Nathaniel przykucnął w krzakach. Był spokojny i opanowany. Miarowy oddech odliczał kolejne minuty. W dłoni
Van Holstinga leżała prosta drewniana kusza, na niej zaś nieduży bełt.
Łowca nagród podniósł kuszę do oko i spojrzał na swój cel.
Dość spory jak na bażanta samiec właśnie uniósł głowę i wydał z siebie okrzyk godowy.
Nathaniel nie czekał zbyt długo. Wziął oddech, wycelował przymrużając lewe oko i strzelił. Bełt przeszedł prosto przez pierś ptaka wystając z drugiej strony. Bażant natychmiastowo padł nie wydając z siebie już żadnych więcej dzięków. Samiec liczył na gody a trafił na łowy.
Po powrocie do wieży
Van Holsting wręczył bażanta
Hansowi, który właśnie obrabiał borsuka.
- Skoro i tak już brudzisz sobie ręce.- Powiedział kładąc ptaka obok niego.
- Nie wyrzucaj piór. Hans skinął głową. Zabrał się za ptaka, gdy skończył z borsukiem.
- Powinniśmy ruszać. Biorę zachodnią stronę. Widzimy się niedługo. - Hans powiedział po skończonym patroszeniu. Podobnie jak
Nathaniel musiał uznać, że nieowocne polowanie zasługuje na drugie podejście.
Van Holsting przytaknął tylko i ruszył na wschód. Był to niebezpieczny kierunek bo oznaczało to zapuszczenie się coraz głębiej w Sylvanie, samemu. Jednak strach był czymś co nie odwiedzało
Van Holstinga zbyt często. Nie mogło.
Nathaniel został w lesie jeszcze kilka godzin, lecz nie udało mu się nic upolować. Udało mu się natomiast złamać dwa bełty podczas nieudanych prób. Łowca nagród zabrał je ze sobą z powrotem do obozu, je oraz jesionowy kij o podobnej do bełtów grubości.
Van Holsting planował przemienić złamane drzewce bełtów na nowe wykonane właśnie z zebranego kija. Zawsze to jakieś zajęcie na wieczór, przy ognisku. Nathaniel lubił sobie poskubać w drewnie.