Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2014, 21:12   #8
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
Przeżyła. Powitała go u stóp Mglistej Wieży. Gdy spotkali się pierwszy raz, była od niego o głowę wyższa, jak większość elfów. Teraz by spojrzeć w jego nową, odmienioną twarz musiała zadrzeć głowę. Ostrzyżona krótko, po męsku, w jeździeckim stroju i wymyślnym, kompozytowym łukiem na ramieniu, wyglądała pięknie. "Jak zimny, wiosenny poranek" - sformułowanie, które gdzieś kiedyś słyszał lub przeczytał zdawało się idealnie oddawać jej urodę.

- Przybyłem tu ponieważ...

- Wiemy dlaczego przybyłeś. - odparła pogodnie, ale miał wrażenie, że jej ustami przemawia ktoś inny. Może Aglahad, a może mózg zbiorowy całej elfiej kolonii... Duncan poznał wiele fearie i wcale by go to nie zdziwiło. - Jak widzisz, jestem cała i zdrowa. Wielu naszych poległo, jednak wielu żyje tylko dzięki temu, że się do nas przyłączyłeś. Wygraliśmy uzurpację. Nie masz żadnych długów. To słowa samego Aglahada.


Momenty niezręcznej ciszy zdarzają się nawet w odległych czarodziejskich krainach. Czuł się troszkę jak bajkowy rycerz, który po dotarciu do Wieży zobaczył księżniczkę, która przed chwilą sama ukatrupiła smoka i właśnie przymierza się do wyprawienia jego skóry na pantofelki i torebkę.
Jednak coś w spojrzeniu księżniczki sprawiło, że odzyskał mowę.

- Z całym szacunkiem dla Aglahada, nie on pomógł mi w twierdzy Fomoraig i nie dla niego tu wróciłem. Czy chcesz, bym odszedł, nie dając mi szansy by okazać wdzięczność?

*

W ciągu tych miesięcy wdzięczność okazał Lunnaviel na wiele różnych sposobów i - wbrew temu co mogliby tu dodać złośliwi - tylko parę z nich mogło doprowadzić do obecnej sytuacji.


Ok. Wpadli. Po tej informacji Duncan w zasadzie przestał słuchać, bo scenariusz był oczywisty: musiał odejść, nie da się utrzymać status quo, Aglahad stawał na rzęsach żeby wyjść z sytuacji z twarzą. Prawo elfów było dla Sinclaira pokręcone i mało zrozumiałe, jak większość praw fearie nie było nigdzie spisane, powtarzano je czasem w głupawych wierszykach, przypowieściach, baśniach... kto by się w tym połapał.

Kwestia była złożona. Żelazne tabu co do stosunków międzyrasowych w sumie nie dziwiło Duncana u ludu, który miał za sąsiadów agresywne, obrzydliwe czarne lądowe kałamarnice. Jego przypadek był inny, ale mógłby stworzyć niesmaczny precedens. Z drugiej strony Duncan miał zasługi dla Wieży, był cennym sojusznikiem i dochodziły cholernie zawiłe prawa gościnności. Aglahad znalazł salomonowe rozwiązanie i nie sposób było mieć do niego pretensji.

Jednak finał rozmowy szczerze Szkota zszokował. Ponownie usiadł na wprost króla.

- Chcesz żebym zabił swojego syna? Tak po prostu?

- Musisz wiedzieć, że przeznaczenie...

- Stop. Pozwól że opowiem ci pewną historię o przeznaczeniu. Pamiętasz ziarno, które znaleźliśmy w odzyskanej warowni.

Aglahad westchnął i w jakimś przedziwnie ludzkim geście skinął zrezygnowany głową.

- Pół roku temu. Cienie zajmując twierdzę uszkodziły spichlerz, ziarno zawilgotniało i zaczęło kiełkować. Było do wyrzucenia, co zresztą kazałem zrobić, wtedy sprzeciwiłeś mi się po raz pierwszy... Wiesz Duncanie, ta historia nie polepsza twojej sytuacji.

- Poprosiłem byś mi zaufał, bo mam dla tego ziarna zastosowanie. Zgodziłeś się. - powiedział spokojnie Duncan, monarcha niechętnie skinął głową ponownie, wciąż niezbyt rozumiejąc do czego obcy zmierza i jaki to ma związek z głównym tematem rozmowy.- Otóż przez tydzień zbierałem torf, następnie zdobyłem od twojego podczaszego sporą ilość beczek po winie, po osuszeniu...

- Na wszystkich bogów. Do rzeczy.

Duncan posłusznie skinął głową i przywołał służącego, przez chwilę coś tłumacząc mu na ucho. Po bardzo długiej chwili niezręcznej ciszy ponownie usłyszeli pospieszny tupot. Służący postawił coś na stole i pospiesznie się oddalił. Król zmarszczył brwi i przekrzywił głowę w konsternacji.

- To butelka... z brudną wodą?

- Zaraz wszystko się wyjaśni. - podjął Sinclair odkorkowując. Odszukał wzrokiem dwa czyste kielichy i nalał do nich niewielką ilość płynu. - Spełnisz ze mną toast za udaną podróż?

- Ech.. oczywiście Orli Rycerzu. Niech twoje ścieżki i tak dalej, wybacz, czas naprawdę już nagli.

Wypili jednocześnie. Aglahad, Wnuk Oberona wiele wysiłku włożył w to, by nie wypluć palącego w gardło blado-brunatnego płynu. Z godnością przełknął, dopełniając dziwacznego rytuału którego nie rozumiał, a który najwyraźniej był istotny dla jego gościa. Niemniej jego cierpliwość była już na wyczerpaniu.

- Dobrze, Duncanie, zrobiłeś z zepsutego jęczmienia najmocniejsze i zarazem najohydniejsze wino świata. Czego chciałeś dowieść?

- Nazywa się Whisky. Teraz to w zasadzie zwykły bimber, za dwa lata, jeśli wasz podczaszy będzie się stosował do moich wytycznych, leżakując w beczkach zmieni się w aromatyczny, bursztynowy nektar bogów. - Przerwał opowieść i bardzo poważnie spojrzał na władcę. - Ziarno, które spisałeś na straty, przyniesie dobre owoce. Odejdę, to mądre rozwiązanie, ale wybacz: nie zabiję mojego potomka w oparciu o twoje przeczucie. Biorę za niego odpowiedzialność, jak wziąłem odpowiedzialność za tamten śmierdzący zgnilizną spichlerz.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 16-11-2014 o 23:43.
Gryf jest offline