Gael dalej siedział skulony, przykucnięty i kurczowo ściskał postronek owieczki Beby. Zwierzę też się trwożyło i próbowało wyrwać, jednak chłop był silniejszy. Cały czas jąkał się i dukał zaklęcia w swym tajemnym języku. Dla postronnego brzmiało to mniej więcej jak: Ojojoj! Baaam! Ooojojoj!
Nie bardzo rozumiał czego upiór od nich chce. Jakaś misja, Panna Graala, orki. Żadne z tych słów mu się nie podobało, no może w wyjątkiem Panny Graala. Z doświadczenia znał kilka i były to raczej dobrotliwe istoty. Co jakiś czas rzucał szybkie spojrzenia na Sir Gisberta. Wyglądało na to, że dogaduje się z tą istotą. "To chyba dobrze" zajaśniała w umyśle chłopa myśl. W końcu rycerz robi to do czego jest powołany.
Gdy padło pytanie Gisberta Gael popatrzył na niego pytającym, nieco nieprzytomnym wzrokiem. - Ooopsje, jakie oopsje. Ja kcem tylko żyć - powiedział po czym wybuchnął szlochem. |