Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2014, 00:43   #7
killinger
 
killinger's Avatar
 
Reputacja: 1 killinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputację
Cenił sobie Castle, nie tylko z racji wystroju, uczciwej obsługi i zacnego, nierozwadnianego ale, lecz głównie dla bliskości od domu.

Och, nazywanie tej nory domem było nad wyraz wielkim dowodem niematerialistycznego spojrzenia na świat. Dla wychowanka paskudnego domu dziecka i poprawczaka, było to jednak wspaniałe lokum. Całą wspaniałość wypełniało zasadniczo poczucie własności, nie wystrój, nie prestiżowe położenie, nie wartość... Ojczulek Leif miał w zadku pieniądze, pod warunkiem, że starczało mu banknotów na piwo, obiad i czasem na czekoladki dla Matuszki Wielisławy.

Miał słabość do swej sąsiadki. Starsza pani była dla niego czymś pośrednim pomiędzy matką, której nie znał, a przyjacielem, którego nigdy nie miał. Pomyśleć, że kiedy kilka miesięcy temu wynajmował mieszkanie w Ilford, w gminie Redbridge, myślał że zamorduje starszą panią. Wielisława, leciwa i przygłucha pasjami wysłuchiwała Czajkowskiego, Szostakowicza czy Musorgskiego. Wtedy oczywiście nie znał jeszcze tych nazwisk, ale przeklinał te paskudne chwile, gdy Matuszka nakręcała swój mechaniczny patefon i katowała okolicę brzmieniami od których jeżyły się włosy. Z czasem nauczył się dostrzegać harmoniczne piękno opery, delektować się brzmieniami arii, a stąd był już tylko krok do bliższego poznania się z miłą emigrantką. Z dobrego serca popracował któregoś dnia solidnie nad zabezpieczeniami jej mieszkania. Spędził przy tym kilka dobrych godzin, inaczej niż zwykle, starannie kreśląc runy czerwonym atramentem. Nie spieszył się, dał się ponieść tajemniczemu rytmowi, który kierował jego dłonią. Kiedy skończył, sam był zaskoczony, jak malarskie, jak celowe w swej niejasnej zawiłości pojawiły się kształty. Moc bijąca od znaków dawała się niemal kroić nożem, oczywiście srebrnym. Centralna część, jak zawsze w jego wypadku, z wyrysowanym Mjöllnirem, młotem Thora, zdawała się nabierać trójwymiarowości, pulsować na przemian światłem i ciemnością, wabić i straszyć zarazem. Matuszka skrzywiła się tylko, mówiąc że niepotrzebnie pobazgrał framugi i ściany, ale chyba i ona była pod wrażeniem estetyki i siły przekazu blokad.

Przypadkiem dzięki swej pracy, znalazł trop i niepewne, ale w miarę stałe źródło zarobkowania. Wnuczek Wielisławy, Ivan Szuiski, natknąwszy się na blokadę, wyleciał przez okno na klatce, jakby uderzyła go ciężarówka. Morris nie wiedział, że Matuszka miała w rodzinie pijawkę. Gdyby wampir był całkiem słaby, pewnie znaki nie zrobiłyby tak dużych spustoszeń, lecz na dość silnym wysysaczu juchy, podziałały niemal jak granat wrzucony do transzei. Ivan wylizał się z ran, wzór usunięto, skargi nie wniesiono. Udało się jakoś sprawę wyciszyć. Krwiopijca nie był wredny, Leaf nie wykazał uprzedzeń, co zaowocowało czymś na kształt szorstkiej przyjaźni, bazującej na szacunku i strachu. Spotykali się czasem w salonie pani Wielisławy, grając w szachy, czytając gospodyni Czechowa, czy Tołstoja. Nieodmiennie pełni rezerwy, lecz zachowujący się na pozór przyjaźnie, dla niej, bo zależało im obu na tej starszej osobie, na przekór rozsądkowi Morrisa i naturze Ivana.
Ivan świadomie wybrał swój los. Zarejestrował się, uzyskał wszelkie zgody, zmienił się w martwiaka na własne życzenie. Robił teraz karierę, pracując dla silnej rodziny skupionej wokól barona Kantyka. Co prawda był na razie jedynie przydupasem asystenta któregoś z oficerów barona, ale to starczyło, by zainteresować się samotnym ojczulkiem.

Współpraca układała się korzystnie. Leaf nie musiał robić w zasadzie niczego nielegalnego, niczego specjalnie trudnego. Zlecenia były idealnie wyważone, dostosowane do jego możliwości. Czasem czuł się tym wręcz skrępowany, odbierał to jak próbę usidlenia, przywiązania, a kto wie czego w zasadzie będą domagały się w przyszłości pijawki w ramach długu wdzięczności?

Koperty z banknotami były mu jednak potrzebne, oszczędności z niezłej pensji regulatora dawno się skończyły. Sporą część zasobów stracił podczas pospiesznego opuszczania Szkocji. Pozostałe fundusze pochłaniały niezliczone kufelki w Castle.

Pod samym niemal domem zatrzymał się. Czeka go jutro praca, wypadałoby się należycie przygotować się do tego ostatniego, jak zapowiedział, zadania. Stał niezdecydowany. Z podcieni restauracyjki Rashida dochodził wspaniały aromat pilawu, na sklepiku z koszernymi produktami Icchaka Browna nęciła oko wywieszka o prawdziwej jagnięcinie, oczywiście idealnej na paschę dla bogobojnego Żyda, ale i to odrzucił z niechęcią. Lichy kram na rogu miał to czego potrzebował bardziej.

Trzy minuty i jeden cios noża później, jasnoczerwona posoka wytryskująca z kikuta szyi kurczaka, fantazyjnymi zawijasami spływała po rozłożonej na ziemi ceracie pogrążonego w półmroku mieszkania. Morris nie lubił nieporządku, zawsze dbał by ofiara składana Bogom nie nabałaganiła za mocno.

- Thorze, opiekunie ludzkości, dawco odwagi, prowadź mnie jutro. Frejrze o wielkim kusiu, daj mi witalność bym podołał wszelkim zadaniom. Norny, wy puste suki, nie ważcie się mi przeszkadzać. Amen.

Chwilę później zastukał do drzwi mieszkania obok.
- Zjemy rosołek Mateczko? - zagadnął pogodnie, całując w policzek starowinkę.
- A pojemy, pojemy nieboraczku. Chudyś jak czerniec za Iwana Wielikiego... O, wykrwawiony? To synoczku znów jutro do roboty idiosz? - jej troska sprawiła Morrisowi autentyczną radość. Pomógł wypatroszyć kuraka, a potem z czystą przyjemnością obserwował, jak jej trzęsące się dłonie zamieniają kawałki mięsa i warzyw w aromatyczną i pożywną potrawę.

Wieczorem, po powrocie do swego pustawego i ponurego mieszkania, po szybkim prysznicu położył się szybko do łóżka. Wypite u sąsiadki piwa, dobry posiłek, a przede wszystkim pulsujący ciepłem, zawieszony na rzemyku Mjolnir, zapewniły mu spokojny i dobry sen.
 
__________________
Pусский военный корабль, иди нахуй
killinger jest offline