Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2014, 00:35   #2
Aves
 
Aves's Avatar
 
Reputacja: 1 Aves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie coś
Kooperacja Siemiomysł i Skałomiot

Siemiomysł wędrował właśnie przez ciemny bór, z nieba spadły pierwsze krople deszczu, wiec kapłan Welesa założył na głowę kaptur, z niebo przeszył pomruk burzy.

Kapłan wszedł na polanę, która była dawnym pobojowiskiem. Pierwszą rzeczą jaka przykuła jego uwagę były powbijane w skałę miecze. Uznał, że to zbiorowa mogiła i pomnik niepotrzebnej rzezi. 

Siemiomysł gwizdnął i przyzwał swojego wiernego towarzysza do siebie. Od wielu dni podróżował z owczarkiem któremu nadał miano kieł.
Nagle Perun cisnął w kurhan swój piorun, a kapłan zasłonił się swoją tarczą. Huk ogłuszył mężczyznę na chwilę, a w czasie kiedy jego zmysły otrząsnęły się z szoku wywołanego nagłym hukiem i błyskiem. Mężczyźnie wydawało się iż słyszy ciche jęki jakby pod głazami był ktoś żywy i ranny.
Podszedł wiec w prawej dłoni trzymając kostur a w lewej tarczę, do sterty głazów, która podejrzanie zaczynała przypominać człowieka. Kieł zaczął warczeć i szczekać...

Skałomiot był skałą. Nie czuł nic, nic nie widział, nic nie słyszał. Poczuł moc swojego ojca Peruna w żyłach. Jego kości i mięśnie wydawały ciche trzaski i coś jak jęki.
Trochę to trwało, ale skamienienie opuszczało jego ciało. Problem w tym, że z każdym ruchem, z każdym odkamienionym miejscem... jego stare rany, te od których zamienił się w martwą skałę zaczynały się otwierać.
Zaczął krwawić. Choć nie poruszył się prawie wcale. I przez co najmniej kilka dni sam się nie ruszy. Nie wiedział, że porasta go mech.
- Pomocy - zabełkotał, mało zrozumiale.

- Na wielkiego Wellesa !- Jęknął i przykląkł przy rannym. Z sakwy wyciągnął opatrunki, suszone zioła oraz glinianą misę i tłuczek. Wlał trochę świeżej wody z bukłaka przy pasie i zmielił zioła tłuczkiem. Nasączył opatrunki i przyłożył do ran wojownika.
- Nie umieraj wojowniku twój czas jeszcze nie nadszedł Welles nad tobą czuwa.- Kapłan Wellesa wiele dni i nocy spędził opiekując się rannym wojem.
Kiedy wojownik poczół się lepiej Kapłan zapytał.
- Co się tutaj stało ? Kim jesteś żaden mężczyzna nieprzetrwałby uderzenia pioruna, ani tak ciężkich ran- Popatrzył na wojownika.
- Mów mi Siemiomysł a to- Pogłaskał psa po łbie- To jest Kieł mój towarzysz. Ciebie jak zwą pamiętasz coś ?.

Ów ranny tak naprawdę był trzy metrowym stolemem. Nie był w stanie nic więcej powiedzieć. Nadal był skamieniały. Minęło sporo dni i nocy, ale rzeczywiście poczuł się już stosunkowo lepiej. Na pewno już przynajmniej nie zagrażała mu śmierć.
Nie pamiętał może wszystkiego, ale powoli... bardzo powoli wracały do niego wspomnienia.
- Skałomiot jestem. Perun postanowił dać mi drugą szansę i natchnął mnie swoim piorunem. Nie wiem ile lat minęło od kiedy tu trwałem jako skała. Nic więcej nie pamiętam.

Uniósł się powoli i usiadł. Wstać jeszcze pewnie nie da rady, ale choć tyle. To dobre oznaki. Palcem narysował na ziemi dwa znaki... Welesa i uzdrawiania.
- Wykujesz te znaki na moich dłoniach? Pomogą mi dojść do zdrowia.-
Nagle zaburczało mu w brzuchu. Przez te kilka dni jadł tylko jakieś kiełki. Żadnego mięsa.
- Odwdzięczyć się chcę jakoś....

Siemiomysł rozejrzał się po pobojowisku.
- Sam jeden dałeś rade tylu Germanom widać, że Perun i Weles ci łaskawi, wiec pomogę tobie Nieprzyjaciel naszego wroga jest naszym Przyjacielem. Ciekaw was też jestem nigdy żem stolema na oczy niewidział, jeno bajania i legendy, ale sam wiesz jak wiele często mają z prawdą, a odwdzięczyć się możesz podróżując ze mną ma droga pełna jest niebezpieczeństw, a sam walczyć nie umiem, bom nie od walki tylko mądrych rad i sporów rozwiązywania oraz złych mocy odpędzania. Dobrze spędzę kolejną noc, aby wyrzeźbić Ci te runy.-

Mężczyzna wyciągnął młoteczek i dłuto jakich używał w swojej kapłańskiej posłudze. I tak kolejna Noc im minęła na rozmowach i mozolnym rzeźbieniu.


- Nie sam... rozejrzyj się. Trupy, wszędzie trupy... germańskie, nasze słowiańskie... dużo tu trupa się ściela gęsto.
Stolem uśmiechnął się, choć musiało wyglądać to nieco makabrycznie.
- To już widzisz... Skamienienie pomaga, pozwala przetrwać i mieć nadzieję, że Perun postanowi zwrócić życie. Jednak... gdy moc Peruna mija, bezpowrotnie znów bym skamieniał. Życie ci zawdzięczam. Powędruję z tobą, póki się nie odwdzięczę. Póki nie skupię tego coś dla mnie uczynił.-

Po czym usiadł wygodniej, dłonie położył na ziemi i trwał tak aż mu nie wykuł. Następnie dość chwiejnie wstał... był wysoki na trzy metry... i proporcjonalnie zbudowany. Po czym ruszył do pobliskiego drzewa... wyrwał go z korzeniami i nabił nań duży, ciężki głaz... wymachiwał nim na lewo i prawo. Uczył się broni.
- Młot mam... przed drogą zjemy coś... i możemy ruszać.

- Niesamowita z Ciebie istota dziecię Peruna silna i wytrzymała- Powiedział patrząc jak Stolem wymachuje prowizoryczną maczugą. Kapłan poczuł senność i zasnął obudził się w godzinach południowych. Razem z Stolemem i Kłem zjedli małe śniadanie i ruszyli w drogę.
- Już niedługo mój wielki przyjacielu się najesz przed nami gród Mieszkowice. Pierwszy Bastion Słowiańskiej wiary.- Razem z Skałomiotem wszedli do Grodu.
- Jeszcze nie dość silna... miną dni nim wrócę do pełni sił. - To był młot, nie maczuga... choć w tym wypadku mogło wyglądać podobnie. Będzie miał czas i więcej siły to zrobi lepszą. Niestety jego młot już dawno spróchniał, co znaczy że był skamieniały wiele lat. Śniadanie było niewielkie jak na możliwości stolema, choć lepsze to niż nic.
- Nie znam takiego grodu. - stwierdził tylko, ale wędrował za mężczyzną.


***Parę chwil później***

Siemiomysł wysłuchał uważnie słów Branibora, zgadzał się z nim całkowicie i nie zamierzał wyznawać tylko jedynego Boga więc wystąpił na środek.
- Ja się zgłaszam jako osoba odpowiedzialna za los wiary naszych przodków. Pójdę i porozmawiam z Dziewożnami nie mam wrogich zamiarów wiec powinny mnie wysłuchać. Weles moimi ustami przemówi, jeśli te kobiety mają trochę rozumu to wiedzą że chwilowy sojusz im potrzebny. Czy ktoś idzie ze mną ?- Patrzył jak osoby oddalają się od niego tylko jego Stolemi przyjaciel był przy nim.

Choć z morza ludzi wychodzili też inni odważni ludzie, Siemiomysł poczuł ulgę iż są jeszcze osoby mogące walczyć o wiarę przodków. Dumny był również kapłan z władcy mieszka iż tak dzielnie się przeciwstawił chrystianizacji.


Jakiś czas później stał przed wielkim zgromadzeniem ludzi i słuchał słów Branibora. Sojusz... jak to ładnie brzmi, pomyślał. Już miał coś powiedzieć, ale ubiegł go jego człowiek. Stał i słuchał, a gdy Siemiomysł zapytał czy ktoś idzie z nim... powiedział jedynie.
- Idę...
Położył dłoń na ramieniu kapłana, starał się jak najdelikatniej to zrobić. Jednak biedny Siemiomysł ugiął się lekko pod ciężarem masywnej dłoni.
 

Ostatnio edytowane przez Aves : 25-09-2014 o 00:55.
Aves jest offline