Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2014, 13:10   #7
Gveir
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Próbowałem przypomnieć sobie jak się w to wpakowałem. Gdzie popełniłem błąd i wylądowałem na pace ciężarówki, z workiem na głowie. Każda nierówność, dołek czy wybój wstrząsały moją bolącą głową, powodując kolejne napady bólu. I pragnienia.
Czy przyszli po mnie ci ludzie, których widziałem podczas tego dnia? Podczas rzezi jaką urządzili?
Jak mogli mnie dopaść? Kurwa.. przecież jestem jednym z najlepszych diabłów dżungli. Przede mną w portki srają mutasy i inne ścierwa, a dopadli mnie.. No właśnie kiedy?

Kolejny wybój, kolejny raz moja głowa podskakuje wywołując ból. Syczę zły na siebie i Świat.
Czy tak ma się to zakończyć?
Nagle przypominam sobie wszystko.
Wyruszyłem z Avon Park. Trafiłem do wioski gdzie mieli trochę zapasów. Za małą przysługę podzielili się nimi. Niech im ktoś wynagrodzi, bo mieli dwie pastylkę na moje odpierdalanie. Jedna noc z snem, aby zregenerować się i dalej w drogę. Miało tak być, ale zajechali wioskę jak armia.
Z pompą, na samochodach, z karabinami i maczetami. To, że większość z nich nie wiedziała jak posługiwać się bronią białą czy trzymała karabiny niczym ostatnie cioty było w chuj jasne dla takiego weterana jak ja. Naćpani, wypici, podnieceni. I to mają być żołnierze?
Banda niezdyscyplinowanych ćpunów.


Przypominam sobie pewien obraz.. zarżnąłem kilku w tamtej wiosce. Jednemu rozprułem brzuch, drugiemu niemal przeciąłem łeb zdobyczną maczetą. A dwóch kolejnych dostało strzały z mojego ukochanego Colta. Było ich za wielu, otoczyli wioskę i nie miałem szansy spierdolić do dżungli.
Oh, moja kochanko pełna lian, wysokich drzew, krzewów i żyjącego kurestwa! Ile bym dał, abyś otuliła swojego syna i pomogła mu zgubić tych frajerów.
Nawet jeśli bym im nie uciekł, wytłumecznie każdego z osobna byłoby dziecinnie łatwe.
Zrobiłby to w rytmie ulubionej piosenki, podśpiewując ją cicho pod nosem. Kurwa, dałby wiele za coś mokrego do wypicia. Marzeniem byłoby piwko, lekko schłodzone w ziemi i kaseta Alice in Chains lecąca w starym magnetofonie.
Ale coś się spierdoliło..

*

Tak gwałtownie jak zostałem pojmany, tak też kończy się podróż. Czuje czyjeś łapska, które ściągają mnie siłą z paki. Ląduje na ziemi wydając ciche stęknięcie. Kurwa, czy wyglądam na wór żwiru?!
Po chwili zostaje podniesiony do pionu i pchany na przód. Ciężko iść z zawiązanymi dłońmi i workiem na głowie. W dodatku ból głowy, który przeszkadza zamiast dodawać mi wkurwu.
Zawsze mówili "Mały, ty jesteś zajadłym skurwielem, wiesz? Masz w sobie dużo nienawiści ale zamieniasz ją w ogromną siłę". Taaa.. chuj z tego, jak jestem w sytuacji między Molochem a kaznodzieją z Salt Lake City. Obie rzeczy wykręcą mózg i wpędzą do grobu.
Kilka razy potykam się, ale mój oprawca dzielnie mi pomaga. Popychaniem, kolbą karabinu.
Jak ścieżka w nieznane. Czy mam iść na piechotę do Vegas?

Nim spróbowałem przyzwyczaić się do stałego pochodu, zostaje siłą zatrzymany, a worek startuje z mojej głowy. Zaraz potem startują promienie Słońca, które oślepia mnie na sekundę.
Chowam oczy w związanych dłoniach by wzrok przyzwyczaił się do niego. Wszystko wraca do normy. Plamy barw i obrysy kontur.

Wiele ludzi, jakieś ciężarówki i kilka baraków. Kurwa, trafiłem do ich obozu.
Gdy odzyskuje wzrok, orientuje się w kilku rzeczach: stoję wśród skazańców, otaczają nas uzbrojeni i naćpani ludzie, wszystko pilnuje kilku dryblasów na wierzy strażniczej, a jakiś pieprzony czarnuch udający Rambo, podskakuje niczym małpa i pierdoli trzy po sześć.
Nawet wojna nie wytrzebiła tych czarnych ścierw.. i gdzie tu sprawiedliwość?
Jednak żołnierze go lubią, bo reagują bardzo dobrze na jego słowa.
I właśnie wtedy, w tej sekundzie, rozumiem do czego to zmierza. Udawany sąd i egzekucja. Zwyczajne kurwa ludobójstwo.

*

Wybierają jednego z mężczyzn. Zwyczajny, ciut brodaty i w brudnym ubraniu.
Krótki sąd z odczytaniem zarzutów wyssanych z dupy i egzekucja. Pętla na szyje i sru.. w dół.
Ot kurwa, pan sędzia-bambus się znalazł. Tropi przestępstwa i niesprawiedliwość w Stanach.
Brakuje mu peruki i młoteczka.. pieprzone ścierwa.
Spluwam na ziemię.
Nie daje po sobie poznać, że cała sytuacja mnie wystraszyła. Zostałem złapany przez przypadek, w środku pojebanego konfliktu, gdzie jeden koniobijca obraził drugiego i postanowili się pozabijać. Pieprzone pojeby.

Nagle łapią i mnie. Dwóch osiłków chwyta mnie pod pachy i podnosi sprawnie.
No tak.. jestem niskim typem. Z chwilą gdy odrywają mnie od podłoża spinam swoje mięśnie. Może nie będą to liany, ale jakoś się pokręcę na nich. Może skocze któremuś na plecy i uduszę zanim mnie dopadną. Nie umrę jak pies, odejdę w walce. Zajebie ścierwa.
Nim wprowadzam mój plan, gdy mam już spiąć się do fikuśnego fikoła, padają strzały. Padają też i ćpuny. Ktoś wyłapał kulę, a szczęśliwcem okazuje się jedna z moich poręczy.
Pióropusz krwi prosto z klaty, cichy jęk i upada. Wprost kurwa na mnie.
Nie zostanę dziś mistrzem olimpijskim w akrobatyce..

Wielkie cielsko przygniata mnie i leżę na ziemi.
Ma to swoje plusy - mam osłonę. Leżąc tak, szybko sprawdzam co ma na sobie mój oprawca. Jeśli ma nóż, wyciągam go i przecinam więzy. Nożyk i broń, którą przy sobie ma zachowam dla siebie. Potem spierdolę do ciężarówki po mój sprzęt i w dżunglę.
Nigdy mnie kurwa nie dostaną!
 
Gveir jest offline