Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2014, 22:22   #5
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Stali razem z Corso w sali barowej, która wyglądała na zapuszczoną, okiennice były pozamykane. Po środku stała kolumna wspierająca strop, od której odchodziły resztki nie do końca wyburzonych ścianek działowych. W pomieszczeniu walały się zwykłe podniszczone meble, dużą część zajmowała improwizowana lada, aneks kuchenny, prawdopodobnie nie działający od czasów wojny. Na przeciwległej ścianie znajdowały się dwie pary drzwi. Nigdzie nie byłó potencjalnego barmana, bądź kogokolwiek, kto by ich obsłużył.

Isobel rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Gdzie są wszyscy? - mruknęła, a potem zawołała - Halo!

Odpowiedziała jej głucha cisza. Daniel omiótł spojrzeniem wnętrze opuszczonej knajpy, wyciągnął rewolwer z kabury, na wszelki wypadek. Corso widząc to zdjął z ramienia remingtona i przeładował go powoli. Może była to zwykła przezorność, może zbędna paranoja. Nascimento ruszył ostrożnie przez salę, pilnując by nie nadepnąć na nic co mogło niepotrzebnie hałasować. Poza wątpliwej jakości resztkami trunków ustawionych za barem nie było tutaj nic wartościowego.

Drzwi, przed którymi ustawiona była lada, nie chciały się otworzyć. Zamek zatrzeszczał cicho, kiedy Daniel pociągnął mocniej za klamkę. Drugie, schowane nieco za załomem ściany, skrywały schody prowadzące na piętro. Można było się domyślać, że znajdą tam pokoje sypialne. Metys kręcił się obok niespokojnie popatrując na pokryty pajęczynami sufit. Stara konstrukcja co rusz trzeszczała i skrzypiała, kiedy stąpali po podłodze. Stojącą nieco na uboczu Isobel nie opuszczało nieprzyjemne wrażenie niepokoju. Jej szósty zmysł nigdy dotąd nie zawiódł.

Isobel cofnęła się dwa kroki i ustawiła tak, żeby objąć wzrokiem drzwi wejściowe i wejście na piętro. Przycisnęła plecy do ściany pomieszczenia. Daniel złowił wzrokiem zaniepokojone spojrzenie kobiety. Rękojeść rewolweru ściskał w wielkiej dłoni, kiwnął na Corso żeby ruszył za nim. Podniósł z ziemi kawałek walającego się pod ścianą gruzu i rzucił na schody, starając się uczynić jak najwięcej hałasu. Z palcem na spuście czekał na reakcję z góry

Beton huknął o schody wzburzając obłoczek pyłu, ale z piętra nie dobiegł żaden niespodziewany dźwięk. Chociaż żadne z nich się nie poruszyło podłoga ponownie skrzypnęła. Meks ostrożnie wychylił się z bronią, tak by mieć oko na wejście na piętro. Położył nogę na pierwszym stopniu i ruszył w górę, obserwując teren, jeśli ktoś był tam na górze, teraz mógł go łatwo zaskoczyć. Sęk w tym, że Daniel to wiedział i nie miał zamiaru zostać zaskoczonym.

Na piętrze:

Żołnierz zakradł się po cichu na piętro. Przylgnął nisko do stopni, by ograniczyć potencjalnemu przeciwnikowi kąt strzału, jednak na górze nikt na niego nie czekał. Wyszedł na korytarz, od którego odchodziły dwa wejścia pozbawione drzwi. Przesunął się ostrożnie w stronę framugi i zajrzał ukradkiem do jednego z pomieszczeń. W środku stało kilka zapadniętych łóżek, na podłodze walało się też kilka zakurzony materaców. Przez zabrudzone okna wpadało do pokoju mętne światło wieczoru. Latynos przestąpił próg mierząc do pustych łóżek. Może była to tylko jego wyobraźnia, ale jedno z nich lekko drgnęło.

Daniel wolną ręką wyciągnął maczetę i ruszył w kierunku łóżka, przy którym jak mu się wydawało zauważył ruch. Podszedł bliżej ostrożnie i podciągnął zmętlony koc, celując drugą ręką w łóżko, gotów oddać strzał w razie ataku.

Meks był spięty jak struna, zmrużył oczy przygotowany na niespodziewany atak. Odsunął koc, a wtedy spod łóżka wydobył się zduszony krzyk. Na zakurzonej podłodze leżał skulony chłopiec, najwyżej kilkunastoletni, trzymający przed sobą nóż. Zamarł z dłonią gotową do pchnięcia.

- Rzuć to dzieciaku, bo sobie krzywdę zrobisz - powiedział tylko nieco podniesionym głosem Daniel. Schował rewolwer do kabury, ale nie wypuścił maczety z ręki. - Wstawaj, idziemy na dół. Chcieliśmy tu przenocować, a widzę, że pochowaliście się jak nie przymierzając szczury. Coś się stało? Ktoś was zaatakował?

Tymczasem na dole:

Corso krzywił minę dając znać, że nie podoba mu się ta sytuacja. Minął bar, zabrał jedną z butelek, mruknął coś niezrozumiałego w stronę Isobel i wyszedł na zewnątrz. Kiedy przechodził dziewczyna miała nieodparte wrażenie, że pod podłogą słychać jakieś szmery. Odczekała chwilę, po czym ruszyła ostrożnie w stronę zamkniętych drzwi. Z niesłabnącym poczuciem czyjejś obecności wyciągnęła wytrychy i zajęła się zamkiem.

Isobel Przeciętny, Ot. Zamków 2, Zręczność 14
Rzuty: 14, 13, 6
wynik: Sukces

Zapadki zgrzytnęły obiecująco, po czym puściły, a drzwi pozwoliły się otworzyć. Niewielkich rozmiarów pokój wyglądał na coś w rodzaju mieszkania właściciela. Pomieszczenie musiało być jedynym zdatnym do użytku miejscem, skoro ściany nie zostały tutaj wyburzone. Na wciśniętym w kąt łóżku leżał rzucony w nieładzie koc, obok stała szafka zawierająca zapasowe ubranie i kilka osobistych, niewiele wartych drobiazgów. Dalej znajdowało się kilka skrzynek z zaopatrzeniem w postaci alkoholu, suszonych owoców, czy ryżu. Jedzenie było obecnie lekko nadpsute z powodu panującej wszędzie wilgoci. Podłoga ponownie skrzypnęła nieprzyjemnie.
Isobel - pobieżnie - rozejrzała się po pomieszczeniu. Wyglądało na to, że mieszkańcy nie są wrogo nastawieni, przeciwnie - raczej się ukrywają. Tylko gdzie… i, co w sumie ważniejsze, przed kim. Dziewczyna przyklękła i zaczęła opukiwać podłogę. Jeśli był tam jakiś schron, lub piwnica, powinna ją znaleźć.

Chwila poszukiwań pozwoliła stwierdzić, że pod podłogą faktycznie znajduje się wolna przestrzeń, jednak wydawało się, że nigdzie w pobliżu nie było klapy, ani obluzowanych desek. Pomieszczenie pod spodem musiało być niemal tak duże jak sala na górze. Miejscami dźwięk był głuchy, co mogło świadczyć o belkach podtrzymujących strop. Coś, albo ktoś najwyraźniej tam był.

Dziewczyna rozważyła opcję wyciągnięcia noża i podważania wszystkich desek - w końcu by trafiła na luźniejszą, a może nawet na klapę do pomieszczenia poniżej. Ale to było jak… włamywanie się komuś do domu. Isobel nie miała problemów z wtargnięciem na cudzą posesję, ale zawsze miała jakiś cel, dla którego podejmowała się takiej działalności. Tutaj nie było takiej potrzeby. Tak się jej wydawało, w każdym razie.
Uklękła ponownie i stuknęła trzy razy dłonią w deski.
- Otwórzcie, nie ma potrzeby się nas obawiać. Jedziemy z transportem FIST. Jestem Isobel.

Po słowach dziewczyny zapadła głucha cisza. Przez szpary w podłodze nie było widać absolutnie nic. Po dłuższej chwili Isobel zaczęła mieć wrażenie, że się pomyliła. Wtedy z piętra dał się słyszeć przytłumiony krzyk, któremu zawtórował nagły szmer spod desek.
Kobieta poderwała się gwałtownie i wbiegła po schodach na górę.

Razem:

Dzieciak przez kilka chwil leżał jak sparaliżowany, po czym powoli wypełzł ze swojej kryjówki wciąż ściskając w garści nóż. Wtedy do pokoju wbiegła Isobel. Młody obrócił się nerwowo jakby spodziewał się ataku, ten jednak nie nadchodził. Dziewczyna postąpiła kilka kroków do przodu, a Daniel obdarzył młokosa ostrym spojrzeniem. Był już zmęczony i nie miał siły użerać się z jakimś dzieciakiem, do tego wcale nie podobało mu się, że tamtemu trzęsie się w ręku ostrze. Kilkanaście sekund później nastolatek odezwał się roztrzęsionym głosem:

- Nie jesteście z patrolu? - wodził oczami od jednego do drugiego co rusz spoglądając na drzwi znajdujące się za wami. - Kim jesteście?

- Jakiego patrolu? Jedziemy z transportem FIST’u. Dlaczego chowacie się jak szczury? - skutecznie zasłonił mu swoją sylwetką wyjście z pokoju.

- Z FIST’u ? - chwilowa ulga mieszała się na jego twarzy z wciąż dominującymi strachem i podejrzliwością - To… to chyba dobrze.

- Jestem Isobel - kobieta uśmiechnęła się uspokajająco. - Tam na dole jest skrytka pod podłogą. Ktoś tam się chowa, słyszałam. Twoja rodzina?

Na wieść, o skrytce chłopak trochę zesztywniał. Wahał się, czy kontynuować, ale meksykanka spojrzała na niego łagodnie co dodało mu otuchy. Dzieciak powoli podszedł do okna wychodzącego na plac. Widok pojedynczej ciężarówki najwyraźniej go przekonał, toteż schował nóż do kieszeni.

- Tak, jest skrytka. Schowaliśmy się przed patrolem MP, widziano ich w okolicy. Z nimi nie ma żartów, lepiej żeby myśleli, że zeżarły nas krokodyle niż żeby się u nas zatrzymali.

Motorway Patrol, zmotoryzowana jednostka wypadowa, duma Miami Vice. Podziwiana przez mieszkańców Miami za swoje brawurowe akcje przeciw mutantom, niesienie pomocy oblężonym wioskom, czy ochronę karawan. Widać nie wszyscy podzielali opinię o ich bohaterstwie.

- Najlepiej byście zrobili jakbyście pojechali dalej. Żołnierze MP mogą zjawić się tutaj lada moment.

- Co z tym MP jest nie tak? FIST ma pewnie z nimi układ, więc będą respektować obecność ciężarówki. Czy Ci z MP coś wam zrobili? Napadli was? - głos Daniela robił się ostrzejszy, tracili czas…

- Nie, jeszcze nie… - chłopak co jakiś czas spoglądał za okno na linię drzew i szarzejące niebo z wyraźną obawą - Ale wszyscy wiedzą jacy oni są. Najpierw siedzą, piją, bawią się, a potem różnie bywa. Nie płacą, niszczą, dobierają się do dziewczyn, a jak ktoś im się postawi to obiją, albo aresztują za rozruchy. - młody zamilkł jakby powiedział za dużo - Jedźcie już, oni się zwykle nie zatrzymują w miejscach, które wyglądają na opuszczone.

- Takie rzeczy to nie ze mną. My tylko jesteśmy pasażerami.

Wyjrzał przez okno: - Corso!!! - krzyknął Daniel - pozwól na chwilę na górę, jest sprawa.

Metys podniósł łeb w stronę okna, po czym przeklinając ruszył do baru i na schody.

- Nie, niech myślą, że nas nie ma… - Dzieciak spojrzał na was błagalnie. - Wtedy pojadą. Nie widzieliście co potrafią Ci z MP.

Daniel poczekał, aż metys wjedzie na piętro, po czym wyjaśnił mu sytuację: - O co chodzi z tymi typami z MP? Macie z nimi jakiś układ, czy was też trzepią jak chcą? Ten dzieciak mówi, że niebezpiecznie tu zostawać ze względu na ich patrole.

Corso popatrzył na nastolatka jak na średnio interesujący przerywnik, po czym wzruszył ramionami i odwrócił się do Nascimento.

- MP to zwykła banda kowbojów. - ściszył nieco głos, tak by chłopak go nie usłyszał - Jak robią problemy to zwykle się zawijamy zanim zrobi się gorąco. Jak będziecie się przejmować każdym trzęsącym dupą gościem z bagien to do Orlando szybko nie zajedziemy.

Nascimento kiwnął głową, zgadzając się z metysem: - Czyli zostajemy - bardziej stwierdził, niż zapytał. - Gdzie śpimy? - rzucił do Corso, a potem do dzieciaka: - Powiedz swojej rodzince, że mogą już wyjść ze schronienia.

- Gdzie będzie miejsce, pewnie tutaj. - ochroniarz podrapał się po czuprynie - Zresztą pogadacie sobie z właścicielem, dużo nie biorą. Ted pewnie zostanie w wozie, rzadko rusza dupsko z tej swojej ciężarówki.

- Młody - rzucił do zrezygnowanego już chłopaka - wołaj staruszka, pić nam się chce.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline