Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2014, 21:50   #6
Ogryzek Szatana
 
Ogryzek Szatana's Avatar
 
Reputacja: 1 Ogryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetnyOgryzek Szatana jest po prostu świetny


Wielki żmij siadł na szczycie iglicy, spojrzał w doł. Święci wojownicy otoczeni zostali przez chmarę orków, wycieńczeni nieprzerwaną walką z ciągle wypełzającym przeciwnikiem. Mógł im pomóc, ale swoje już zrobił. Oblizał paszczę z krwi niedawno zabitego smoka.

- Dlaczego nam nie pomagasz!? - dało się usłyszeć przygłuszone pokrzykiwanie z pola bitwy - Pan Południowych Wiatrów obiecał, że podczas najbliższego starcia jeden z jego wiernych smoków będzie służył nam pomocą! Dlaczego więc nam nie pomagasz!?

- Milcz, bezczelny człowieku, swoje zrobiłem, nie mam zamiaru robić za was wszystkiego. Jeżeli nie potraficie się sami obronić, nie jesteście godni służyć mojemu panu.
Wypowiedziawszy te słowa, wzbił się wysoko w powietrze i zniknął pośród chmur.


***

Obudził się pośród gęstego, leśnego poszycia. Nie wiedział gdzie się znajduje, jednak doskonale pamiętał co nastąpiło zaraz przed przebudzeniem. Bił się z myślami, starając skupić na aktualnej sytuacji, zorientować w otoczeniu.
Las, jak każdy inny, ciężko było je rozpoznać z poziomu gruntu. Gdyby mógł tylko wzlecieć nad korony drzew, od razu wiedziałby gdzie się znajduje.
Spojrzał na swoje dłonie, były takie miękkie i gładkie, zupełnie jak... ludzkie?

Przemyślenia przerwał głośny wrzask, dobiegający gdzieś z południa. Nie zastanawiając się chwili dłużej, pobiegł w tym kierunku, docierając na skraj niewielkiego traktu.
Gobliny, paskudne, małe i niewiele warte stworzenia, chichocząc i charcząc, biegły w kierunku niewielkiej grupy podróżnych. Malachi brzydził się tymi istotami, potrafiły jedynie mordować i niszczyć, były jak karaluchy, tylko znacznie bardziej niebezpieczne.
Nie jednak dla niego, był potężny i silny, jednym machnięciem ogona był w stanie pogruchotać im wszystkim kości. Wbił się prosto w sam środek ich szarży, rozbijając na boki kilka goblinów.

Gdyby nie pomoc wcześniej zaatakowanych ludzi, ciężko stwierdzić, czy wykaraskałby się z takiej sytuacji. Nie miał swojego potężnego ogona, nie mógł zmieść ich smugą ognia czy też oswobodzić się, wylatując w górę.
Razem z podróżnymi udało się zabić większość z goblinów, reszta uciekła w panice.

- Umm... Dziękujemy Ci... przybyszu...
Ciężko było stwierdzić, czy podróżni byli bardziej szczęśliwi z powodu nieoczekiwanej pomocy, czy też zdezorientowani z powodu źródła tej pomocy. Nagi mężczyzna stał przed nimi, umorusany w ziemi i krwi, pokaleczony lekko przez krzewy.
- Nie obawiajcie się, nazywam się Malachi i możecie być mi wdzięczni.
Nikt nie odzywał się przez dłuższą chwilę, więc Malachi dodał.
- Rozumiem, że jesteście w szoku. Nieczęsto spotyka się tak majestatycznego smoka, jak ja.
Wszyscy roześmiali się po tych słowach, wypowiedzianych z dumą i wyższością. Najwyraźniej mieli do czynienia z szaleńcem. Normalnie omijaliby takiego z daleka, jednak ten uratował im skórę, postanowili odwdzięczyć się, dali mu ubrania oraz strawę na drogę, wskazali drogę do najbliższego miasta i życzyli pomyślnej drogi.


***

Malachi wędrował po świecie, starając się przyzwyczaić do swojego nowego ciała. Było silne i sprawne, przynajmniej jak na człowieka, jednak nie dla niego.
Spotkał wielu mieszkańców Torilu, zaczął poznawać ich kulturę. Zwyczaje były dziwne, jednak mniej obce z każdym mijającym dniem. Odkrył, jak wiele radości pospolite rasy czerpią z zabawy, samemu oddał się trochę bardziej hedonistycznemu stylowi życia, niż wcześniej.

Co jednak było największą zmianą - zaczął lubić te istoty. Wcześniej nie miał okazji do ich bliższego poznania, a raczej samemu jej sobie nie dawał, trzymał na dystans każdego człowieka, elfa czy krasnoluda, uważając ich za rasy niższego szczebla, które nie mają znaczenia w szerszym uniwersum.
Byli jednak oni różni, nieprzewidywalni, jedni dobrzy i życzliwi, inni źli i podli. Za cel postawił sobie rozpoznawać te zachowania, uważał to za jeden z ważniejszych czynników obcowania z nimi, szczególnie, jeżeli miał być jednym z nich.


***

- Poproszę każdego z was o imię. Jaki jest wasz powód pobytu?
Poczekał na wytłumaczenie reszty członków drużyny, po czym powiedział o sobie.
- Jestem Malakai, przywiały mnie tutaj plotki o problemach w tych okolicach. Można powiedzieć, że jestem poszukiwaczem przygód.
- Najemnik - odnotował urzędnik.
- Wchodź, przestrzegaj prawa, nikomu się nie naprzykrzaj i przeczytaj tablicę ogłoszeń.

Kiedy Malakai przekraczał bramę do warowni, urzędnik parsknął na odchodne pod nosem.
- Poszukiwacz przygód, psia go mać...


***

"Pod Halabardą", wdzięczna nazwa. Zajazd wypchany był niemal po brzegi, jak zaraz się okazało, większość krewnymi Randala.
- Hej, oblężenie podobno się skończyło! - Żartobliwie powiedział, kiedy krewniacy zaczęli witać się z Randalem.
Cierpliwie poczekał, aż powitania dobiegły końca i był zdecydowanie zadowolony z tego, że wybierają się do karczmy, pogadać z wujem Afreiem. Może niekoniecznie oni, a Randal, jednak robiło się już trochę zbyt ciasno.

"Korbacz i Kołacz", jeszcze lepiej. Ciekawe, czy podawali tutaj kołacz, czy chodziło o coś innego. Z drugiej jednak strony, lepiej, żeby specjalności przybytku nie były wymienione w jego nazwie, kołacz dało się przeboleć, korbacz niekoniecznie.

Wszyscy mogli wreszcie się rozsiąść. Nie były to królewskie fotele, a drewniane, lekko krzywe stołki, jednak nader wygodne po długich wędrówkach.
Nie pytając o pozwolenie chwycił jedno jabłko i zaczął powoli chrupać.
- Młody ma do pogadania z wujem, jak lubię tego słuchać, proszę Cię, skończ Jabadoock - Uśmiechnął się, po czym wstał od stołu.

Odszedł ledwie kilkanaście kroków, żeby dalej widzieć stolik towarzyszy, a jednocześnie mieć w zasięgu jedną z młodych służek.
- Słonko, skąd taka skwaszona mina na tak ładnej buzi?
Chciał po prostu pogadać z kimś innym, niż drużyna, a i może dziewczyna się trochę rozchmurzy.

Widząc, że ktoś dosiadł się do Rottisa, obserował sytuację, jednocześnie czekając na ewentualną odpowiedź służki.
 

Ostatnio edytowane przez Ogryzek Szatana : 25-11-2014 o 03:16.
Ogryzek Szatana jest offline