Nie wiedziałą co o tym myśleć. Własny statek otwierał wiele możliwości, ale to nie była normalna sytuacja. Przebudzeni kiwali głowami, ale co innego mogli zrobić. I co mogła zrobić Uriel?
-
Nie mam więcej pytań. - powiedziała. Reszta miała podobnie, więc rozeszli się do swoich spraw. Minie jeszcze parę godzin zanim otrząsnął się z hibernacyjnego kaca. Asari postanowiła wykorzystać okazję i też doprowadzić się do lepszego stanu.
-
Ivy, czy zbiorniki masy są pełne? - zapytała przechodząc pustym korytarzem. Może jeszcze będzie mogła się przyzwyczaić do wszędobylskiej SI. Była wygodna, jak niewidzialny lokaj.
- W 50 procentach, nominalnie 20 ton płynnej masy. - kobieta kiwnęła głową. Był to spory zapas, który dawał pole do manewru w przyszłych operacjach. Jej zaś obecnie wystarczyło tylko parę gram. Przeszła do laboratorium i od razu otworzyła moduł projektowania, minęło trochę czasu odkąd miała igłę w rękach, ale w klasztorze wpoili jej podstawowe zasady na trwałe. Tego nie dało się zapomnieć, nawet jakby chciała. Zaprogramowała drukarnie i zamknęła panel.
Miała jeszcze trochę czasu nim masa się rozgrzeje, więc przeszła do modułu sanitarnego. Prysznic był czymś czego potrzebowała jeśli miała pracować z żywymi istotami nie pozbawionymi zmysłu węchu. A przy tym był przyjemny. Przypomniała sobie jak to jest na statku, jednorodny rytm wacht. Wszystko zaplanowane co do minuty, czuwanie na stanowisku, posiłki, udział w pracach bosmańskich. Zaledwie parę minut na coś co mogła uznać za czas wolny, do tego sztuczna grawitacja nie mogła w pełni zastąpić tej prawdziwej. Nie było nic złego w rytmie zadań, ale chciała czegoś więcej. Chciała więcej.
Zwinęła swój stary skafander w kostkę i przemknęła boso do laboratorium. W drukarni czekała jeszcze ciepła suknia z polimerów. Złożona z białych i czarnych płócien połączonych elastycznymi taśmami, w swobodnej postawie materiał dość ściśle przylegał do ciała i sprawiał wrażenia niemal oficjalnego uniformu, zaś taśmy pozwalały w razie potrzeby rozsuwać materiał umożliwiając spory zakres ruchów. Wszystko to z minimalnej masy. Obejrzała się dumna ze swego dzieła. Mogła wyjść do ludzi.
Thova czytała dzienniki gwiazdowe w kabinie kapitana. Uriel zapukała do drzwi.
-
Wejdź.
- Musimy porozmawiać. - zaczęła Asari, była zdeterminowana. -
Nie jestem pewna czy to dobry pomysł. Z załogą. To, że teraz mają służyć Tobie. Nie zrozum mnie źle, myślę że się nadajesz, tylko powiedz mi sama, czy myślisz że załoga pójdzie za Tobą? - zapytała i zrobiła pauzę, wpatrując się badawczo w Drelkę. Zaraz jednak kontynuowała:
-
Ja jestem na tym statku bo o tym zdecydowałam, spośród dwóch alternatyw. Nie żeby druga była szczególnie pociągająca, ale to była moja decyzja. Zaś w przypadku załogi to Ivy podjęła decyzje, być może słuszną. Ale to nadal nie to samo. Najlepszy wbór to mieć wybór. A nie przyjmować werdykt supermaszyny. - zastanawiała się czy Ivy nadal ich podsłuchuję. SI jednak milczała. -
Chodzi mi o to, że teraz zgodzą się na wszystko, są w szoku. Ale jeśli pojawią się komplikacje, to zaczną znowu myśleć o możliwościach jakie mają. A te zawsze są. Nie wątpię, że jesteś w stanie sobie poradzić z buntem, tylko czy na pewno chcesz?
- Co więc proponujesz? - Uriel uśmiechnęła się jakby tylko na to czekała.
-
Daj im wolność i chodź ze mną. Będzie ciekawie. Może nie wyglądam na taką, ale kiedyś pracowałam dla łowcy nagród, wyszukiwanie celów, zbieranie informacji. Dużo się działo. Ale pieniądze były dobre, a najlepsze było to, że cele na których pracowaliśmy na wszystko sobie zasłużyły. - uśmiechała się z nieukrywaną satysfakcją. To nie był ładny uśmiech.
-
Więc dlaczego przestałaś? - zapytała Iby, a Uriel spochmurniałą.
-
Rozeszliśmy się z moim partnerem. - spuściła głowę. Chwilę trwało zanim wróciła do snucia wizji.
-
Razem dałybyśmy radę. Będzie najlepszym zespołem jaki kiedykolwiek istniał. Nic nas nie powstrzyma, nawet grawitacja. - przekonywała z entuzjazmem.
-
Mówisz z takim przekonaniem jakbyś miała coś konkretnego na myśli.
- Być może tak jest. Choć to nie jest cel łowcy. Bardziej ktoś kogo chce odnaleźć.
- Szczegóły?
- Nazywa się Okeer, jest Kroganinem. Najemnikiem. Watażką. Odkrywcą. Dość barwna postać trzeba przyznać. Wiem, że bywał w Cytadelii. Powinno dać się go wytropić. Wszędzie gdzie bywa pozostawia coś po sobie.
- I chcesz go zabić?
- To nie będzie koniecznie. - zaprotestowała, choć sama nie była pewna, może nie należało zbyt pochopnie rezygnować z możliwości -
bardziej zdobyć informację. One mi wystarczą.
-
Nie wygląda to na dochodowe zlecenie.
Jasne. Kredyty. Co byśmy bez nich zrobiły? Gdy dopadnę Okeera, będę mogła dać ci kolejny cel. Tym razem za kredyty. Potraktuj to jako wynagrodzenie.
- Mówisz jakbyś miała kontrakt w garści.
- Właściwie… - zastanowiął się -
… ten kontrakt to ja. - rozłożyła dłonie prezentując się w całej okazałości. -
Możesz odebrać za mnie nagrodę, nie starczy dla całej załogi, ale dla jednej osoby powinno.
- Dlaczego więc nie oddać cię już na Cytadelii?
-
Nie tak szybko. Jedna rzecz to kogo dostarczyć, druga jak, czasem klient chce jeszcze spędzić trochę czas z żywym celem, a na koniec do kogo dostarczyć przesyłka. Pomyłka odbiorcy może mieć śmiertelne znaczenie. - podkreśliła.
-
Czy jest coś co powinnam wiedzieć? - Uriel zastanowiłą się. Trochę tego było, ale musiała wybrać to co najistotniejsze w ich sytuacji.
-
Asari nie są miłe. - podsumowała w końcu
- I zrobią wszystko by ich sekrety nie dotarły do świadomości niższych ras. - na chwilę zapadła grobowa cisza.