Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2014, 17:00   #20
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Wklejka z doca

Biuro Khergala Talgasta, Neverwinter
6 Tarsakh, 1479 DR
Południe

Khergal Talgast, przywódca najemnej kompanii Złamanej Czaszki, siedział sobie wygodnie przed wielkim dębowym biurkiem, pobieżnie przeglądając stertę spisanych na pergaminie dokumentów, które na pierwszy rzut oka przypominały listę zleceń. Od czasu do czasu sięgał po leżącą obok kałamarza ręcznie struganą drewnianą fajkę, po to by pyknąć sobie parę razy i zamyślić się na dłuższą chwilę. Jednakże sędziwy krasnolud nie był jedyną osobą w zadaszonym pomieszczeniu.
Po drugiej stronie biurka stało czterech najemników - dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Wyglądali oni na trochę zmęczonych czekaniem za Khergalem, ale nikt nie śmiał zwrócić mu uwagi. Nie dlatego, że przywódca Złamanej Czaszki znany był z wybuchowego usposobienia, bo to akurat nie było prawdą, ale najprawdopodobniej dlatego, że siwego krasnoluda otaczała dziwna aura spokoju i powagi, której nikt nieproszony nie chciał zakłócać.

W końcu Khergal odstawił dokumenty na bok, wcześniej dokładnie je sortując. Odsunął krzesło od biurka, wstał biorąc do ręki swą drewnianą fajkę, ale nie włożył jej do ust. Spojrzał po zebranych przed nim najemnikach, zatrzymując się na chwilę przy każdej twarzy, po czym odwrócił się do nich plecami i podszedł do niewielkiego, okrągłego okna z którego dobrze widać było zatłoczoną od handlarzy brukowaną uliczkę oraz pobliski port.

W pomieszczeniu zapanowała dość niewygodna cisza, którą w końcu przerwały słowa krasnoluda:

- Zostałem dziś wezwany do siedziby Lorda Neverembera - westchnął mimowolnie. - Podobno ktoś z naszych dokonał tam sabotażu wypuszczając przy tym wielu więźniów. Najprawdopodobniej wiem kto to był i dlaczego to zrobił, a wszystko to niepotrzebnie, bo dziś pisałem list do Dagulta prosząc o uwolnienie za kaucją Grimbaka, który także jest członkiem Złamanej Czaszki.
Khergal obrócił się na pięcie w stronę zgromadzonych przed nim najemników, na jego twarzy malowała się determinacja.
- Tym razem nie będzie to zlecenie od władz miasta - mówiąc to podszedł bliżej biurka. - Nie mniej jednak zapłacę wam podwójnie, bo stawką jest tu życie waszych kompanów. Musicie doprowadzić Grimbaka, Thubedorfa, Randala oraz Verina do Rzecznego Kwartału, bez uszczerbku na zdrowiu. W mieście jest pełno straży mintaryjskiej, która na pewno będzie deptać wam po piętach, ale w Rzecznym Kwartale nie ma już żadnej władzy. Tam udacie się do niejakiego Theadalasa Moonrage’a. Jest to przywódca komórki harfiarzy w Neverwinter prowadzący przybytek dla ludzi szukających mocnych wrażeń. O wspomnianej karczmie pewnie już słyszeliście, nazywa się Zrujnowana Wieża i znajduje się w centrum tej upadłej dzielnicy. Od przywódcy harfiarzy otrzymacie kolejne instrukcje, to mój dobry przyjaciel, więc ugości was jak własną matkę. Macie jakieś pytania?




- Od zawsze to samo. Kiedy się ze mną ożenisz, Khergalu Talagaście? Ta banda od lat wymaga porządnej kobiecej ręki… - zaśmiała się Brzoskiwnia, swobodnie oparta o ścianę - Wypływam na chwilę się przewietrzyć, a jak wracam, to okazuje się, że dzieciarnia znów narozrabiała… - wyszczerzyła zęby - Tą czwórkę mamy odholować do Wieży bez uszczerbku… A jak z uszczerbkiem tych, co by chcieli nam brudzić? W łeb i do kanału, czy bardziej dyplomatycznie...?

- Uch, harfiarze? - Sapnął cicho bladawy mężczyzna, z szerokim kapeluszem wiecznie wciśniętym na głowę. Zapewne miało to coś wspólnego z jego czarnymi jak noc oczami, nie ustępujące ani o ton kolorowi jego włosów. - Aby na pewno potrafią się zachować cywilizowanie? - Dopytał Gary, nie podnosząc swojego głosu ani o ton ponad to, co było konieczne żeby go usłyszeć. Nie ruszał się też za wiele, stał wyprostowany jakby kij połknął, tak, że spokojnie można było obserwować jego dość smukłą figurę, która nie pasowała do dwuręcznego miecza na plecach. Zdawało się że ma w sobie coś z drapieżnika.

