprzyja...jestem ciekawa kiedy wreszcie to pojmie i przestanie wychodzić przed szereg - w głosie Sole dało się wyczuć niechęć, lecz pieniądze przyjęła, nie miała większego wyboru. Trzeba coś jeść. - Gdzie aktualnie przebywa cel i w jakim stopniu ma funkcjonować, gdy z nim skończę? Specjalne wymagania?

-Nie uszkodź go..za bardzo. Ma żyć i przekazać swojemu bratu prostą wiadomość. Stillbery i jego karczma, są dla niego nietykalne, jak i dla każdego. Gdzie jest, i co robi nie wiem. Jest w Middenheim, często przebywa w “Ostatniej kropli” na północno-zachodnim krańcu Starego Rynku - rzekł czekając na potwierdzenie, że Sole się podejmuje zadania.

Dziewczyna parsknęła.
- Skoro siedzi w Kropli to wiadomo co robi - lekki uśmiech pojawił się na jej obliczu, choć oczy pozostały zimne - Trochę już tu mieszkam, maestro Neumann. Zdążyłam poznać miasto, może nie tak dobrze, jakby sobie tego życzyła, lecz wszystko jest do nadrobienia. Konkretny termin was interesuje, czy przysłowiowe “im szybciej, tym lepiej”?

-Dwa, góra trzy dni na wykonanie roboty. - rzucił krótko.

- Dobrze, problem możesz uznać za rozwiązany. - sakiewka zniknęła pod płaszczem Estalijki, a ona sama rozluźniła się wyraźnie. Przez chwilę siedziała w milczeniu, przyglądając się, jak jej pracodawca sączy wino i dłubie widelcem jeszcze ciepły posiłek. Oaza spokoju, gra pozorów…w którą i tak nie uwierzyłby nikt, kto choć pobieżnie kojarzył tego człowieka.
- Skoro już przyszło się nam spotkać osobiście, mam pytanie...prośbę raczej - powiedziała cicho, sięgając po własny kielich - Potrzebuje skontaktować się z którymś z twoich chłopaków odpowiedzialnym za hm, rekonesans. Nie ukradnę ich na długo. Dietrich, Karl - jeden z nich na pewno jest wolny, a i moja sprawa do skomplikowanych nie należy. Mógłbyś przekazać, że zapraszam ich do siebie na małą pogawędkę? Tylko niech wejdą po naszemu, Gerti to dobra kobieta. Im mniej wie, tym lepiej śpi.

-Karl..wieczorem przyślę go do ciebie. Przekażę mu twoją prośbę.. - kiwnął głową nie dopytując o szczegóły.

-Będę zobowiązana. Dziękuję za rozmowę, maestro. - powiedziała, po czym dopiła wino i zamieniła kilka słów z niziołkiem, prosząc go o więcej informacji. Nie mogła wparować do burdelu i od progu wypytywać o jednego z klientów.
Przynajmniej mają tam kominek - pomyślała, żegnając się z Frisonem.
Stary Rynek...czekał ją długi spacer.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline