-Nawet nie wiesz czy ona żyje!- Adam krzyknął do Siegfrieda, który nakładał solidnie wytartą skórzaną kurtę, która została mu po dziadku, służącym niegdyś jako reiklandzki kusznik podczas jednej z licznych wojen domowych targających Imperium. Kusza też gdzieś była, ale pewnie już dawno rozpadła się ze starości.
-Wiem że ja ci o tym powiedziałem, ale karczmarz tylko szuka duchów! W lesie jest dużo diabłów o łbach kóz i zębach wilka! Są inne sposoby żeby zarobić pieniądze.
-Ścinaniem drzew na przykład?
-Już mówiłem że ci pomogę w zbieraniu pieniędzy, ale nie pomożemy Hedwidze, jak co nas zabije.
-Zostań i opiekuj się nią do mojego powrotu- odpowiedział Siegfried wsadzając toporek za pas- ktoś musi się nią zająć. Babka jest dobrą zielarką i obiecała mi że będzie dalej próbowała jej pomóc, ale inni też potrzebują jej leków, nie może być tu cały czas.
-Dobrze, jak chcesz, tylko nie zemrzyj tam.
Siegfried położył dużą siekierę do ścinania drzew i gdy usłyszał rozpaczliwy, kobiecy krzyk w sąsiednim pokoju powiedział:
-Niech Taal, Rhyia i Sigmar mają cię w opiece- po czym wyszedł.
Młody człowiek o czarnych włosach i piwnych oczach wszedł do karczmy. Skórzana kurta, którą założył na znoszone ubranie, sprawiała że się nie miłosiernie pocił. Nie był przyzwyczajony, a do tego, na dworze było dość gorąco. Zamienił kilka słów z Hildą, bliską przyjaciółką jego siostry i przysiadł się do grupki ludzi, którzy rozmawiali z karczmarzem.
Ostatnio edytowane przez omikron : 23-10-2014 o 09:52.
|