Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2014, 18:10   #8
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
RATUSZ

Kąciki ust Niclasa drgnęły gdy ten powstrzymywał uśmiech rodzący się mimowolnie na widok zapracowanego urzędnika. Staruszek już wzbudził w nim ciepłe odczucia.
- Wilfred, prawda? - zagadnął i kontynuował nie czekając na odpowiedź - Jestem Niclas Steiger. Wędrowny Czarodziej magistratum taumaturgyi metalu i alchemyi. Zostałem tu skierowany z ratusza, jako że szukam pewnych dokumentów i osoby za nie odpowiedzialnej.
Czarodziej nachylił się nad biurkiem. Nie chciał kłamać, ale też nie chciał bez powodu alarmować ofiary. Skupił się więc na tym, na czym się wyznawał.
- Lucius Holtz, jeśli imienia nie przekręciłem. Ta osoba została mi wskazana jako osoba odpowiedzialna za urbe consilium, znaczy za plany miasta, ulic, a wreszcie samych aedificium… znaczy budynków. Gdzie go znajdę?

Staruszek na dźwięk swojego imienia kiwnął głową potwierdzając. Zdjął okulary, przetarł je i nałożył ponownie na nos. Spojrzał badawczo na Niclasa, mierząc go wzrokiem od dołu do góry, i chrząknął.
-Lucius Holtz..powiadacie. Właściwie to nie jestem pewien..bo tak naprawdę, nie wiem..lecz jeśli szukacie odpowiedzi zapytajcie Hannes’a Bruckner’a. On winien wiedzieć, gdzie jest jego sekretarz.. - odrzekł z powagą w głosie, dodając -[i]choć on nie za wiele będzie mógł Panu pomóc. Raczej Abernhart Grott, jestem obeznany z tematem, interesującym Pana.

Niclas skrzywił się.
- Sekretarz Bruckner’a? Ech… no to ładnie mnie skierowali. Trzeba to zrzucić na karb powojennej odbudowy. Abernhart Grott zatem, jego szukam Wskażecie pokój Wilfredzie? Muszę przejrzeć plany kamienicy w której obecnie gości kolektyw alchemików.
Było to nawet zgodne z prawdą. Czarodziej zamierzał nawet wnieść o skopiowanie tych planów, choć zamysł, do czego je wykorzysta jeszcze się krystalizował.

- Abernhardt Grott, obecnie urzęduje na końcu hali, na pierwszym piętrze. Drzwi po lewej stronie.. - odparł spokojnie Wilfred

Niclas skinął głową i już zamierzał ruszyć w miejsce wskazane przez urzędnika, ale zatrzymał się jeszcze.
- Tak z ciekawości. Czym się zajmuje herr Bruckner i jego sekretarz, że mnie skierowano przez omyłkę do nich?
-Herr Bruckner obecnie pełni funkcję Magistra Prawa, ale skoro o tym nie słyszeliście, to zapewne jesteście nowi w Middenheim - w głosie Wilfreda można było wyczuć delikatną wyższość -a także, należy do głównych Ustanowicieli Prawa..Natomiast jego podkomendny Herr Holtz, właściwie to nie wiadomo.. - temu stwierdzeniu towarzyszyło jedynie wzruszenie ramion

Niclas kiwnął jedynie głową okazując tym samym wdzięczność za udzielone mu informacje. Zadanie nagle nabierało nowej głębi. Zabicie jednego z głównych Legis Peritum z pewnością przykułoby niechcianą uwagę. Jednak jego seretarz, to cel na który można się połasić. Zwłaszcza że podstawiony na to stanowisko człowiek miałby dostęp do wielu dokumentów i informacji. Nie mówiąc o tym, że byłby to kolejny krok do przejęcia władzy w mieście.
Z drugiej strony zabicie sekretarza w istocie musiało być zadaniem wykonanym z dużą dozą subtelności. Najmniejszy cień podejrzeń o morderstwo mógł wzruszyć lawinę konsekwencji. To musiał być wypadek albo przyczyny naturalne. Nawet zdrada kogoś z najbliższego otoczenia mogła być zbyt ryzykowna. To był temat który trzeba było wziąć pod rozwagę.

Proste schody poprowadziły Wędrownego Czarodzieja na pierwsze piętro. Tam też, na końcu hali, po lewej stronie były na wpół otwarte drzwi. Niclas chciał już je pchnąć gdy usłyszał dwa głosy rozmawiające ze sobą:
-Nie obchodzi mnie to. Rozumiem!!
-Ależ Herr Richter..na to trzeba czasu..
-Jeśli nie będę miał tego na biurku do jutra...wyciągnę prawne konsekwencje...rozumiemy się…!!!
-Tak Her Richter..Znajdę to..

Po chwili drzwi otworzyły się na zewnątrz i wypadł z nich mężczyzna. Miał na sobie szarą, zdobioną złotymi broszami szatę. Mignął on tylko Niclasowi przed oczami, i mag ledwo co zdołał się przyjrzeć jego twarzy. Drzwi do pokoju Herr Grotta stały otwarte na rozcież, stąd też łatwo było dostrzec co się w środku znajdowało. Poza małym biurkiem, za którym siedział dość młody mężczyzna, pokój wypełniały szafy. Na nich stały woluminy, księgi i pergaminy. Herr Grott, bo to musiał być on, spojrzał z lekkim zdenerwowaniem na Niclasa i rzucił cierpko:
-W czym mogę służyć…?

Niclas ponownie przywołał na swoją twarz delikatny uśmiech.
- Abernhardt Grott? Moje miano to Niclas Steiger. Jestem taumaturgiem metalu. Powiedziano mi że trzymacie pieczę nad planami miasta i budynków w Middenheim. Chciałbym rzucić okiem na plany kamienicy, w której urzęduje kolektyw magów.

-Tak, dobrze Pan trafił Herr Steiger.. A więc aby uzyskać dostęp do planów miasta trzeba wypełnić formularz B1C21. Natomiast dostęp do planów poszczególnych budynków daje wypełnienie formularza B7C24 - urzędnik wyjął stos dokumentów, które podsunął Niclasowi -Oba formularze trzeba dostarczyć do podstęplowania i podpisu przez Frau Grette Notz, która urzęduje na drugim piętrze, po prawej stronie holu i to będą czwarte drzwi. Wtedy, trzeba wypełnić formularz A1D7, który należy dostarczyć do Magistra Prawa Richtera, a ten wyda odpowiednią zgodę bym mógł udostępnić ów dokumenty. - rzekł cierpko administrator

Niclas powstrzymał się od rzucenia papierami w twarz aroganckiemu urzędnikowi. Zamiast tego westchnął ciężko, choć w głębi serca wiedział że porządek (a co za tym idzie biurokracja) wymaga pewnych ofiar. Wszystko powinno być uporządkowane, a każdy element mechanizmu świata winien być na swym miejscu. Mimo to z wielkim ociąganiem zgarnął formularze.
- Dziękuję.
Rozejrzał się po okolicy w poszukiwaniu wolnego stolika, biurka, czy też lady przy której znalazłby inkaust i pióro, po czym zaczął przeglądać dokumenty. Nie był nigdy hazardzistą, ale w obecnej chwili obstawiał w myślach ile czasu tu zmarnuje i czy aby powinien to robić.
Po przejrzeniu i wypełnieniu dokumentów, w polu “powód” umieszczając ówcześniej niezbyt lakoniczne “Z troski o integralność struktur słupowych i ściennych, a także z uwagi na nieodpowiednie rozłożenie momentów przy nadprożach w północnej części budynku, w scenariuszu użytkowym-codziennym, a także podczas eksperymentów”, udał się do Frau Grette.

Wypełnianie dokumentów musiało potrwać. Nie było innej możliwości, i Niclas stracił poczucie czasu zagłębiając się w papierzyskach. Dziwne pytania, czasem wręcz absurdalne mogło by się wydawać, sprawiały że lekka złość zaczęła się malować na spokojnej dotąd twarzy maga. W końcu jednak udało się mu wypełnić wszystkie papiery i z radością udał się do pokoju Frau Grette. Jakim że rozczarowaniem okazały się zamknięte drzwi i informacja, że dziś rzeczona dama nie przyjmuje interesantów.