Na słowa kobiety sędziwy krasnolud zaśmiał się głośno, co w jego przypadku nie było zbyt częste.
- Można prać po mordzie jeśli zajdzie taka potrzeba i właśnie dlatego ciebie potrzebuję, Brzoskwinko - Khergal wyraźnie rozluźnił się. Był już stary, w szczególności było to widać po jego dość sztywnych ruchach i już coraz częściej myślał o zasłużonej emeryturze. Po prostu rutyna go wykańczała, tym bardziej, że dotychczas jego jedynym zadaniem było przewracanie ton papierków i zdawanie raportów ciągle niezadowolonemu Dagultowi. Z drugiej strony nie był już dawno tak pobudzony jak dziś. Tęsknił za czymś niestandardowym, tęsknił za kłopotami, które były nieodłącznym elementem awanturniczego życia, a to przypominało mu o czasach jego młodości.

Na pytanie Gary’ego krasnolud machnął lekceważąco ręką.
- Są trochę stuknięci na punkcie ratowania świata i czynienia dobra, ale jeśli zignorujesz ich ciągłe paplanie o “wyższych celach” i honorze, to okażą się w miarę znośni. Tym bardziej, że serwują całkiem smaczne dania - Khergal pociągnął za jeden z wielu zdobionych pierścieniami warkoczy wyplecionych w swojej srebrzystej brodzie. Wyraźnie pogrążony w zadumie bawił się nim przez chwilę, aż w końcu wypalił:
- Cholipka, nie wiem jak oni to robią, ale gotują znacznie lepiej niż zatrudnione przeze mnie… - nim jednak zdążył rozwinąć myśl zza drzwiami rozległo się głośne pukanie, po czym gwałtownie otworzyły się na oścież.

Do pomieszczenia wkroczyło dwóch najemników oraz jedno dziecko - trudno było stwierdzić czy to chłopiec czy dziewczynka, ale na pewno nie miało więcej niż 12 lat.

- Verin… Randal… - zaczął krasnolud niemalże tracąc przy tym oddech - A co to za przybłęda? - wskazał głową Nel, ale szybko zmienił temat kompletnie zapominając o jej obecności - Coście kurwa zrobili? Całe Neverwinter huczy od plotek! Dagult Neverember wściekły, a w dodatku pierdolone psy mintaryjskie wydały za wami list gończy! Jeśli w ciągu godziny nie opuścicie Neverwinter to będziecie wisieć na placu zamkowym!

Nel spojrzała w stronę krasnoluda wzrokiem przypominającym spojrzenie kota, który już wie, że w nocy naszcza ci w buty, ale czy to ze zmęczenia, czy z niepewności nie odpysknęła na razie ani słowem.

Gary podrapał sie po przerośniętym kle.
- Mamy ich stąd poprowadzić do Rzecznego Kwartału, czy zmiana planów? Nie lubię wojowników o dobro i inne pierdoły, mają popieprzone w głowach. - Wyszeptał dhampir.

- Do Kwartału? Ja bym na statek bez gaci wsadziła i kop w dupę na rozpęd, żeby się w Calimsahnie dopiero zatrzymali. By się nauczyli że dobrze robić to można - a nawet trzeba - ale tylko sobie. I to po służbie dopiero. - zasugerowała głośno Brzoskiwnia, wyraźnie ubawiona całą sytuacją - To dziecko waszej dwójki czy Grimbaka i Thubedorfa? - spytała wchodzących z wyraźnym zainteresowaniem.

Nel zaczęła rozglądać się z zaciekawieniem po pokoju słuchając jednak uważnie każdego słowa. Ubrudzonym już rękawem poszarpanego ubrania przeciągnęła pod nosem wycierając gila zostawiając na twarzy długi ślad z jakiegoś czarnego tatałajstwa, który musiał się wcześniej przyczepić do rękawa.

- Nie piskaj, dziciu - odparł Randal, zwracając się do kobiety, która wcześniej się odzywała - bo ciebie o zabranie głosu nikt nie prosił.
- Wydostaliśmy jednego znajomka z miejsca, do którego nie powinien był trafić - zwrócił się do Khergala. - W ostatniej chwili, można by rzec, bo o tej porze już by wisiał. Szubienica już stała, a rozkazy były wydane. A to... - wskazał na Nel - to nasza przewodniczka. I maskotka. Przyniosła nam szczęście - dodał z wyraźną ironią.

Pod ścianą półleżała Eydis. Unosiła się jakiś metr nad ziemią, zdawała się drzemać.
Otaczała ją istota wyglądająca jak by została zbudowana z mgły. Teraz nie dało się dostrzec jej kształtów, ale nie było tajemnicą, że jedna myśl Banshee starczyła by bestia się zmaterializowała do stopnia pozwalającego jej odrywać kończyny i miażdżyć kości.
Pytania zostały zadane. Sama nie miała nic do dodania, więc się nie odzywała.

- Zaprowadzicie ich do Kwartału - powtórzył się krasnolud nie spuszczając wzroku z Randala. - Wiem jak was wyciągnąć z tych kłopotów, tylko potrzebuję trochę więcej czasu. Pójdziecie do Zrujnowanej Wieży, a tam spotkacie się z przywódcą harfiarzy. Od niego dostaniecie dalsze rozkazy i proszę was abyście informowali mnie zanim zrobicie coś równie głupiego. Zdaję sobie sprawę, że na Grimbaka szykowano już sznur, ale ja byłem w trakcie pisania listu do Lorda Protektora i najprawdopodobniej zostałby uwolniony bez rozlewu krwi - Khergal usiadł wyraźnie uspokojony. - Jeszcze dziś wieczorem spotkam się z Dagultem i wyjaśnię mu całą sprawę. Nie wiem czy coś to zmieni, ale do tego czasu chcę was mieć w Rzecznym Kwartale. Jeśli władca miasta nie okaże wam łaski to mam jeszcze plan B, który ma szansę zadziałać, ale o szczegółach dowiecie się z ust Theadalasa Moonrage’a.

- Jasna sprawa, szefie. Nie dowiesz się o żadnej głupocie, zanim nie będzie tak wielka, że sami nie zdołamy jej ukryć - zapewniła najemniczka - Przy okazji, skoro mintryjskie straże są tak zdolne, że banda łebków pod przewodnictwem dziecka jest w stanie włamać się do strzeżonego przez nich wiezienia, może warto zasugerować Jego Wielkości Lordowi Ble Ble Ble żeby przemyślał komu powierza tak odpowiedzialne zadania? - zasugerowała - A przy okazji okazji, są jakieś szczególne zalecenia do tej robótki? Nie zabijaj? Nie strasz wdów i nie kradnij cukierków?

- Ona zawsze jest taka głupiomądra? - Randal zwrócił się do krasnoluda.

- Ta głupiomądra dziewka może uratować tobie tyłek, Randalu. Nie znam lepszego strzelca - odparł Khergal.
- Jesteśmy najemnikami, a nie bogobojnymi paladynami w służbie Tyra. Jeśli zajdzie taka potrzeba to lejcie po pysku stare wdowy i kradnijcie dzieciom ich cukierki - odpowiedział kobiecie.

Nel przysłuchiwała się rozmowie, a po głowie błądziła jej tylko jedna myśl…”Jeżeli nie karmią, to po co właściwie tu siedzi?”. Osoby ją otaczające przepychały się między sobą jak dzieci na placu zabaw, jakby jeden kogut drugiemu chciał pokazać “to ja tu rządzę”.
Z braku lepszego pomysłu wsadziła palec w nos i zaczęła nim zawzięcie wiercić oceniając kobietę bystrym spojrzeniem.

- To ruszamy? Ja biorę szczeniaka. Utuczę trochę i będzie na ofiarę w sam raz. - Brzoskwinia zrobiła kilka długich kroków, usiłując złapać Nel za kołnierz - I nie wierzcie Khelgarowi ani na cal. Jestem uczciwym magiem, nie jakimś tam “trzelcem” - wskazała na przewieszoną na plecach długą broń - To mój magiczny kij, nie widać?

Słysząc słowa sugerujące jedzenie Nel rozpromieniła się i nawet pod ciężką ręką babsztyla ruszyła za nią w podskokach. Podejrzewała w duchu, że sugestia o ofierze nie była prawdziwa… jednak nawet jeśli, to umrze najedzona i szczęśliwa. Z okolic brzucha dzieciaka rozległo się głośne burknięcie sugerujące, że to właśnie pora karmienia.
- To co na obiad? - wyszczerzyła się, gdy wreszcie ktoś z otoczenia przemówił w znanym jej języku.

- A na co masz ochotę? - kobieta kucnęła przed dziewczynką. - Niech stracę, zadowolone ofiary są bardziej miłe mrocznym bóstwom… będziesz miała siłę dłużej krzyczeć ze strachu - uśmiechnęła się przyjaźnie - Wskakuj na barana i idziemy coś wszamać. Przy kufelku i udźcu zawsze lepiej się ustala niecne plany szmuglu ściganych przestępców do podejrzanych dzielnic.

Dzieciak wyciągnął palec z nosa i przyjrzał mu się krytycznie. I mimo złośliwych uwag staruszki postanowiła nie wycierać go w jej szaty. “Nie gryź ręki, która Cię karmi (I nie bije kijem..)”. Wskoczyła posłusznie “na barana” i rozpoczęła litanię.
- Zupę... ale taką z mięskiem... i, o! Marchewką! I kaszą! A potem drugie…kurczaka! - Do ust dzieciaka napłynęła ślina na myśl o przysmakach.
- Ale pewnie jabłka w karmelu to nie masz co...? - zapytało dziecko wpatrując się z rozmarzeniem w sufit.

- Przygody zaostrzają apetyt? - Randal zwrócił się do Nel - Zapewne kuchnia nie dysponuje łakociami, ale coś na ząb z pewnością się znajdzie.
"Nawet ty nie zdołasz opróżnić piwnicy ze wszystkich zapasów", pomyślał.

- A więc postanowione - powiedział na głos krasnolud. - Idźcie do kuchni i zjedźcie tyle ile jesteście w stanie, bo może być to wasz ostatni posiłek - dodał z uśmiechem na twarzy.
- Życzę wam powodzenia, przyda się wam - pożegnani tymi słowami najemnicy wyszli z gabinetu Khergala. Nie znali się i nie ufali sobie, ale powiada się, że droga do serca wiedzie przez żołądek, tak więc w pierwszej kolejności udali się do wielkiej kuchni znajdującej się w piwnicy siedziby Złamanej Czaszki.



Kuchnia, Siedziba Złamanej Czaszki
6 Tarsakh, 1479 DR
Południe

- No to słuchaj, mały obżartuchu. - Brzoskiwnia postawiła przed Nel solidny gliniany kubek, balansując drugą rękę talerzem z zupą i pajdą chleba. - Zasady dla szczurów lądowych są proste: nie pijesz, to nie jesz - Odstawiła zupę poza zasięg rąk dzieciaka i nalała do kubka złocisty napój z dzbanka. W powietrzu rozszedł się słodki, mocny zapach alkoholu - To jest rum, najlepszy przyjaciel każdego marynarza i każdej portowej kurwy. Możesz zjeść tyle dań, ile kubków wypijesz. - Podsunęła naczynie pod nos obdartuski - Zakładam się o moje bujne włosy, że nie dasz rady nawet dociągnąć do drugiego… - wyszczerzyła zęby - Ktoś obstawia inaczej?

"Przed upieczeniem warto polać przyszły obiadek odrobiną dobrego trunku", pomyślał z przekąsem Randal.

Mała zawahała się jedynie przez chwilę po czym z zaciętym wyrazem twarzy chwyciła kubek w obie dłonie i przełknęła pierwszy i połowę drugiego łyka, zanim po jej języku i gardle rozeszło się palące uczucie, i mała jęła kaszleć i łzawić się odstawiając kubek z głośnym stuknięciem na ławę.
Gdy wreszcie skończyła spojrzała się załzawionymi oczami na kobietę.
- Tak od razu trucizną mnie raczyć?! - warknęła - Toć tego świństwa przełknąć nie idzie… - dodała po chwili już ciszej widząc, że sama kobiecina pije taki sam trunek.

- Nie pij tyle kobieto, bo na nic się nam zdasz - wtrącił się Verin, który przez ostatni kwadrans nie odezwał się nawet słowem. - Mała niech pije ile wlezie, bo mniej przydatna i tak być nie może - z tymi słowami odsunął się w cień, opierając się o ścianę. Spod jego głębokiego kaptura błyszczały tylko oczy.

- Nieprzydatna to być może twoja kuśka pacanie! - Warknęła mała opierając się oboma dłońmi na stole i nabierając rumieńców. - Beze mnie to byście dawno przepadli! - stwierdziła.

- Pij, nie pierdol - Brzoskiwnia nalała kubek i podała mrukliwemu towarzyszowi. - A ty mała… mały... a ty szczeniaku masz zupę - podsunęła Nel talerz - Za drugie danie będą dwa kubeczki… Przyjmuję zakłady, kiedy dzieciak padnie! - zachęciła resztę z zawadiackim uśmiechem.

Drewniane schody prowadzące do kuchni zaczęły głośno skrzypieć, gdy ktoś ciężki po nich schodził. Do pomieszczenia gdzie była zebrana cała grupa najemników wkroczył zwalisty półork Grimbak, a zaraz za nim pojawił się krasnoludzki wojownik - Thubedorf. Na ich twarzach malowała się śmiertelna powaga.
- Co żeście załatwili z Khergalem? - odezwał się umięśniony krasnolud, gdy w końcu podszedł do wielkiego dębowego stołu znajdującego się na samym środku kuchni. Szybko spostrzegł leżący przed nim kubek rumu, którego osuszył jednym haustem.

- Pozwolił nam się najeść. Ostatni posiłek skazańców - powiedział Randal. - Więc korzystamy.

- I tylko tyle? - wtrącił się swym basowym głosem Grimbak. - Żadnych rozkazów? Mamy tu tkwić i żreć, aż te skurwysyństwo mintaryjskie tu przylezie?

- Nie, aż tak źle nie jest - powiedział Randal, gestem zapraszając obu pytających do zajęcia miejsca przy stole. - Czeka nas mała wycieczka do Rzecznego Kwartału i spotkanie z niejakim Theadalasem, przywódcą Harfiarzy.

Gary sięgnął po kiszkę i zaczął ją pałaszować ze smakiem, tylko kasza w środku mu nieco zgrzytała o zęby, poza tym, była to jedna jego z ulubionych potraw, może poza bardzo krwistym stekiem. - Mamy ich dostarczyć żywych, nie przejmując się za bardzo przeszkodami po drodze. - Powiedział cicho barbarzyńca, wzruszył ramionami i wrócił do posiłku. - Od kiedy ktoś ufa harfiarzom. - Mruknął do siebie samego pod nosem.

Oblicze krasnoluda nie zmieniło się ani o jotę.
- Przynoszę złe wieści… - mówiąc to sięgnął po świstek pergaminu, który znalazł przypięty do drewnianego słupa, znajdującego się na zewnątrz siedziby najemników. - Etsy wpadła w kłopoty, i to znaczne.
Na pergaminie zapisana została informacja, że dziś wieczorem odbędzie się aukcja w karczmie Bezimienny Dom. Towarem poddanym aukcji była właśnie Etsy, która w efekcie najprawdopodobniej skończy w jednym z wielu burdeli, które zdobią zapuszczony port w Neverwinter.

- Ciekawe. Bardzo ciekawe - mruknął Randal. - Czy to czasem nie ona nie chciała mieć z nami nic wspólnego? - spytał.

- Tak mówiła - odparł krasnolud - ale jestem przekonany, że zmieniła zdanie. Poza tym, uratowała dupsko Grimbakowi, a być może nawet nam wszystkim. Uwolnienie więźniów to jej sprawka, ale wygląda na to, że było to jedyne słuszne rozwiązanie.

- No i? - spytał Randal. - Nie stać mnie, by ją sobie kupić na własność. Poza tym to by było chyba niezdrowe.

- A kto to mówił by ją kupić?! - zakpił Thubedorf. - Jesteśmy wyjęci spod prawa, to do kurwy nędzy zachowujmy się jak wyjęci spod prawa. Proponuję puścić z dymem tego starego pierdziela Grega i jego dobytek - mówiąc to sięgnął po kolejny kubek rumu. Przyjrzał mu się uważnie przez chwilę spojrzeniem, którym zwykle obdarowuje się przeciwnika tuż przed samą walką, po czym po raz kolejny opróżnił swe naczynie jednym haustem.

- Można wejść, zabrać ją, do kanałów razem z resztą i do Rzecznej z nimi, mogą razem poczekać. Jakie tam mają zamki? - Zapytał dhampir jedynie na chwilę odrywając się od kiszki.

- Karczma jest pewnie jeszcze w ruinie, po ostatniej naszej zabawie tam - powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy krasnolud. - Dostać się do środka to żaden problem. A ja mam dosyć już przekradania się, jak na jeden dzień.

- No to po co owijasz w bawełnę. Chcesz wejść i wyjść z nią, nie zostawiając za wielu niepotrzebnych świadków. - Mruknął dość głośno jak na siebie Szept.

- Znowu z nią będą kłopoty - mruknął Randal z niechęcią. - Niektórzy są niereformowalni. Nie pamiętasz, co było poprzednio? Same awantury i pretensje do nas i do całego świata.

- Myślę, że się mylisz - stwierdził krasnolud. - Dziewczyna ma potencjał, trzeba tylko ją skierować na właściwą drogę.

“Wierzysz w bajki?”, pomyślał Randalf, ale nie powiedział tego na głos.
- Już próbowałeś - stwierdził. - Uciekła z wrzaskiem z proponowanej drogi.

- Rudemu dupsku zdaje się było dobrze pod porządnym bacikiem. - Nel wyszczerzyła się gdy wypłynął temat tego paskudnego, rozmazanego jak gówno na podeszwie babska.

- Na ile ją wyceniacie? Nie wszyscy jeszcze są na liście gończym, może jak się ją kupi i poprowadzi w łańcuchach to zmięknie, jak jest tego warta, to sama się zwróci. - Zasugerował Gary.

- Z pewnością osiągnie dobrą cenę - powiedział Randal. - Pod warunkiem, że ktoś jej buzię zaknebluje. No, chyba że ktoś lubi pyskate dziewuszki.

- Są też i tacy - przyznał krasnolud. - Znam trochę Etsy, jest dobrze wyedukowana i na pewno inteligentniejsza od większości z nas. Umie też podrabiać dokumenty jak mało kto w tym mieście, więc może się nam przydać.

- Tia, znajdą się tacy, najpierw wytną jej języczek, a potem zaczną się bawić z nią tak, że z niej niewiele zostanie, choćby mieli na tym stracić. Można po nią iść po drodze, ale chodzenie po powierzchni to proszenie się o kłopoty. Więc jak ją weźmiemy, o ile ją weźmiemy. Proponuję kanały lub dachy. - Powiedział Szept bez emocji, rozglądając się za Braehgiem.

- To może by tak troszeczkę ją uszlachetnić tym skróceniem o języczek? - zaśmiała się Nel

Krasnolud zignorował niewyparzoną gębę Nel, zamiast tego odpowiedział Gary’emu:
- Kanały to dobry wybór. Odbijemy ją i jak najszybciej zwijamy się do kanałów. Verin i Randal znają dość dobrze okolice, bo byli tam już wcześniej na patrolu. Można w ten sposób dojść do Rzecznego Kwartału.

- Można, ale do karczmy mogą wejść tylko, ci, którzy jeszcze nie są na listach gończych, najlepiej tylnym wejściem, muszą mieć połączenie z kanałami w Bezimiennym, albo chociaż gdzieś obok, za dużo syfu by mieli za budynkiem bez tego. - Dodał całkiem przytomnie Szept.

- W porcie są wejścia do kanałów, owszem, ale większość z nich jest zbyt mała byśmy mogli się przez nie przecisnąć - odparł Thubedorf. - Te kilka większych studzienek jest zapieczętowana właśnie z powodu przemytników. Musimy iść wzdłuż rzeki, w stronę Rzecznego Kwartału, bo tam jest jedno z większych przejść do kanałów. Do karczmy stąd już nie tak daleko, więc lepiej iść razem na wypadek, gdybyście wy mieli wpaść w kłopoty.

- To co potrafi poza kłapaniem jadaczką? O rudej mówię. - Zagadnął cicho barbarzyńca.

- Używać bacika, jeśli wiesz o czym mówię… - Dziewczynka mrugnęła porozumiewawczo.

Krasnolud zachichotał cicho, ale szybko spoważniał, bo powoli czas im się kończył, a Etsy była w wielkim niebezpieczeństwie. Zresztą, podobnie jak oni sami.
- Zna sześć lub więcej języków, (Nel, nie mogąc się powstrzymać, zanim zdążył kontynuować mruknęła cicho pod nosem “na nieszczęście dla nas….”) ma zręczne palce, więc poradzi sobie z wieloma zamkami (dziewczynka prychnęła pogardliwie pod nosem) - wymieniał wojownik ignorując przy tym niezbyt grzeczne zachowanie Nel - jest oczytana i zna się na sztuce podrabiana dokumentów. Słyszałem od przemytników, że jak potrzebują jakiś glejt, by się dostać do Rzecznego Kwartału i z powrotem do Neverwinter, to idą właśnie do niej.

- Jak się ją zaknebluje, to może się nawet przydać. Możemy wejść z zakrytymi twarzami, od tyłu, wyciągnąć ją, zniknąć, na drzwiach zostawić symbol Synów Alagondara. - Szept zamilkł na chwilę słuchając dziewczyny.

- Wybacz panie, ale jeżeli czegoś się nauczyłam na ulicy, to mniej wyróżnia się ktoś idący otwarcie, niż przesłaniający twarz.

- Wiem. - Syknął dhampir ukazując przydługie siekacze. - O to chodzi, zasłonimy je zaraz przed tylnym wyjściem, zrobimy zamieszanie, ściągniemy chusty, ulotnimy się do kanałów. - Kontynuował swój pomysł, chociaż zaczął się dziwnie intensywnie przyglądać tętnicy na szyi dziewczęcia.

- Tak tak, ja też mam wszystkie zęby - stwierdziło dziecko odwzajemniając harde spojrzenie - no prawie, ale zamknij paszczę bo wyglądasz jak pies w upalny dzień. - zadyszała kilka razy by zobrazować o czym mówi.

- Lubię cię, zjem cię na końcu - Rzucił krótko dhampir w odpowiedzi na bezczelność dziewczyny.

Dziewczę uśmiechnęło się w odpowiedzi i wróciła do wpychania sobie jedzenia do buzi, co baczniejszy obserwator mógł zauważyć jak kilka razy jakieś udko, czy marchewka skryła się w kieszeni nie zdjętego jeszcze fartucha.

Zwalisty półork wstał od stołu nieco zbyt szybko, w efekcie niemalże przewracając go przy tym. Część jedzenia poturlała się w stronę krawędzi kończąc na ziemi.
- W takim razie powinniśmy wyruszyć jak najszybciej. Straż mintaryjska na pewno będzie chciała zbadać siedzibę Złamanej Czaszki, a jestem przekonany, że mają tu swych informatorów - Grimbak spojrzał po otaczających go twarzach czekając na ich reakcję. Thubedorf też wstał i stanął u boku swego przyjaciela.

- No to chodźmy - powiedział Randal, odsuwając od siebie prawie pusty talerz.

- W sumie, macie rację, nie mogłabym zostawić tak uroczego stworzenia samego - powiedziała spokojnie Nel wstając i kierując się ze wszystkimi.

- Poczekajmy aż ktoś ją kupi. - Eydis dotąd była bardzo milcząca, ale słuchała - I odbijmy po drodze. Na ulicy będzie prościej niż w samym domu aukcyjnym. W takich miejscach jest wiele bardzo cennych rzeczy więc ochronę mają adekwatną, a na drodze i mniej wykidajło będzie i luzu więcej. I… chyba, coś przespałam. Rozumiem, że ta mała wam pomogła, ale czemu ona teraz idzie z nami? Będzie zawadzać i pewnie zginie.

- Spokojnie laluniu, wracam do domu i tyle mnie widzieliście - stwierdziła Nel

Eydis uśmiechnęła się dobrodusznie i wylądowała na ziemi. Lekkim krokiem podeszła do Nel (a istota z mgły poszybowała tuż za nią, jeszcze kilkoma pasemkami ją obejmując) i pochyliła się nad nią, jak by chciała ją pogłaskać po główce. Rozległ się plask, gdy córka Haarusa spoliczkowała pyskate dziewczę.
Stała teraz dumnie, z podniesioną głową i pogardą w oczach.
- Nigdy mnie tak nie nazywaj - na wpół warknęła, po czym zamaszystym ruchem odwróciła się i wróciła na swoje miejsce by znów zawisnąć w powietrzu.

- Te, opanuj się, bo stąd wylecisz - wtrącił się Randal. - Bić to się możesz sama po pysku.

Nel złapała się za policzek, a w oczach zabłysły znajome już Randalowi i reszcie towarzyszy iskry.
- Oooooohoooo padam jaśnie panience do stópek, widzę poduszeczki w dupkę uwierały przez lata i teraz każda zadra w krzesełku boli com? Pogłaskać panienkę po główce? Włoski wyczesać? Oh ja wieśniaczka niegodna! - Dziewczę roześmiało się bezczelnie szczerząc zęby i robiąc wszystko aby nikt nie zobaczył po niej bólu otrzymanego policzka.

Bestia zmaterializowała się znacznie bardziej. dało się już rozróżnić pojedyncze łapy i pysk pełen kłów. Eydis uniosła się nieco wyżej, po czym opadła na ziemię, a mgła wokół niej znów zatraciła kształt.
- Niech zgadnę. Rodzice cię porzucili. Wychowałaś się na ulicy kradnąc i zniżając się do najgorszych by przeżyć. Nienawidzisz tych co im się bardziej poszczęściło, niezależnie czy zawdzięczają to sobie czy innym.

- Pudło “wykształciuchu” - stwierdziło dziecko, wypowiadając to słowo ironicznie - Drugie stwierdzenie po części trafione ale, słabo jeżeli brać pod uwagę to jak sama wysoko cenisz swoją inteligencję, jeżeli by patrzeć na moją jej ocenę, to było całkiem nieźle, tylko musisz trochę poćwiczyć. Ostatnie stwierdzenie ponownie jest pudłem. - rozłożyła bezradnie ręce - Strzelec to z ciebie żaden dziecinko - wyszczerzyła się bezczelnie.

- Uwielbiasz robić sobie wrogów. A inteligencja jest przeceniana. Siła się liczy. Lepiej abyśmy się więcej nie spotkały - odpowiedziała, po czym skierowała się do wyjścia ze stołówki.

Nel wzruszyła ramionami.
- Przyjaciół się sobie wybiera, a po twoim występie to w sumie nie powinnam się niczego lepszego spodziewać.
- UCIEKAJ SILNY KURCZACZKU! UCIEKAJ BO TO MAŁE DZIECKO MA PCHŁY! - Zaśmiała się w ślad z odchodzącą.

- Dosyć! - ryknęła Eydis z mocą wielokrotnie przekraczającą możliwości ludzkich strun głosowych, jednocześnie uderzając potężną łapą w kamienną ścianę z siłą od której posadzka zdała się zatrząść, a na samej ścianie pozostały głębokie wyżłobienia.

Nel wstała od stołu przy którym siedziała do tej pory, jej policzki pokryte były czerwienią malowaną przez wypity przez nią łyk trunku i policzek istoty.
- Żal mi cię - stwierdziła, splunęła w kąt i odwróciła się do niej, wracając do stołu i całkowicie ją ignorując.

- Dość tego! - ryknął krasnolud stając pomiędzy Eydis, a Nel. - Mamy ważniejsze sprawy na głowie niż wasze nędzne przepychanki. Jeśli chcecie walczyć, świetnie, ale ino róbcie to w Rzecznym Kwartale, bo to miejsce ku temu nie służy - potężne mięśnie Thubedorfa naprężyły, gdy krasnolud znaczącym spojrzeniem obdarzył Eydis. - Odpuść jej - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Twarz Eydis złagodniała. Nawet z oczu zniknęły gromy. Bez słowa odwróciła się i wyszła. Marcel natomiast, z zapartym tchem śledzący wymianę zdań Eydis i podlotka, zmarkotniał wyraźnie. Musiał być szczerze rozczarowany brakiem konkretniejszej awantury, bo z wydętymi ustami i ponurym wyrazem twarzy wrócił do dziobania mięsa.

Krasnolud stał w miejscu dysząc ciężko przez dłuższą chwilę, po czym w końcu sam wyszedł z kuchni udając się w stronę głównego holu na parterze. Za nim poszedł też Grimbak, ale przed opuszczeniem pomieszczenia zatrzymał się i ruchem głowy wskazał reszcie by udali się za nimi.

Brzoskwinia jakoś nie zareagowała na to całe zajście, tylko oceniała zachowanie każdego z uczestników ciekawym wzrokiem, popijając powoli alkohol i cmykając przez zęby.
- Ostro grasz, mała pchło, ale nie daj się zabić; muszę cię mieć żywą na ofiarę! - pogroziła Nel palcem - Ta cała wyprawa ratunkowa o cnotę jakiejś karczemnej dziwki brzmi wystarczająco głupio, żebym… - pokazała palcem na schody prowadzące do biura krasnoluda - No właśnie. Żebym co zrobiła…? Kto zgadnie? - spytała zebranych, bawiąc się kubkiem z prowokującym uśmiechem na wargach - Oczywiście się przyłączyła, skoro w tej wyprawie bierze udział TAKI mężczyzna jak Thubedorf - westchnęła. - Tylko czemu, do stu tysięcy beczek prochu, woli rude?! - fuknęła zdegustowana i wymaszerowała za kompanią na dwór.

- Póki stoisz na przedzie kolejki do mojej skóry, czuję się całkowicie bezpiecznie… na razie - uśmiechnęła się Nel do kobiety.

- Mów mi Jaskółka, pchło - powiedziała z kamienną twarzą Brzoskwinia - Jaskółka, krasnoludzki mag ognia, obecnie w piechocie morskiej. A ty będziesz Pchłą, pchło. Nie bratam się zbytnio z ofiarami, potem się gorzej wyrywa serce... mam nadzieję, ze rozumiesz, hmm?

- Wolałabym mówić na ciebie Wiedźma, ale niech będzie i Jaskółka. - stwierdziła mała z uśmiechem.

- Jak już będziecie podrzynać sobie gardła, to dajcie mi wcześniej znać, żebym miał pusty kufel pod ręką. - Powiedział cicho Szept, otarł usta, zabrał kawałek suszonego mięsa na drogę i zebrał swoje klamoty.

- Mi też - uśmiechnął się Marcel. - Nie chciałbym przegapić przedstawienia.


Najedzona i gotowa do drogi drużyna opuściła siedzibę Złamanej Czaszki.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 10-11-2014 o 19:28.
Warlock jest offline