| Znaleźli Ergana, a Ronagaldson najpewniej był martwy. Wiodać tak musiało być. Poza Erganem Thorvaldsson odnalazł też coś jeszcze - nadzieję, bowiem zaczopowany truchłami szczuroludzi tunel techniczny zdawał się żadnej nadziei na przeżycie nie dawać. Tutaj jednak czernił się nieznany im kolejny korytarz, prawdopodobnie łączący się pierwotnie z komorą oczyszczarki. Czyli dokładnie tak, jak zamierzał iść wcześniej. Tymczasem odpoczywali jeszcze, bowiem stan rannych, a szczególnie odnalezionego Erganssona tego wymagał.
Nocna wizyta skavenów nie zaowocowała na szczęście kolejnym starciem. Wyglądało na to, że te osobniki nie miały nic wspólnego z tymi atakującymi ich do tej pory. Wyglądało też na to, że albo nie zostali odkryci, być może z powodu wszechobecnego odoru rozkładających się zwłok, albo liczebność tego oddziału była niewielka i sierściuchy nie zaryzykowały konfrontacji.
W końcu mogli ruszać. Detlef przydzielił kilkorgu dodatkowy balast w postaci prowizorycznych pochodni, opału i skaveńskich kusz. Obciążeni zostali wszyscy, którzy nie uginali się pod ciężarem swojego ekwipunku albo słaniali na nogach z powodu ran. I tak on sam, Thorin i Thorgun wzięli zapas pochodni, Khaidar poza pochodniami również trzy wiązku szczap na opał a Grundi z Erganem wzięli zdobyczne kusze i bełty. Mimo pierwotnego zamiaru zrezygnował z dwóch dodatkowych kusz - po prostu nie mieli sił targać ich ze sobą.
Na przedzie szedł Grundi, Detlef mniej więcej pośrodku, a Khaidar na końcu kolumny. Nauczeni przykrym doświadczeniem korzystali tylko z jednej pochodni na przedzie kolumny ryzykując potknięcia i drobne urazy na skutek braku światła. Szli jednak dość wolno, a niepewny krok powodowany był raczej ciężkim stanem rannych, niż niedostatecznym oświetleniem.
[i]- ... - Kyan stojący za Detlefem był w takim szoku widząc stan Rorana iż nie był w stanie wymowić słowa, obolała szczęka otwierała się i zamykała głucho niczym jama z której wylazł Roran. Po dłuzszej chwili wydusił z siebie - Tloolinn mysle se bemcies tu pocebny... Sybko... - krasnolud mógł jedynie seplenić przez napuchniętą i złamaną szczękę. - Roran, kurwa, gdzieś ty był?! - Detlef wydusił z siebie po dłuższej chwili, a ręka zaciśnięta na toporku powędrowała wreszcie, by odwzajemnić uścisk Ronagaldsona. - I zrób coś z sobą, bo jak cię kto zobaczy to z miejsca ustrzeli. Wyglądasz… nienajlepiej. - Detlef w ostatniej chwili zrezygnował z porównania Rorana do orka, chociaż takie właśnie skojarzenie cisnęło mu się na usta. - Thorin - podejdź szybko. Dajcie jakieś ubranie, jeśli kto ma. - zawołał.
- Bywało gorzej...trochę. Własnym ciałem sprawdzałem drogę. I chyba znalazłem sposób byśmy ominęli skaveny. Patrz na plus Detlefie, nikt nie pozna mnie na listach gończych, ghahaha - zaśmiał się krasnolud chrapliwie - Właśnie, co z tubą. Nie spłyneła ze mną, ocalała? - Wszystko spłonęło. Ledwo dało się rozpoznać, że tam jakaś tuba była. - Odpowiedział.
- [i]Tak przypuszczałem….cóż, jesteśmy w dupie. Dość wspólnie a więc chociaż ciepło będzie. W takim razie pozwól Detlefie, że złożę na twoję ręce prosbę o -[i]tu krasnolud zakasłał mocno -dołączenie do twojego oddziału. Sądzę że przyda się to wszystkim ze mną włącznie. Proponuje iść dołem - wskazał na dziurę z której wyszedł -Tam powinna być trasa bez skavenów. Powiedzcie że macie do picia coś poza wodą...sram wodą. Piwa, błagam - Mam coś lepszego. Trzymaj. - Detlef pogrzebał chwilę w tobołkach i wyciągnął flaszkę spirytusu. - A z oddziałem sam wiesz jak jest. Idziemy pod moją komendą, a później znowu zdecydujemy wszyscy. Tymczasem witaj wśród nas. - Odpowiedział na zadane wcześniej pytanie.
