Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2014, 15:49   #506
blackswordsman
 
blackswordsman's Avatar
 
Reputacja: 1 blackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodze
Ergan wskoczył za Roranem do rwącej podziemnej rzeki. Popalony, nieprzytomny i opancerzony kamrat, porwany przez wodę miał nikłe szansę na przeżycie. Ergansson starał się zanurkować za towarzyszem ale nie umiał pływać. Prąd zawirował nim jak sztuką prania w bali i Roran zniknął z oczu rzemieślnika w odmętach ciemnej wody. Krasnolud próbował dogonić towarzysza i po omacku odnaleźć go w wodzie ale nie udało się. Nie było szans pokonać wodnego prądu. Roran przepadł w topieli a rzeka zdawała się stawać śmiertelną pułapką także dla Ergana. Woda rzucała krasnoludem o skały aż nie wypłynął gdzieś nad taflę wody za ścianą i został przez coś pochwycony. Chwilę dochodził do siebie trzęsąc się z zimna i ociekając wodą, przestraszony, że mógł utonąć. Wpierw dojrzał, że znajduje sięw małej sali gdzie płonie pochodnia a potem leżącego skavene z brzechwą w bebechach, zdychał. Szybko jednak okazało się, że drugi skaven, ten który wyszarpał Ergana z wody, chciał przerobić krasnoluda na potrawkę. Głębokie dźgnięcie w nogę całkowicie rozbudziło rzemieślnika aż wrzasnął z ból gdy ostrze przebijało jego udo. Krasnolud szukał rozpaczliwie broni ale zarówno młot, kusza jak i tarcza zostały porwane przez wodę lub utonęły na dnie rzeki. Bezbronny zdał sobie sprawę, że jeszcze ma sztylet. Sięgnął po broń ukradkiem i chciał dźgnąć skavena ale sam był jak żółw wywrócony na plecy. Cały ekwipunek był ciężki od wody a zmarznięte ciało niczego nie ułatwiało. Szczur odskoczył a potem ciął krasnoluda po nodze uszkadzając jego nowe buty. Zanim krasnoludowi udało się wstać dwa kolejne cięcia zpstawiły głębokie ślady na jego skórzanej kurcie. Ergansson skupił się na jednym tylko ciosie i mocnym szarpnięciem ciął mięso skavena aż do kości odsłaniając jego żebra. Szczur jednak nie chciał zdychać. Może to pobudzenie walką a może coś innego trzymało jeszcze gryzonia na nogach. Walka dopiero się rozpoczęła. Ergansson udając wielkiego krasnoludzkiego sztukmistrza Houdniego broniąc się sztyletem przed wściekłymi atakami gryzonia, odpiął od plecaka zwój mokrej liny i w ciągu następnych chwil stworzył z niej prowizoryczną tarczę. Skaven napierdalał krasnoluda jakby był jakimś gladiatorem i jeszcze nażarł się tego ich szczurzego świecącego gówna, bo kolcza bluza krasnoluda zaczęła przepuszczać uderzenia i tylko parowanie dawało Erganowi szansę na przeżycie. Walka przeciągała się i krasnolud szybko zrozumiał, że jest zbyt wolny aby dopaść skavena, trzeba było go wykrwawić bo głęboka rana między żebrami wypluwała z siebie sporą ilość szczurzej juchy. Raz do krasnolud trzasnął w ryj szczura to znowu szczur rozbił łuk brwiowy krasnoluda. Nowa krew Wymiana ciosów zdawała się nie mieć końca, twardy ale dość powolny Ergan dzielnie stawiał czoła skaveńskiemu zabójcy który atakował częściej i znacznie szybciej się poruszał mimo, że zdychał. Minęło dobre pięć minut zanim Skathnik czy jak tam brzmiało imię tego okurwieńca, stracił parę i zaczął się wycofywać. Ergan widział wszystko w kolorach brudnego błota, krew zlepiała mu oczy, lewe ramię bolało jak cholera, płuca nie chciały dawać tyle powietrza ile trzeba, wszystko było mokre i lodowate ale krasnolud trzymał swoje tempo. Tylko to trzymało go przy życiu. Ruszył od razu za cofającym się ze zmęczenia wrogiem i wpakował mu nóż w kolano. Szczur zakwiczał jak świnia i czołgając się chciał uciec. Rzemieślnik nie miał ochoty na zabawę. Dopadł do szczura i wepchnął stalowe ostrze między jaja skavena tak, że wyszło mu prawie dupą i przekręcił nim w środku.>
-Gnido, tak skończy twoja rasa... z urżniętymi jajami..tfu..

Dostrzegając, że drugi skaven jeszcze żyję Ergansson podszedł do niego szybko i poderżnął mu gardło. Dopiero teraz był spokój. Wykorzystując światło pochodni krasnolud zabrał się za opatrywanie swoich ran. Kawałkami podartych i mokrych ubrań obwiązał nogę, twarz i rozcięcia na rękach. Zastanawiał się co dalej. Nasłuchując długo zdał sobie sprawę, że nie ma nikogo poza nim i rzeką. Towarzysze najpewniej zginęli, udusili się tym trującym dymem. Rzemieślnik pokręcił się po jamie w skale i szacował co gdzie i ile można zrobić. Dokąd pójść, gdzie się wydostać. Ułożył z kamieni swoje imię na podłodze, gdyby kiedyś jakiś krasnolud się tu dostał. Nie widząc szans na pokonanie rzeki Ergan ruszył nieznanym ciemnym korytarzem przyświecając sobie prymitywną pochodnią. Tunel wydawał się długi i dość prosty, cichy i pusty. Nie było w pobliżu żadnych innych komnat. To znaczyło, że Roran się utopił. Coś zaświtało w głowie Erganssona i postanowił wrócić na miejsce z którego wyruszył. Kiedy dotarł tam gdzie pozostawił leżące ciała dwóch skavenów, powybijał drewniane styliska narzędzi, zostawiając sobie tylko jeden sprawny młot, kilof i drugi kilof ze skróconym trzonkiem. Wbijając ostrza kilofów mocno w skałę i rozciągając od jednego do drugiego linę, rozwiesił mokre rzeczy. Krasnolud zauważył, że zarówno proch jak i składniki do jego wynalazku były do wyrzucenia, więc pozbył się ich jako zbędnego ciężaru. Tyle poszło na marne a Rorana i tak nie dało się uratować. Zmęczony krasnolud położył się przy prowizorycznym maleńkim ognisku, które rozpalił aby choć trochę się ogrzać i osuszyć rzeczy. Chyba zasnął ale nie był pewien. Może minęły godziny a może zaledwie kilka chwil? Nie wiedział. Kiedy wstał ponownie podszedł do interesującego go kawałka ściany i uderzył w nią kilka razy kilofem. ściana była twarda ale kruszyła się. Największym zaskoczeniem dla Ergana było to, że ktoś odpowiedział stukaniem z drugiej strony. Krasnolud uderzył ponownie kilofem w ścianę dokładnie tak jak stukało naprzeciw. Ponownie uderzył kilka razy w ścianę i zdał sobie sprawę, że jego towarzysze jednak żyją, bo skaveny zamiast kopać przepłynęły by rzeką. Jakieś dodatkowe siły obudziły się w Erganie. Obliczając, że to tylko siedem metrów skały krasnolud wziął się za kopanie. Pracował kiedyś w kopalni, wiedział jak to się robi więc wymierzał skale kolejne uderzenia. Starał się robić jak najmniej przerw i bić jak najefektywniej. Lewa ręka dokuczała, zmęczenie też, ból, brak powietrza a mimo to krasnolud wgryzał się w skałę powtarzając sobie, że to tylko kilka metrów.


---------------------------------------------------------------------------------

Robiąc tylko krótkie przerwy na rozluźnienie mięśni, coś do zjedzenia i popicia, Ergan łupał skałę godzina za godziną. Nie spał a jeśli nawet to nie był tego świadom i trwało to krótko. Maleńkie ognisko pochłaniało łapczywie wszystko co drewniane ale minimum światła krasnolud miał aby kopać. Uderzał i uderzał , i uderzał, i uderzał... Odłamki skalne usuwał na bok by mieć porządek pod nogami. Teraz liczyło się kopanie. Im szybciej się przebije tym wcześniej uwolni towarzyszy... Czas przestał się liczyć. Mijały dni i wykop się pogłębiał. Zmęczenie i ból ciała był tak ogromny, że Ergan nie zwracał już na nie uwagi. Po prostu uderzał w ścianę odłupując kolejne kawałki skały oddzielającej go od towarzyszy. Zasypiał bezwiednie. Nie wiedział kiedy ani ile spał wsunięty we własny wykop. Nie był pewien ile jeszcze zostało bo choć sam wykopał dobre trzy, prawie cztery metry to mógł się pomylić w obliczeniach i ściana mogła być grubsza. A co jeśli towarzysze kopali w złym miejscu?
Jakiś czas później Ergan ocknął się wepchnięty między ściany tunelu. Ktoś go tarmosił i nie dawał spać. Na twarzy krasnoluda pojawił się uśmiech kiedy ten rozpoznał Detlefa i Grundiego. Wyczerpany zdołał powiedzieć tylko kilka słów zanim znów zasnął.

- Nareszcie... ile można na was czekać... Jest wyjście... długi korytarz... Roran utonął porwany przez rzekę... Ostanie słowa były domniemaniem Ergana ale skoro Roran był nieprzytomny, straszliwie poparzony i obciążony zbroją a w odległości conajmniej kilometra czy dwóch nie było możliwości wypłynięcia to musiał utonąć. Poza tym nie umiał pływać... chyba.
 
blackswordsman jest offline