Dobromir czuł i zachowywał się tak, jakby go owacje wcale nie dotyczyły. W końcu on będzie tylko nadstawiał karku za ludzi, na których mu zależy. Za Słowian, którzy nie ugięli karku przed chrześcijańskim najeźdźcom i nie zarzucili swojej prawdziwej wiary przechodzącej z ojca na syna na rzeczy jedynego tylko Boga...
Skoro owa sprawa nie dotyczyła go w aż takim stopniu, jak kapłana Welesa, nie zwracał uwagi na przemowy poszczególnych osób. Dlatego dostrzegł dziwnego osobnika spoglądającego na nich z tłumu. Uśmiechał się ironicznie. Sam Dobromir miał pewne wątpliwości co do składu drużyny na misję, jednak jemu nie było do śmiechu. Co wiedział osobnik, a czego nie wiedziała reszta?
Wskazał palcem na plecy osobnika przepychającego się przez tłum dla Zbigniewa.
- Choć za nim. On coś wie.
Nie oglądając się, ruszył. Starał się obrać trasę tak, by ominąć najgorszą ciżbę. |