Wątek: Red Scarlett
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2007, 12:35   #1
Cold
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
Red Scarlett

Oto moje opowiadanie. Sama nie wiem, po co je tu publikuję, cóż. Jest ono w świecie Marvela, a konkretnie w świecie X-Men, którzy odgrywają tutaj role drugoplanowe. Życzę miłej lektury, jeśli komuś się spodoba, dam dalszą część, jeśli nie, trudno.

Nadnaturalne moce cz.1

Greenwich Village, Manhattan, Nowy Jork

Nad Manhattanem wschodziło leniwie słońce, a na ulicach Nowego Jorku panował, jak zawsze, ogromny ruch. Wszędzie było pełno lśniących, drogich samochodów, żółtych taksówek i tych zwykłych pojazdów, na które mógł sobie pozwolić przeciętny, pracujący człowiek. W jednej z dzielnic mieszkalnych Manhattanu, a mianowicie w West Village, czyli Greenwich Village, mieszkała bohaterka tego opowiadania.
Promienie słońca bezczelnie próbowały przedrzeć się przez zasłonięte fiołkowymi roletami okno, lecz ‘unowocześnione’ zasłony doskonale spełniały swoją rolę uniemożliwiając niemalże oślepiającemu światłu wdarcia się do sypialni. W łóżku leżała dwójka ludzi: kobieta i mężczyzna. Ona przytulona do niego z zamkniętymi powiekami, on obejmując ją jedną ręką, a drugą gładząc jej długie blond włosy, wpatrywał się w sufit. Uśmiechnął się, kiedy do jego głowy napłynęły wspomnienia z poprzedniej, gorącej i namiętnej, nocy.
Blondynka otworzyła leniwie swoje zielone oczy, po czym spojrzała na swojego partnera.
- Nie powinieneś być w pracy? – spytała.
- Właśnie się do niej spóźniam – odpowiedział odgarniając z twarzy kosmyk brązowych włosów.
- Tom, spóźniasz się już czwarty raz w tym tygodniu – powiedziała zielonooka wstając z łóżka i zakładając na swoje nagie ciało bordowy szlafrok. – Jeśli cię wyrzucą z pracy... Mam nadzieję, że jesteś świadom tego, że jak skończy mi się kontrakt, to będziesz jedyną osobą, która będzie zarabiała na nasze życie – powiedziawszy to odsłoniła rolety wpuszczając do pomieszczenia mnóstwo światła. – Wiec lepiej rusz ten swój...
- Jakże seksowny i podniecający tyłek - dokończył stając za nią i obejmując ją w talii. – Póki co, jestem potrzebny szefowi, więc mnie nie wywali – oznajmił całując ją delikatnie w szyję.
- Mimo wszystko... – nie dokończyła, ponieważ mężczyzna obrócił ją przodem do siebie i pocałował, a jego dłonie powoli zsunęły się po jej plecach i zatrzymały się na pośladkach. Dziewczyna odsunęła się od mężczyzny. – Powinieneś iść do pracy, a na igraszki jeszcze przyjdzie pora – powiedziała z uśmiechem.
- Ach, no niech ci będzie – odpowiedział brunet, po czym z miną niesłusznie zbitego psa ruszył do łazienki.
Scarlett usiadła na krawędzi łóżka i spojrzała na niewidzialny punkt za oknem. Przez głowę przelatywały jej różne myśli. Większość z nich dotyczyła Thomasa Milforda, który przed kilkoma dniami został jej mężem. Jednak niektóre myśli krążyły wokół tematu, który od tak niedawna stał się popularny w mediach.
- Dzisiejszego dnia grupka młodocianych mutantów napadła na sklep jubilerski. W kradzieży pomogły im ich nadnaturalne moce. Z relacji świadków... - usłyszała nagle głos jednej z dziennikarek.
Zielonooka ruszyła w stronę salonu i spojrzała na Toma, który ubierając się spoglądał na telewizję.
- Słyszałaś? – spytał zwracając się do Scarlett. – Tym razem te... potwory okradły sklep jubilerski. Teraz na ulicach nie jest bezpiecznie, kiedy te wybryki natury krążą po świecie.
- Taak... – mruknęła dziewczyna.
- Dobra, ja spadam... Do zobaczenia wieczorem – oznajmił Thomas. – I pamiętaj, co mi obiecałaś. Namiętny seks w naszej sypialni – dodał wychodząc z mieszkania.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, już zresztą nie miała komu odpowiadać. Odwróciła się na piętach i skierowała się do łazienki, gdzie wzięła długi prysznic.
Po doprowadzeniu swojego wyglądu do stanu idealnego była gotowa do kolejnego dnia, a przynajmniej takie miała wrażenie.
Gdy znalazła się ponownie w salonie, zadzwonił telefon. Zielonooka podeszła do aparatu telefonicznego i przyłożyła słuchawkę do ucha, uprzednio naciskając na podłużny guzik znajdujący się pod napisem ‘Odbierz’.
- Słucham?
- Czy to panna Bloodshine? – w słuchawce odezwał się piskliwy, kobiecy głos.
- Kilka dni temu jeszcze tak – powiedziała z uśmiechem Scarlett.
- Mniejsza o to – odpowiedziała jej chłodnym tonem kobieta. – Dzwonię z Agencji Profesjonalnych Modelek Manhattanu, aby oznajmić, że pani kontrakt został unieważniony – w głosie dzwoniącej dało się usłyszeć nutkę satysfakcji.
Scarlett stała przez chwilę w milczeniu wpatrując się w okno. Odłożyła słuchawkę i poczuła, jak złość zaczyna w niej buzować. Zacisnęła pięści, po czym je rozluźniła. W jej dłoniach zaczęło formować się coś na kształt dwóch fioletowo-różowych kul, wokół których krążyły mniejsze. Po chwili kobieta cisnęła wiązką fioletowo-różowego światła w ścianę, która rozpadła się jak domek z kart. Drugą dłoń skierowała w stronę kuchni, która po chwili została zdewastowana przez strumień energii.
W końcu Scarlett opadła na kolana i spojrzała na to, co zrobiła. Po całym mieszkaniu walały się kawałki zniszczonych mebli, rozbitych okien, porcelany.
- Jestem... mutantem – powiedziała sama do siebie patrząc na swoje dłonie, a łzy powoli zaczęły spływać po jej policzkach. Wiedziała już o tym od trzech lat, ale próbowała ukrywać to przed światem, a szczególnie przed Thomasem, który nienawidził mutantów, jak inni ludzie.
***
Nowy Jork, budynek sądu

Przed budynek podjechała żółta taksówka, z której wysiadła blondwłosa kobieta. Zatrzasnęła za sobą drzwi i skierowała się pewnym krokiem w stronę wejścia. Wbiegła po schodach, a następnie popchnęła duże, szklane drzwi. Przy wejściu przywitał ją starszy, wysoki mężczyzna.
- Arthur Boyl – przedstawił się podając rękę kobiecie, która zignorowała gest przywitania.
- Jest pan moim adwokatem, mam nadzieję, że wie pan o tym, że jestem... – przerwała na chwilę przymykając powieki. Nie mogła się przyzwyczaić do słowa mutant. – Że jestem mutantem. Zresztą już jest za późno, nie może się pan wycofać. Resztę pieniędzy wpłacę panu po rozprawie – powiedziała chłodnym tonem, nienawidziła prawników.
- Tak, tak... O wszystkim zostałem powiadomiony i nie mam zamiaru się wycofać – odpowiedział, na co Scarlett spojrzała na niego z lekką odrazą.
Żaden mądry adwokat nie wycofałby się, gdyby jego klient zaoferował mu pół miliona dolarów... Sępy, pomyślała.
- Od razu mówię, że chcę aby ta sprawa była zakończona jak najszybciej – oznajmiła Boylowi, kiedy wchodzili po marmurowych schodach. – Z pewnością Thomas zgodzi się na rozwód, wystarczy że podpisze papiery... Mam nadzieję, że ma je pan ze sobą – zatrzymała się wyczekując na odpowiedź prawnika.
- Tak, tak – odpowiedział pospiesznie wyciągając plik kartek z teczki. – Tylko nie rozumiem, dlaczego to wszystko musi się odbywać w budynku sądu i w obecności prawników.
- Nie musi pan tu niczego rozumieć – odpowiedziała chłodno.
Jaka ja byłam głupia! Myślałam, że ten związek przetrwa...
***
Gdy Thomas w końcu podpisał papiery rozwodowe, Scarlett mogła z czystym sumieniem wyjść z budynku. Tylko gdzie miała pójść? Przecież nie miała już mieszkania, nie miała się gdzie podziać. Postanowiła, że tym przejmować się będzie później.
Kiedy znalazła się w holu, zauważyła przed budynkiem sporą grupę ludzi, którzy trzymali w rękach transparenty. ‘Precz z mutantami!’, ‘Zabić wybryki natury!’ – to tylko przykłady zdań wypisanych na tekturowych tablicach.
Świetnie, czyżby to sprawka mojego byłego ‘męża’? - pomyślała zielonooka wychodząc przed budynek i przedzierając się przez tłumy.
W końcu nie wytrzymała i uderzyła niespodziewanie strumieniem energii w grupkę manifestantów.
- Mutant! – usłyszała za sobą i po chwili wszyscy zaczęli iść w jej stronę wykrzykując obraźliwe słowa.
- Odsunąć się! – ostrzegła ich Scarlett wyciągając rękę przed siebie, a następnie strzelając w ludzi wiązką energii.
Energicznie obróciła się na piętach i zaczęła biec przed siebie, a łzy spływały po jej policzkach. Nie chciała skrzywdzić tych ludzi. Po prostu nie mogła zapanować nad swoim gniewem.
Nagle poczuła, jak coś w nią uderza. Ostry ból przelał się przez całe jej ciało i jak przez mgłę dotarło do niej, że właśnie potrącił ją samochód. Ostatnie, co widziała, to zamazane kształty dwóch postaci pochylających się nad nią, później była tylko ciemność.
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline