Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2014, 21:50   #1
Fyrskar
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed] Sylvania

Bajarz zakończył opowieść. Pochyliwszy się lekko, podniósł kunsztownie wykonany kufel, upił złocistego trunku. I, wyprostowawszy się, popatrzył po twarzach zebranych, po tych, którzy dzisiejszej nocy zjawili się na polanie Thriknzdal.

Fyrskar, syn Fyrskara, z Zhufaru, wielki krasnoludzki bajarz popatrzył na niemalże setkę podróżnych. A jego wzrok był przeszywający.

Nikt się nie odzywał, ciszę zakłócał jedynie szum liści i skrzypienie drzew. A potem w trawie zgrał świerszcz i, jakby na sygnał, zebrani na polanie zaczęli klaskać. Wszyscy - ludzie i krasnoludy, elfy i niziołki.

Jeden z zebranych wstał i, poprawiwszy bordową tunikę, haftowaną w lilie i ozdobioną gryfem volvens ad sinistram, skłonił się dwornie.

- Wdzięczniśmy Ci za twą opowieść, mistrzu Fyrskarze - powiedział głośno rycerz - Niechajże to ja, pasowany Herbert Trachsel, niewątpliwie wyrażając opinię wszystkich tu zebranych, wypowiem słowa podziękowania za Twą opowieść o Schumim, za twe przepełnione talentem słowa.

Rycerz, hrabia na zamku Lenkster, przywołał swego melancholijnego giermka, popatrzył po obecnych. Słuchacze, nawet długousi kiwali głowami, ich szepty mieszały się z odgłosami nocy. Coraz to większy rumor się robił, coraz to głośniejsze były słowa podróżnych. Pochwały, prośby o kolejną opowieść, o konkretne opowieści, padały gęsto. W pochwałach zgodni byli kupcy i mieszczanie, chłopi i szlachta, długousi i długobrodzi. Żołnierze, pasterze i bosostope niziołki. Kapłani. I stojąca na uboczu grupka druidów.

Wilkołak, stojący wśród drzew niedaleko polany już dawno zarzucił myśli o rzuceniu się, czekał tak jak reszta.

Oczekiwanie się skończyło, krasnolud powstał. I rzekł, niegłośno, ale mocno, melodyjnie, znów zawładnąwszy sercami słuchaczy.

- Chciałbym - rzekł - opowiedzieć każdemu historię tylko dla niego, każdą historię jaką znam. Ale dziś jest Zhomerstikul, Sonnstille. Dzień słońca, letnie przesilenie. I najkrótsza noc w roku, noc magiczna i niezwykła. I niezwykła będzie moja historia...

Zasiadł, odłożył na bok kufel. I kontynuował.

- Opowiem Wam... - rzekł cicho - Opowiem Wam o bohaterach. O śmiałkach, którzy zmienili losy Sylvanii. O tym co zgotowało im Przeznaczenie. Tudzież wyroki boskie.

- Słuchajcie - rzekł - Bo niezwykła to będzie opowieść...



12 Pflugzeit, 2498 K.I., koło południa

Wóz jechał traktem, turkocząc i skrzypiąc. Krasnolud zaklął. I rzekł do niziołka.

- Mówię tylko - rzekł wiercąc się na koźle - że jeśli będę musiał wysłuchać jeszcze jednej zwrotki "Drogi, która prowadzi przed siebie", to nie odpowiadam za swoje czyny, jasne?

Clempo Brandenberry wyszczerzył zęby, pomajtał nogami i rzekł.

- O, nie denerwuj się, ta była ostatnia.

Srata tata, dwie klepsydry temu mówiłeś to samo, pomyślał Urgrim, ale nie kontynuował.

Wóz po raz kolejny podskoczył a wyboju. Marienburczyk rzucił coś obraźliwego na temat imperialnych dróg. Zaznaczając, że u nich, w Jałowej Krainie, drogi są prima sort, perfekt ausgeführt.

Cyrulik, przyzwyczajony już do utyskiwań kompana, dyskursu nie podjął, ułożył się jedynie wygodniej na pryczy. Bo Ulrich podjął rozmowę, zaczął rzucać uczonymi, sensownymi argumentami. Ortwin cieszył się, że ma wygodne miejsce na sianie, Nathaniel miał w zwyczaju logiczne argumenty zbywać.

Hans spał, w myśl zasady, że jak można spać, to się śpi, a jak budzą, to trzeba się obudzić.

Wóz, wypchany serem i sianem, skrzypiał potępieńczo. Po czym gwałtownie się zatrząsł, zatrzymał się. Hans się obudził.

- Nic... - mruknął zaspany - się nie stało?

- Nic, nic - rzekł wesoło niziołek - koniec trasy, rozdroża. Ja jadę drogą na południowy wschód, wy tą na północ.

Hans zebrał rzeczy, zeskoczył. Za nim Nath, potem jego rzeczy rzucone przez Otwina, potem tobołki cyrulika. A potem sam cyrulik. Urgrim zeskoczył ciężko, wziął rzeczy od Ulricha. Po czym Scheinhelige, zadziwiając wszystkich, zeskoczył dzikim susem, wylądował.

- No co? - zapytał, szczerząc się - Broda siwa, nogi nie.

Krasnolud mruknął coś w odpowiedzi.

Niziołek wstał, obrócił się na koźle, na bosych pietach.

- Przed zmierzchaniem - rzucił - powinniście dotrzeć do miejsca, które my, niziołki, zwiemy Stajnią, imperialni - der Stall, a brodacze Ornthrond. To ruiny, tam można bezpiecznie przenocować. W miarę bezpiecznie.

Usiadł na koźle, wizgnął lejcami.

- Jeszcze raz Wam dziękuję - rzucił na odchodne. I odjechał.

Przez chwilę patrzyli na oddalający się wóz.

- Idziemy...? - zapytał zniecierpliwiony krasnolud

Poszli. Kości zostały rzucone.



12 Pflugzeit, 2498 K.I., wieczór



Rozpalili ognisko, w zrujnowanym budynku, pod wyrwą w suficie. Na podwyższeniu. Przedtem zauważając ślady ogniska, znak, że nie są tu pierwszymi gośćmi ostatnimi czasy.

I, poza stojącym na pierwszej warcie Hansem, poszli spać. Ruin nie zbadali.

Byli po prostu zbyt zmęczeni.

Z pobliskiego pagórka obserwował ich lis...



13 Pflugzeit, 2498 K.I., świtanie

Słońce zaróżowiło mgły unoszące się nad horyzontem, zaczął się nowy dzień. Ognisko zgasło, a na okopcony sufit wróciły pająki, baraszkując i budując od nowa sieci.

Urgrim, hołubiący na szerokim brzuchu medalion z narysowaną podobizną młodej krasnoludki wstał, wstała też reszta.

Rozpoczęła się przygoda, kości zostały rzucone.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 07-12-2014 o 17:28. Powód: Poprawienie błędu interpunkcyjnego.
Fyrskar jest offline