Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2014, 16:14   #510
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Znaleźli Ergana, a Ronagaldson najpewniej był martwy. Wiodać tak musiało być. Poza Erganem Thorvaldsson odnalazł też coś jeszcze - nadzieję, bowiem zaczopowany truchłami szczuroludzi tunel techniczny zdawał się żadnej nadziei na przeżycie nie dawać. Tutaj jednak czernił się nieznany im kolejny korytarz, prawdopodobnie łączący się pierwotnie z komorą oczyszczarki. Czyli dokładnie tak, jak zamierzał iść wcześniej. Tymczasem odpoczywali jeszcze, bowiem stan rannych, a szczególnie odnalezionego Erganssona tego wymagał.

Nocna wizyta skavenów nie zaowocowała na szczęście kolejnym starciem. Wyglądało na to, że te osobniki nie miały nic wspólnego z tymi atakującymi ich do tej pory. Wyglądało też na to, że albo nie zostali odkryci, być może z powodu wszechobecnego odoru rozkładających się zwłok, albo liczebność tego oddziału była niewielka i sierściuchy nie zaryzykowały konfrontacji.

W końcu mogli ruszać. Detlef przydzielił kilkorgu dodatkowy balast w postaci prowizorycznych pochodni, opału i skaveńskich kusz. Obciążeni zostali wszyscy, którzy nie uginali się pod ciężarem swojego ekwipunku albo słaniali na nogach z powodu ran. I tak on sam, Thorin i Thorgun wzięli zapas pochodni, Khaidar poza pochodniami również trzy wiązku szczap na opał a Grundi z Erganem wzięli zdobyczne kusze i bełty. Mimo pierwotnego zamiaru zrezygnował z dwóch dodatkowych kusz - po prostu nie mieli sił targać ich ze sobą.

Na przedzie szedł Grundi, Detlef mniej więcej pośrodku, a Khaidar na końcu kolumny. Nauczeni przykrym doświadczeniem korzystali tylko z jednej pochodni na przedzie kolumny ryzykując potknięcia i drobne urazy na skutek braku światła. Szli jednak dość wolno, a niepewny krok powodowany był raczej ciężkim stanem rannych, niż niedostatecznym oświetleniem.

[i]- ... - Kyan stojący za Detlefem był w takim szoku widząc stan Rorana iż nie był w stanie wymowić słowa, obolała szczęka otwierała się i zamykała głucho niczym jama z której wylazł Roran. Po dłuzszej chwili wydusił z siebie - Tloolinn mysle se bemcies tu pocebny... Sybko... - krasnolud mógł jedynie seplenić przez napuchniętą i złamaną szczękę.

- Roran, kurwa, gdzieś ty był?! - Detlef wydusił z siebie po dłuższej chwili, a ręka zaciśnięta na toporku powędrowała wreszcie, by odwzajemnić uścisk Ronagaldsona. - I zrób coś z sobą, bo jak cię kto zobaczy to z miejsca ustrzeli. Wyglądasz… nienajlepiej. - Detlef w ostatniej chwili zrezygnował z porównania Rorana do orka, chociaż takie właśnie skojarzenie cisnęło mu się na usta.
- Thorin - podejdź szybko. Dajcie jakieś ubranie, jeśli kto ma. - zawołał.

- Bywało gorzej...trochę. Własnym ciałem sprawdzałem drogę. I chyba znalazłem sposób byśmy ominęli skaveny. Patrz na plus Detlefie, nikt nie pozna mnie na listach gończych, ghahaha - zaśmiał się krasnolud chrapliwie - Właśnie, co z tubą. Nie spłyneła ze mną, ocalała?

- Wszystko spłonęło. Ledwo dało się rozpoznać, że tam jakaś tuba była. - Odpowiedział.

- [i]Tak przypuszczałem….cóż, jesteśmy w dupie. Dość wspólnie a więc chociaż ciepło będzie. W takim razie pozwól Detlefie, że złożę na twoję ręce prosbę o -[i]tu krasnolud zakasłał mocno -dołączenie do twojego oddziału. Sądzę że przyda się to wszystkim ze mną włącznie. Proponuje iść dołem - wskazał na dziurę z której wyszedł -Tam powinna być trasa bez skavenów. Powiedzcie że macie do picia coś poza wodą...sram wodą. Piwa, błagam

- Mam coś lepszego. Trzymaj. - Detlef pogrzebał chwilę w tobołkach i wyciągnął flaszkę spirytusu. - A z oddziałem sam wiesz jak jest. Idziemy pod moją komendą, a później znowu zdecydujemy wszyscy. Tymczasem witaj wśród nas. - Odpowiedział na zadane wcześniej pytanie.