Roran wlał ochoczo podany trunek w gardło. Czuł w końcu na powrót że żył. W końcu rozejrzał sie po kompanach i rzekł: -Tunel jest przegrodzony kratami ale nie na daleką wysokość. Można zejść, ma coś w rodzaju szczebli dla personelu. Wodospad z wody spływającej strugą spada poniżej. Powinno dać się tamtędy ominąć górne korytarze, po cichu liczę i na jakis magazyn górniczy. Na pewno schodzily tam ekipy a nie sądze by za każdym razem znosili wszystko. Co wy na to? Widzę wszystkich, choć w różnym stanie... więc skaveny odparliście ale na bank więcej ich będzie. - Huran - co ty o tym sądzisz? Mówiłeś o drodze do jaskiń. Dołem przejdziemy, czy trzeba górą? - zapytał rannego dziadka.
Huran podrapał się po głowie i westchnął głośno. - Ten tunel tam…- wskazał na korytarz biegnący w lewo…- prowadzi do komory czyścicieli, tam też powinny być schody w dół które kończą się w jaskiniach, na samym dole. Zaś co się do komina tyczy, to nie najlepsza droga, mokra, zdradliwa i bez powrotu. Tunel zabierze nas tam gdzie komin ale szybciej i łatwiej… i na sucho. - Chrząknął na koniec i wyjął manierkę by się z niej napić.
- Masz rację we wszystkim jak mniemam Huranie. Ale to droga oczywista a to znaczy że na pewno napotkamy tam wroga. Dlatego tylko proponuję to wyjście. Zmęczenie i wszelkie trudy jako alternatywa dla kolejnych starć - pokiwał głową krasnolud, pociągając ponownie z flaszki i podając ją na powrót Detlefowi. Na zasadzkach się Roran akurat znał i tę wiedzę zamierzał wykorzystać by przeżyć. - Zrobicie jak uważacie, przystałem do Detlefa więc za jego rozkazem pójdę a swoje zdanie powiedziałem. Jeno zauważcie w jakim stanie jesteśmy, czy aby droga w dół na linach, a trza wam wiedzieć że to nie pięć czy pięćdziesiąt stóp jest, to może nas wykończyć. Twoja decyzja Detlefie. - Huran łyknął ponownie z manierki i wbił wzrok w Thorvaldssona.
- Dodam jeno że na sporej długości są wyryte wyraźne i głebokie szczeble. Da się po nich wejść bez asekuracji nawet w stanie takim jak mój. Spóścić rzeczy na linie nie jest problemem a z asekuracją damy radę. Szczeble są dobre, ryłem je dwa dni by z tamtąd wyleźć. A obawiam się, że starcia nie przetrzymamy tym bardziej niestety - odparł Roran przyglądając się swym kompanom i ich dośc opłakanemu stanowi. - Przypomnijcie mi, ile mamy łącznie liny? - Detlef zapytał głośno. - Ile w dół może być - tak naprawdę - 100 stóp, więcej? - zwrócił się do Hurana nie czekając na odpowiedź reszty. - Trudno powiedzieć, kilka poziomów może być i ze sto pięćdziesiąt stóp, choć po drodze są osadniki. To fakt. Nigdy tam nie byłem ale wydaje mi się że co kilkanaście stóp jest sito, w końcu to komin sitowy. - Huran wręcz sapnął niedbale miast mówić normalnie, widać opcja zejścia linowego mu się nie bardzo podobała.
- Poświadczam. Kraty mają średnice około pięciu stóp i obwód piętnastu. Drogi zejścia są całkiem dogodne, śruby zaś da się odkręcić. Cały tunel zdaje się być przygotowany do swobodnego użytku ekip pracowniczych - potwierdził Ronagaldson. - Osadniki są co jakieś...9 szczebli, czyli z 15- 17 stóp
Kyan słuchał wywodów Detlefa, Hurana i Rorana ze spokojem. - Samilknijcie siem na chfile… - skwitował krasnolud krzywiąc się mocno. - Komin profaci pses fsystkie posiomy do jaskin, jak Lolan gadal, co parenasce metlóf jest klata, te fysoko majom wylapac glasy, a te coras nisej fiadomo coras mniejse kamienie, ocyfiscie flas s tym psesfity i ocka lrat są coras mniejse. Co 5 metlóf jest tunel technicny z któlego opuscajom siem klasnoludy na linach by móc cyscic osadniki. Na dnie jest bajolo i jaskinia. Z góly leje siem woda i fliltuje.
Sapnął cięzko i kontynuował mimo bólu jakiego doznawał wiedział że to ważna sprawa i musi zabrać głos...
-Tunel na lefo plofadzi do magasynu cyscicieli osadnikóf, dalej sa nim jest tunel i schody któle plofacom takse na sam dól do jaskin. F stanie jakim snajduje siem palu s nas... no cós nie fiem cy damy ladę pses klaty, lusymy tunelem w lefo lysykujemy se skafeny wejdom nam na galba, bo psybendom tu pledzej czy posniej.... Na klatakach mose nas cekac loskuwanie i losklencanie tego gófna takse by psedostac siem dalej….
- Kraty nie są bardzo trudne do rozpiżenia. W miare grube ale to wykonalne. Nie proponowałbym tego gdyby się nie dało, a uwierzcie, całą tę powierzchnię wzdłuż i wszerz zmacałem z tuzin i jeszcze pół tego razy - dodał długobrody po chwili namysłu.
Widok długobrodego, który… który wyglądał jak teraz potwór sprawiła, że harde serce runotwórcy, który miał zamiar znieść wszelkie trudności rzucone mu w twarz, zmiękło. Roran zniósł coś co w porównaniu z jego… obrażeniami… szkoda słów.
Bez słowa podszedł do Rorana i odwrócił się plecami. Do plecaka był przytroczony wspaniały topór z kryształem.
- Musisz sam po niego sięgnąć. Me dłonie...- powiedział cicho - Urbagor dotknął nie tylko ciebie.
-Dzięki ci Galebie powiedzial z westchnieniem Roran. Bardzo nie chciał stracić tego akurat przedmiotu - Nie martw się... wyzdrowiejemy. Świat nas jeszcze zobaczy - dodał z niewidocznym uśmiechem.
Galeb poczekał spokojnie aż długobrody odciąży jego plecy, po czym odwrócił się, aby móc spojrzeć spomiędzy bandaży na Rorana. Chciał to zapamiętać. Ten straszliwy stan w jakim był Roran, aby mieć nauczkę na przyszłość.
- To ja sprowadziłem na nas płomień. - powiedział w końcu i dobitnie.
- Płomień na nas sprowadził pech, ty tylko użyłeś granatu... nie przejmuj sie tym tak. Ja się nie przejmuję... bardzo. Damy radę, któż jak nie stare uparciuchy - spróbował pocieszyc kompana były siezant. Był zły lecz przeszło mu to... czyżby nazbyt filozficznie począł pdochodzic do życia?
Odpowiedzią Galeba na te słowa było tylko skinienie głowy i posępne spojrzenie.
- Pamiętajcie o jeszcze jednym… khmm… choć jeżeli szczury nas dogonią to będziemy mieć przesrane w tym kominie to wilgoć i woda wiążą zapachy. Rzeczywiście może to być sposób na uniknięcie pogoni. - powiedział ostrożnie. - Zrobimy tak - Detlef zdecydował wreszcie. - Sprawdzimy obie drogi. Poza mną tylko Thorin i Grundi są w stanie pozwalającym na łażenie po linach - reszta jest zbyt poważnie ranna na wspinaczkę w ogóle albo wspinanie się grozi otwarciem ran. Dla najciężej rannych musimy przygotować jakąś uprząż do opuszczenia w dół. Dodatkowo posłanie na dół większej części najsprawniejszych z was i przy tym najbardziej zdolnych do walki naraża na niebezpieczeństwo wszystkich, którzy zostaną na górze - szczuroludzie mogą zaatakować w każdej chwili. - Przerwał na chwilę myśląc o czymś. - Jedna osoba nie da rady by zejść i sprawdzić drogę przez komin. Ktoś musi zostać na górze i dopilnować, że nikt nas tutaj nie zaskoczy. Komin mogą sprawdzić Thorin i Grundi, Roran raczej nie da rady. Ja i Khaidar w tym czasie sprawdzimy drogę do schodów. Reszta zostaje tutaj i szykuje się na potencjalne spotkanie z wrogiem. Później zdecydujemy którędy iść.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |