Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2014, 22:51   #501
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Mrok. Ciemność. Cisza.

Albowiem trwanie bez przytomności snu nie sprowadziło. Tak też Galeb po opatrzeniu przez Thorina trwał długie godziny w niebycie ignorując szczęki broni, chlupot rwącego podziemnego strumienia, a także bezustanne walenie kilofem w skałę. Ciało runotwórcy domagało się odpoczynku i dopiero, kiedy umysł i głębsze partie ciała odpoczęły ze znużenia... bodźce zaczęły znów docierać.
Pobudce towarzyszył ból. To skóra pozbawiona wierzchniej warstwy protestowała przeciw przylegającym do niej bandażom. Protestowała przeciw najmniejszym nawet podrażnieniom przy ruchu, czy choćby powiewie. Obtłuczenia były przy tym niczym.
- Wody... wody... - wydyszał runotwórca.
A był to zaledwie pierwszy dzień. Galeb został napojony i obejrzany przez Thorina. Ach chwała niech będzie Przodkom za cyrulika. Po raz kolejny myśl że to sama Valaya czuwała nad rozwojem jego medycznych zdolności przeszła przez głowę Galvinsona. Choć moc ognia alchemicznego była straszliwa jego dłonie nadal miały ten kształt co powinny, a twarz, choć zapewne oszpecona na zawsze i pozbawiona brody nadal istniała.

Umysł jednak szybko męczył się pod wpływem ciągłego bólu. Z wielkim trudem runiarzowi przyszło załatwić swoje potrzeby i zjeść posiłek jaki mu naszykowano. Dziwne było jednak, że jedzeniem podzielił się Dorrin, który wydawał się z każdą bitwą przekraczać kolejne granice krasnoludzkiej wytrzymałości. Kto wie - może Dorrin nawet zostanie kiedyś Bogiem Przodkiem od uporu i wytrwałości? Nie mogąc wiele zdziałać Galeb błądził myślami po ścieżkach duchowych poza światem materialnym.

***

Kolejne przebudzenie. Wraz z każdym odpoczynkiem chyba kolejne nerwy wracały do działania, a ból wzrastał. Ale to dobrze. To znaczyło że żyje i nie stracił czucia.
Galeb patrzył na swoje zabandażowane dłonie. Rozdzielił palce. Ból. Na twarzy. Ból. Bandaże osłaniały wszystko... prócz ust, oczu i nozdrzy. Płótno było teraz jego zastępczą skórą. Westchnienie. Na jak długo.
Dopiero tego drugiego dnia postoju runiarza zaczęło interesować to co się dzieje w komorze. Spostrzegł wał ze skavenów. Spostrzegł zniszczoną oczyszczarkę i tunel kuty przez zdrowych towarzyszy.
Ale nigdzie nie było widać ani Rorana, ani Ergana. Co się z nimi działo? Gdzie się podziewali? Wpadli do rzeki? To oni byli po drugiej stronie wykopu?

***

- Dotyk Urbagora... - rzekł Galeb wykrzywiając usta w uśmiechu do Thorina, kiedy znów przyszła pora na pojenie - Może to sprawi... że większa... będzie biegłość... w runach ognia?
Po tych słowach Galeb wypił jakiś bardzo ciepły napar, jaki podał mu medyk. Usta piekły, ale ziółka rozgrzały runiarza i pomogły mu znów zapaść w sen.

***

Kolejna drzemka. Tym razem prawdziwy sen, choć zrodzony z bólu. Sen o domu. O ognisku. O ogniu, który pali. O karze za błędy. O Przodkach stale obserwujących poczynania tych, którzy żyją, którzy są spadkobiercami ich chwały. O tym co ma nastać i tym co było. O tym co jest teraz.
A potem znów przebudzenie.
Galeb znów czuł ból. Na twarzy i dłoniach. Palił ogniście... nieznośnie... ale był niczym w porównaniu do płomienia duszy, który płonął w Galvinssonie z mocą pieca hutniczego. Runiarz podniósł się powoli z ziemi wspierając się o kamulce, a potem o ścianę.


Znów na chodzie

W spojrzeniu jego zielonych oczu widać było pewność i wiarę. Tylko w co? Że się wydostaną? Że przeżyją?
Jedno było faktem. Pomimo strasznego stanu Galeb podniósł się i nie miał zamiaru być dłużej obciążeniem dla swoich towarzyszy.
Nozdrza wciągnęły zapach powietrza. Przesiąknięte było zapachem gnijącego skavena. Szczurze trupy z których ułożono barykadę nie mogły już nic zrobić, więc uprzykrzyły krasnoludom życie swoim smrodem.

- Podajcie mi... drwa, metal i narzędzi... muszę podreperować protezę. - rzekł hardo.

Niewątpliwie teraz to było największym zmartwieniem runiarza. Bez protezy stawał się większym obciążeniem dla wyprawy, a ta mogła się szybko rozlecieć biorąc pod uwagę jej opłakany stan. Na szczęście noży, grotów i kawałków metalu mieli pod dostatkiem. Narzędzia choć, bez trzonków nadal mogły być użyte, choć niewygodne. Nie mogło to jednak powstrzymać Galeba. Musiał nareperować tyle ile mógł sztuczną kończynę zanim wyruszą, a biorąc pod uwagę odgłosy jakie dochodziły z wąskiego wyrytego przez jego kamratów tunelu mogło to już stać się całkiem prędko.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 10-11-2014 o 01:06.
Stalowy jest offline