Niclas zacisnął dłoń w pięść i lekko uderzył w drzwi pochylając głowę i powtarzając pod nosem jak mantrę pierwsze wersy “Wstępu do alchemii” pióra Joeffreya Ribbentroppa. Gdy dotarł do końca wykutej na pamięć stronnicy wziął głęboki oddech i wyprostował się. Złożył papiery w pół i schował je do torby. Przez moment zastanawiał się czy nie zostawić ich komuś w zastępstwo Frau Grette. Szybko jednak zaniechał tego zamiaru podejrzewajac że lepiej dostarczyć formularze osobiście, miast wkładać je w jeszcze dodatkowe tryby machiny biurokratycznej. Już teraz zaczął tracić cierpliwość. Nie chciał ryzykować niemiłego dla obu stron starcia z urzędnikami, w razie gdyby jednak puściły mu nerwy.
Skierował się z powrotem do wyjścia i pozdrawiając po drodze Wilfreda, zmierzał do drzwi z zamiarem udania się z powrotem do siedziby kolegium. Nie wiedział dokładnie ile czasu minęło, ale sądząc po kolorze nieba za oknami strawił go aż za nadto.

NIEOCZEKIWANE SPOTKANIE

Gdy Niclas opuścił budynek było już późne popołudnie, bowiem słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Zamyślony, lekko zły że nie do końca załatwił wszystko co chciał, nie zauważył nawet jak wpadł na jakiegoś mężczyznę.


Z pewnością był w podobnym wieku lub może troszkę starszy niż Niclas. Na nosie miał okulary, zza których spoglądały brązowe oczy. Włosy były mocno ulizane i przylegające do czaszki. Szczupła, pociągła twarz była porośnięte kilku-tygodniowym zarostem, co tylko dodawało lat mężczyźnie
W rękach miał sporą ilość ksiąg, z których część wypadła mu a ziemię, podczas waszego zbliżenia.. Było widać, że się spieszy i ciągle jest w biegu, bowiem kropelki potu spływały mu po czole
- Przepraszam Pana.. - wyjąkał zdenerwowany mężczyzna.-Najmocniej przepraszam...zagapiłem się w księgi..i bach...nieszczęście gotowe.. - mężczyzna schylił się by i zaczął układać księgi jedną na drugą.

Niclas uśmiechnął się słabo. Również przyklęknął. Ścisnął mocno ramię mężczyzny i kiwnął głową. Tego jeszcze brakowało, żeby w drodze powrotnej wpadali na niego przypadkowi ludzie. Wiedział jednak, a lekcję tą wyniósł od swego mistrza, że nie należy pochopnie ani sądzić, ani krzywdzić swych bliźnich. Najpierw należało poznać ich motywy.
- Spokojnie. Nic się nie stało. Gdzie zdążasz?

-Ach do ratusza jaśnie Panie… muszę zdać raporty...niestety.. Herr Bruckner mnie oczekuje - odpowiedział zgodnie z prawdą

Uśmiech Niclasa wzmocnił się. Czyżby los uśmiechnął się również do niego? Wszystko na to wskazywało.
- Rozumiem, rozumiem… - zaczął pomagać młodemu skrybie w zbieraniu ksiąg z ziemi - Chodzą słuchy że jest surowym człowiekiem, ale nie musisz się martwić. Wobec petentów jest ponoć nieco łagodniejszy. Oczywiście o ile jakichkolwiek przyjmuje. Człowiek na takim stanowisku jest pewnie bardzo zajęty, stąd muszę winszować twej zaradności, żeście dostali u niego audiencyję.

-Na szczęście nie jestem petentem.. - uśmiechnął się słabo, dodając dumnie choć w tym był również smutek -Jestem jego sekretarzem...Lucius Holtz, do usług - rzucił krótko

- O… - Niclas podniósł brwi w zdumieniu i udawanym podziwie - Odpowiedzialne stanowisko zatem pełnicie Herr Holtz. Jestem Niclas Steiger. Czarodziej z kolegium Taumaturgii Metalu. Mniemam że to jakaś nagła sprawa - wskazał na księgi - Nie widuje się urzędników na ulicach tą porą dnia, chyba że już wracają do swych domostw. Ale wybaczcie… - podniósł dłoń - Nie chcę być wścibski.

-Ach nic się nie stało...po prostu Magister oczekuje pilnie na raporty..więc wybaczcie panie...ale muszę to pozbierać i udać się do niego, w trybie pilnym. Człowiek dobry, aczkolwiek bardzo skrupulatny i wymagający jest. A jeśli chodzi o punktualność to można powiedzieć, że ma na tym punkcie obsesje.. - mrugnał okiem, i się delikatnie uśmiechnął

- Oczywiście - Niclas zawahał się. - Oczywiście. Nie zatrzymuję cię Herr Holtz i życzę miłego dnia. Oby nie do zmroku.
Czarodziej wyciągnął dłoń by się pożegnać, ale widząc że urzędnik zawalony jest księgami, po prostu uścisnął jego ramię i kiwnął głową.

Mężczyzna kiwnął głową, i pospiesznie zaczął zbierać księgi. Gdy już się z nimi uporał, pożegnał się raz jeszcze i ruszył w głąb budynku. Niclas teraz mógł spokojnie skierować swoje kroki ku kolegium, gdzie czekało go jeszcze przyjrzenie się kandydatom do kolegium magii bądź alchemii.

WYBÓR KANDYDATÓW

Po powrocie, Niclas miał niewiele czasu dla siebie. Zdążył legnąć na łóżku, by rozprostować kości i dać odpocząć nogom i zaraz znowu musiał wstawać, by podążyć do komnaty spotkań.
Pokój był jednym z największych w kamienicy i służył zwykle do kolegialnych, jak i międzykolegialnych posiedzeń, dla których pozostałe pomieszczenia budynku były najzwyczajniej w świecie za małe. Usytuowany na parterze pozwalał też gościć ewentualnych przybyszy bez potrzeby prowadzenia ich wgłąb siedziby czarodziei.


Niclas był tu po raz pierwszy. Po raz pierwszy miał też okazję uczestniczyć w ocenie kandydatów. Nie pamiętał jak to wyglądało w jego przypadku. Czy został podrzucony, odratowany od stosu, czy też został wprowadzony do kolegium i przedstawiony w oficjalnej prezentacji. Wiedział natomiast że te dzieciaki, które dzisiaj staną przed komisją, mają wiele szczęścia. Zwłaszcza w Middenlandzie, gdzie magia przez długi czas, a nawet teraz jest uznawana za zło konieczne, a często po prostu za zło. W ich życiu pewnie były łzy, ale nie to nie były łzy matek którym w oczach rosły stosy, a matek, które miały świadomość tego że przez długi okres terminażu nie ujrzą swej dziatwy.

Niclas zasiadł na jednym z obitych w miękkie poduchy krzeseł, usadawiając się za szerokim stołem na którym stało kilka świec. Dodatkowych kilka świec było rozpalonych przy ścianach oraz na kandelabrze (gdyż na światło wpadające przez wymyślne witraże nie można było już liczyć), przez co tylko w kątach czaił się mrok. Prócz niego za stołem siedziało jeszcze czterech magów. Pozdrowił ich uprzejmym skinięciem głowy. Był tu nie tylko najmłodszy ale też najmniej doświadczony. Sądził że przyjdzie mu zasiadać w pełnym gronie. Tymczasem komisja składała się z piromanty, hyishity, shyishyty, astromanty oraz naturalnie alchemika w osobie samego Niclasa. Już to pozwalało sądzić młodemu czarodziejowi, że dzisiejsi goście nie są dla kolegium zbyt ważni, ani też nie będzie ich zbyt wielu.

Próby i ocena trwały jednak bite dwie godziny. Zawsze wyglądało to tak samo. Ojciec i matka wprowadzali swoje dziecko. Przedstawiali je tonem mocno uzależnionym od swej pozycji w społeczeństwie. Tak więc córka piekarza mogła doczekać się skromnej prezentacji i choć dziewcze urokliwe nie było, a wygląd matki nie wróżył jej innej przyszłości, to jednak wzbudzała ciepłe emocje. Syn zastępcy głowy gildii rzeźników został z kolei przedstawiony tubalnym głosem pełnym dumy i nadziei, że ktoś w końcu weźmie umorusanego nicponia, wokół którego dzieją się niepokojące rzeczy. Rodzin było łącznie dziesięć i choć Niclas, a i zapewne pozostali magowie, mogli bez trudu w przeciągu klepsydry ocenił potencjał magiczny każdego z dziesięciu dzieciaków, to jednak należało przeprowadzić próby, które owe spostrzeżenia miały potwierdzić.


Testy nie były zbyt wymyślne, ani nie stanowiły rozrywki dla oczu. Nie oceniały ani sprawności dzieciaka, ani jego zdolności intelektualnych. Nie od dziś wiadomo było bowiem, że z inteligencją człowiek się nie rodzi, a zostaje ona mu wyryta w głowie ostrzem dyscypliny. Tak przynajmniej sądził Niclas.

Każde dziecko było rozbierane do pasa, a następnie jej brzuch, pierś, dłonie, kark oraz czoło były nasmarowywane specjalną maścią, przy czym żadnemu nie okazano przy tym i tak zbytecznej delikatności. Niclas wiedział, że to katalizator, który choć sam nie był magiczny, to jednak wzmacniał lokalnie translację Eteru do świata rzeczywistego. Z kolei ostatnie badania wykazały oczywistą sprzężenie konkretnych miejsc na ciele ludzkim z niematerialną płaszczyzną mocy.

Gdy dziecko było odpowiednio przygotowane, najmłodszy z konsylium, czyli Niclas dotykał każdego nasmarowanego punktu na ciele dziecka aktywnym kryształem naładowanym magią. W chwili gdy klejnot zaczynał lśnić, można było mówić o potencjale magicznym. Na dziesięć rodzin, okazało się że tylko jedna doczekała się uzdolnionego potomstwa. Reszta została odesłana.

To jedno dziecko, to był właśnie syn rzeźnika. Choć klejnot błyszczał bardzo słabo po zetknięciu z jego skórą, to niczego nie przesądzało. Równie dobrze mógł wyrosnąć na potężnego czarodzieja, a takiej możliwości nigdy nie można było traktować letko. Dlatego też potem przyszły kolejne próby i to one zajęły drugą godzinę. Trzeba było bowiem ocenić, w jakim kolegium będzie się kształcił chłopak.

Tutaj na wierzch wyszło animozje wewnątrz magistratum. Każde kolegium chciało rosnąć w siłę, a nowy adept, to był nowy element wzmacniający pozycję danej szkoły. Dlatego choć testy przeprowadzono w przeciągu dwóch klepsydr, drugie tyle zajęły kłótnie. W końcu jednak zostały urwane, gdy znudzony dzieciak, o którego obecności niemal już zapomniono, podpalił jedną z firan. To przesądziło jego los, a pomieszczenie zadudniło śmiechem maga ognia. Ojciec został odesłany do domu, a jego syn został w kamienicy nie będąc jeszcze świadom jak dużo czasu przyjdzie mu tu spędzić. Rzeźnik co prawda jeszcze się odgrażał gdy jego żądanie o rekompensatę pieniężną nie zostało spełnione. Żaden z magów jednak nie traktował tego poważnie.

Niclas pod koniec całe spotkanie zaczął postrzegać jako zwykłą farsę, która powinna wyglądać inaczej. Kto wie – może w stolicy w istocie inaczej traktowano tak ważką sprawę jak selekcję kandydatów. Tutaj jednak był to element godny pogardy i należało go zmienić.
Gdy było po wszystkim, za oknem już zmierzchało. Niclas udał się do swego pokoju by odpocząć i zjeść, gdyż jak wcześniej bolały go nogi, tak teraz doskwierał mu ból dupy i nie dające spokoju ssanie w żołądku.

Gdy już zaspokoił obie potrzeby mrok wyparł słońce całkowicie. Dzień się jednak w mniemaniu Niclasa nie skończył. Wciąż czując na żołądku przyjemny ciężar pieczywa z gulaszem i serem, opuścił swoją komnatę, uprzednio ją zamykając i skierował się do laboratorium, by tam oddać się eksperymentom alchemicznym i magicznym, a także aby podczas pracy móc przemyśleć to czego się dzisiaj dowiedział.
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 06-10-2014 o 18:12.
Jaracz jest offline