Roran wlał ochoczo podany trunek w gardło. Czuł w końcu na powrót że żył. W końcu rozejrzał sie po kompanach i rzekł: -Tunel jest przegrodzony kratami ale nie na daleką wysokość. Można zejść, ma coś w rodzaju szczebli dla personelu. Wodospad z wody spływającej strugą spada poniżej. Powinno dać się tamtędy ominąć górne korytarze, po cichu liczę i na jakis magazyn górniczy. Na pewno schodzily tam ekipy a nie sądze by za każdym razem znosili wszystko. Co wy na to? Widzę wszystkich, choć w różnym stanie... więc skaveny odparliście ale na bank więcej ich będzie.

- Huran - co ty o tym sądzisz? Mówiłeś o drodze do jaskiń. Dołem przejdziemy, czy trzeba górą? - zapytał rannego dziadka.

Huran podrapał się po głowie i westchnął głośno. - Ten tunel tam…- wskazał na korytarz biegnący w lewo…- prowadzi do komory czyścicieli, tam też powinny być schody w dół które kończą się w jaskiniach, na samym dole. Zaś co się do komina tyczy, to nie najlepsza droga, mokra, zdradliwa i bez powrotu. Tunel zabierze nas tam gdzie komin ale szybciej i łatwiej… i na sucho. - Chrząknął na koniec i wyjął manierkę by się z niej napić.

- Masz rację we wszystkim jak mniemam Huranie. Ale to droga oczywista a to znaczy że na pewno napotkamy tam wroga. Dlatego tylko proponuję to wyjście. Zmęczenie i wszelkie trudy jako alternatywa dla kolejnych starć - pokiwał głową krasnolud, pociągając ponownie z flaszki i podając ją na powrót Detlefowi. Na zasadzkach się Roran akurat znał i tę wiedzę zamierzał wykorzystać by przeżyć.

- Zrobicie jak uważacie, przystałem do Detlefa więc za jego rozkazem pójdę a swoje zdanie powiedziałem. Jeno zauważcie w jakim stanie jesteśmy, czy aby droga w dół na linach, a trza wam wiedzieć że to nie pięć czy pięćdziesiąt stóp jest, to może nas wykończyć. Twoja decyzja Detlefie. - Huran łyknął ponownie z manierki i wbił wzrok w Thorvaldssona.

- Dodam jeno że na sporej długości są wyryte wyraźne i głebokie szczeble. Da się po nich wejść bez asekuracji nawet w stanie takim jak mój. Spóścić rzeczy na linie nie jest problemem a z asekuracją damy radę. Szczeble są dobre, ryłem je dwa dni by z tamtąd wyleźć. A obawiam się, że starcia nie przetrzymamy tym bardziej niestety - odparł Roran przyglądając się swym kompanom i ich dośc opłakanemu stanowi.

- Przypomnijcie mi, ile mamy łącznie liny? - Detlef zapytał głośno. - Ile w dół może być - tak naprawdę - 100 stóp, więcej? - zwrócił się do Hurana nie czekając na odpowiedź reszty.

- Trudno powiedzieć, kilka poziomów może być i ze sto pięćdziesiąt stóp, choć po drodze są osadniki. To fakt. Nigdy tam nie byłem ale wydaje mi się że co kilkanaście stóp jest sito, w końcu to komin sitowy. - Huran wręcz sapnął niedbale miast mówić normalnie, widać opcja zejścia linowego mu się nie bardzo podobała.

- Poświadczam. Kraty mają średnice około pięciu stóp i obwód piętnastu. Drogi zejścia są całkiem dogodne, śruby zaś da się odkręcić. Cały tunel zdaje się być przygotowany do swobodnego użytku ekip pracowniczych - potwierdził Ronagaldson. - Osadniki są co jakieś...9 szczebli, czyli z 15- 17 stóp

Kyan słuchał wywodów Detlefa, Hurana i Rorana ze spokojem. - Samilknijcie siem na chfile… - skwitował krasnolud krzywiąc się mocno. - Komin profaci pses fsystkie posiomy do jaskin, jak Lolan gadal, co parenasce metlóf jest klata, te fysoko majom wylapac glasy, a te coras nisej fiadomo coras mniejse kamienie, ocyfiscie flas s tym psesfity i ocka lrat są coras mniejse. Co 5 metlóf jest tunel technicny z któlego opuscajom siem klasnoludy na linach by móc cyscic osadniki. Na dnie jest bajolo i jaskinia. Z góly leje siem woda i fliltuje.

Sapnął cięzko i kontynuował mimo bólu jakiego doznawał wiedział że to ważna sprawa i musi zabrać głos...

-Tunel na lefo plofadzi do magasynu cyscicieli osadnikóf, dalej sa nim jest tunel i schody któle plofacom takse na sam dól do jaskin. F stanie jakim snajduje siem palu s nas... no cós nie fiem cy damy ladę pses klaty, lusymy tunelem w lefo lysykujemy se skafeny wejdom nam na galba, bo psybendom tu pledzej czy posniej.... Na klatakach mose nas cekac loskuwanie i losklencanie tego gófna takse by psedostac siem dalej….

- Kraty nie są bardzo trudne do rozpiżenia. W miare grube ale to wykonalne. Nie proponowałbym tego gdyby się nie dało, a uwierzcie, całą tę powierzchnię wzdłuż i wszerz zmacałem z tuzin i jeszcze pół tego razy - dodał długobrody po chwili namysłu.

Widok długobrodego, który… który wyglądał jak teraz potwór sprawiła, że harde serce runotwórcy, który miał zamiar znieść wszelkie trudności rzucone mu w twarz, zmiękło. Roran zniósł coś co w porównaniu z jego… obrażeniami… szkoda słów.

Bez słowa podszedł do Rorana i odwrócił się plecami. Do plecaka był przytroczony wspaniały topór z kryształem.
- Musisz sam po niego sięgnąć. Me dłonie...- powiedział cicho - Urbagor dotknął nie tylko ciebie.

-Dzięki ci Galebie powiedzial z westchnieniem Roran. Bardzo nie chciał stracić tego akurat przedmiotu - Nie martw się... wyzdrowiejemy. Świat nas jeszcze zobaczy - dodał z niewidocznym uśmiechem.

Galeb poczekał spokojnie aż długobrody odciąży jego plecy, po czym odwrócił się, aby móc spojrzeć spomiędzy bandaży na Rorana. Chciał to zapamiętać. Ten straszliwy stan w jakim był Roran, aby mieć nauczkę na przyszłość.
- To ja sprowadziłem na nas płomień. - powiedział w końcu i dobitnie.

- Płomień na nas sprowadził pech, ty tylko użyłeś granatu... nie przejmuj sie tym tak. Ja się nie przejmuję... bardzo. Damy radę, któż jak nie stare uparciuchy - spróbował pocieszyc kompana były siezant. Był zły lecz przeszło mu to... czyżby nazbyt filozficznie począł pdochodzic do życia?

Odpowiedzią Galeba na te słowa było tylko skinienie głowy i posępne spojrzenie.

- Pamiętajcie o jeszcze jednym… khmm… choć jeżeli szczury nas dogonią to będziemy mieć przesrane w tym kominie to wilgoć i woda wiążą zapachy. Rzeczywiście może to być sposób na uniknięcie pogoni. - powiedział ostrożnie.

- Zrobimy tak - Detlef zdecydował wreszcie. - Sprawdzimy obie drogi. Poza mną tylko Thorin i Grundi są w stanie pozwalającym na łażenie po linach - reszta jest zbyt poważnie ranna na wspinaczkę w ogóle albo wspinanie się grozi otwarciem ran. Dla najciężej rannych musimy przygotować jakąś uprząż do opuszczenia w dół. Dodatkowo posłanie na dół większej części najsprawniejszych z was i przy tym najbardziej zdolnych do walki naraża na niebezpieczeństwo wszystkich, którzy zostaną na górze - szczuroludzie mogą zaatakować w każdej chwili. - Przerwał na chwilę myśląc o czymś.
- Jedna osoba nie da rady by zejść i sprawdzić drogę przez komin. Ktoś musi zostać na górze i dopilnować, że nikt nas tutaj nie zaskoczy. Komin mogą sprawdzić Thorin i Grundi, Roran raczej nie da rady. Ja i Khaidar w tym czasie sprawdzimy drogę do schodów. Reszta zostaje tutaj i szykuje się na potencjalne spotkanie z wrogiem. Później zdecydujemy którędy iść.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline