W istocie ROLF miał głęboko w duszy fakt uprzedniego pojedynku i być może następnych ze zwierzoludźmi, tak samo jak mnóstwo innych rzeczy. Tylko on i młot, błyszczący się bardziej od czoła Hafa. Młot, młot, młot. W końcu urwał nim kończynę jednego z przeciwników, rozbryzgi krwi były iście satysfakcjonujące. Czerwień pięknie się komponowała z szarawą ziemią, po części wypełnioną kamieniami. Krasnolud szybko przebierał nóżkami za resztą kompanii, jednocześnie obserwując okolicę i swą broń siejącą spustoszenie. |