Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2014, 11:11   #9
behemot
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Nie wiedziałą co o tym myśleć. Własny statek otwierał wiele możliwości, ale to nie była normalna sytuacja. Przebudzeni kiwali głowami, ale co innego mogli zrobić. I co mogła zrobić Uriel?
- Nie mam więcej pytań. - powiedziała. Reszta miała podobnie, więc rozeszli się do swoich spraw. Minie jeszcze parę godzin zanim otrząsnął się z hibernacyjnego kaca. Asari postanowiła wykorzystać okazję i też doprowadzić się do lepszego stanu.
- Ivy, czy zbiorniki masy są pełne? - zapytała przechodząc pustym korytarzem. Może jeszcze będzie mogła się przyzwyczaić do wszędobylskiej SI. Była wygodna, jak niewidzialny lokaj.
- W 50 procentach, nominalnie 20 ton płynnej masy. - kobieta kiwnęła głową. Był to spory zapas, który dawał pole do manewru w przyszłych operacjach. Jej zaś obecnie wystarczyło tylko parę gram. Przeszła do laboratorium i od razu otworzyła moduł projektowania, minęło trochę czasu odkąd miała igłę w rękach, ale w klasztorze wpoili jej podstawowe zasady na trwałe. Tego nie dało się zapomnieć, nawet jakby chciała. Zaprogramowała drukarnie i zamknęła panel.
Miała jeszcze trochę czasu nim masa się rozgrzeje, więc przeszła do modułu sanitarnego. Prysznic był czymś czego potrzebowała jeśli miała pracować z żywymi istotami nie pozbawionymi zmysłu węchu. A przy tym był przyjemny. Przypomniała sobie jak to jest na statku, jednorodny rytm wacht. Wszystko zaplanowane co do minuty, czuwanie na stanowisku, posiłki, udział w pracach bosmańskich. Zaledwie parę minut na coś co mogła uznać za czas wolny, do tego sztuczna grawitacja nie mogła w pełni zastąpić tej prawdziwej. Nie było nic złego w rytmie zadań, ale chciała czegoś więcej. Chciała więcej.

Zwinęła swój stary skafander w kostkę i przemknęła boso do laboratorium. W drukarni czekała jeszcze ciepła suknia z polimerów. Złożona z białych i czarnych płócien połączonych elastycznymi taśmami, w swobodnej postawie materiał dość ściśle przylegał do ciała i sprawiał wrażenia niemal oficjalnego uniformu, zaś taśmy pozwalały w razie potrzeby rozsuwać materiał umożliwiając spory zakres ruchów. Wszystko to z minimalnej masy. Obejrzała się dumna ze swego dzieła. Mogła wyjść do ludzi.

Thova czytała dzienniki gwiazdowe w kabinie kapitana. Uriel zapukała do drzwi.
- Wejdź.
- Musimy porozmawiać.
- zaczęła Asari, była zdeterminowana. - Nie jestem pewna czy to dobry pomysł. Z załogą. To, że teraz mają służyć Tobie. Nie zrozum mnie źle, myślę że się nadajesz, tylko powiedz mi sama, czy myślisz że załoga pójdzie za Tobą? - zapytała i zrobiła pauzę, wpatrując się badawczo w Drelkę. Zaraz jednak kontynuowała:
- Ja jestem na tym statku bo o tym zdecydowałam, spośród dwóch alternatyw. Nie żeby druga była szczególnie pociągająca, ale to była moja decyzja. Zaś w przypadku załogi to Ivy podjęła decyzje, być może słuszną. Ale to nadal nie to samo. Najlepszy wbór to mieć wybór. A nie przyjmować werdykt supermaszyny. - zastanawiała się czy Ivy nadal ich podsłuchuję. SI jednak milczała. - Chodzi mi o to, że teraz zgodzą się na wszystko, są w szoku. Ale jeśli pojawią się komplikacje, to zaczną znowu myśleć o możliwościach jakie mają. A te zawsze są. Nie wątpię, że jesteś w stanie sobie poradzić z buntem, tylko czy na pewno chcesz?
- Co więc proponujesz?
- Uriel uśmiechnęła się jakby tylko na to czekała.
- Daj im wolność i chodź ze mną. Będzie ciekawie. Może nie wyglądam na taką, ale kiedyś pracowałam dla łowcy nagród, wyszukiwanie celów, zbieranie informacji. Dużo się działo. Ale pieniądze były dobre, a najlepsze było to, że cele na których pracowaliśmy na wszystko sobie zasłużyły. - uśmiechała się z nieukrywaną satysfakcją. To nie był ładny uśmiech.
- Więc dlaczego przestałaś? - zapytała Iby, a Uriel spochmurniałą.
- Rozeszliśmy się z moim partnerem. - spuściła głowę. Chwilę trwało zanim wróciła do snucia wizji.
- Razem dałybyśmy radę. Będzie najlepszym zespołem jaki kiedykolwiek istniał. Nic nas nie powstrzyma, nawet grawitacja. - przekonywała z entuzjazmem.
- Mówisz z takim przekonaniem jakbyś miała coś konkretnego na myśli.
- Być może tak jest. Choć to nie jest cel łowcy. Bardziej ktoś kogo chce odnaleźć.
- Szczegóły?
- Nazywa się Okeer, jest Kroganinem. Najemnikiem. Watażką. Odkrywcą. Dość barwna postać trzeba przyznać. Wiem, że bywał w Cytadelii. Powinno dać się go wytropić. Wszędzie gdzie bywa pozostawia coś po sobie.
- I chcesz go zabić?
- To nie będzie koniecznie.
- zaprotestowała, choć sama nie była pewna, może nie należało zbyt pochopnie rezygnować z możliwości - bardziej zdobyć informację. One mi wystarczą.
- Nie wygląda to na dochodowe zlecenie.
Jasne. Kredyty. Co byśmy bez nich zrobiły? Gdy dopadnę Okeera, będę mogła dać ci kolejny cel. Tym razem za kredyty. Potraktuj to jako wynagrodzenie.
- Mówisz jakbyś miała kontrakt w garści.
- Właściwie…
- zastanowiął się - … ten kontrakt to ja. - rozłożyła dłonie prezentując się w całej okazałości. - Możesz odebrać za mnie nagrodę, nie starczy dla całej załogi, ale dla jednej osoby powinno.
- Dlaczego więc nie oddać cię już na Cytadelii?

- Nie tak szybko. Jedna rzecz to kogo dostarczyć, druga jak, czasem klient chce jeszcze spędzić trochę czas z żywym celem, a na koniec do kogo dostarczyć przesyłka. Pomyłka odbiorcy może mieć śmiertelne znaczenie. - podkreśliła.
-Czy jest coś co powinnam wiedzieć? - Uriel zastanowiłą się. Trochę tego było, ale musiała wybrać to co najistotniejsze w ich sytuacji.
-Asari nie są miłe. - podsumowała w końcu - I zrobią wszystko by ich sekrety nie dotarły do świadomości niższych ras. - na chwilę zapadła grobowa cisza.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline